Zagranica
Dystans całkowity: | 4710.27 km (w terenie 628.90 km; 13.35%) |
Czas w ruchu: | 283:39 |
Średnia prędkość: | 16.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.50 km/h |
Suma podjazdów: | 14406 m |
Liczba aktywności: | 61 |
Średnio na aktywność: | 77.22 km i 4h 39m |
Więcej statystyk |
[Jesioniki 5/5 - Pradziad - najwyższy szczyt Jesioników]
-
DST
88.80km
-
Teren
1.00km
-
Czas
05:58
-
VAVG
14.88km/h
-
Podjazdy
1759m
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień wita nas piękną słoneczną pogodą co nas bardzo cieszy, gdyż dziś ma odbyć się "atak" na najwyższy szczyt Jesioników - Pradziada, który ma wysokość 1492 m npm. Będą to już moje drugie odwiedziny tej górki z tym że teraz normalnie wjadziemy rowerem asfaltem bo przy ostatnim zdobywaniu tej góry [LINK] wrąbałem się na "ekstremalny" szlak pieszy przez Dziki Wąwóz gdzie przez 2 godziny musiałem nieść rower. Trasa jest ogólnie łatwa, ale na szczyt mamy jakieś 30 km podjeżdżania pod górkę.
Miejscowe pociechy dokonują przeglądu sprzętu przed jazdą.
Początek standardowo tak samo jak wczorajsza trasa do rozjazdu na sanktuarium. Nad głowami krąży nam bocian czarny.
Po zdobyciu przełęczy czeka nas taki piękny widok
Przecudnie tu...
Dojeżdżamy do Karlovej Studanki, gdzie zaczyna się właściwy podjazd na Pradziada.
Niby najwyższa góra Jesioników, ale szczyt góry dopiero nam się ukazał na jakieś 4 km przed jej zdobyciem.
Na końcowym fragmencie zaczynają się dopiero świetne widoki, które towarzyszą nam już do samego szczytu.
Na szczyt zmierzają tłumy ludzi...
Końcówka jest już bez drzew, więc jest na co popatrzeć
Na szczycie
Po ponad godzinnym pikniku na szczycie z objazdem wieży telewizyjnej dookoła czas ruszać w dół - ojjj będzie bardzo długo z tej górki :) Zjazd z prędkościami 50-65 km/h przebiegł nam na wyścigu z tymi trzema dziewczynami, które zjeżdżały na hulajnogach
W Kralovej Studance robimy postój przy wodach źródlanych, aby uzupełnić bidony. Jak się okazuje woda jest bardzo specyficzna. Ma wręcz odrzucający zapach zgniłych jaj i podobny smak. Próbujemy się rozeznać czy to jest zdatne do picia i okazuje się że tak.
Na początku piłem to z dosyć dużym obrzydzeniem, ale później w trasie już z chęcią sięgałem po wodę aby poczuć ten dziwaczny zapach i smak... dało się go polubić :P
W Vrebnie odwiedzamy fajny skate park, gdzie miejscowi pokazują nam trochę widowiskowych akrobacji. Ja decyduję się jedynie na przejażdżkę po hopkach bo szkoda sobie wybić zęby.
W Hermanovicach robimy małą modyfikację trasy aby nie wracać w całości tą samą drogą. Jedziemy przez Horni Udoli - jak się okazuje był to dobry wybór mimo upierdliwego podjazdu bo zjazd przebiegał przez uroczą wioskę pełną ślicznych domków drewnianych. Strasznie podobał mi się ten odcinek i na przyszłość już wiem że podjeżdżać trzeba tędy, a zjeżdżać po drugiej stronie góry drogą u podnóża sanktuarium.
Na pożegnanie się z Czechami robimy jeszcze przed granicą dłuższy postój na pepiczkowe żarełko - knedliki, schabowy, kofola i piwko z widokiem na "Biskupską Kupę".
Mapa trasy:
Kategoria Góry, Zagranica
[Jesioniki 3/5 - Rychleby]
-
DST
81.60km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:40
-
VAVG
14.40km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszego dnia uderzamy ponownie na Czechy - w planie mamy odwiedzić Rychlebskie Ścieżki.
Początek idzie nam bardzo kiepsko - nie ma kompletnie mocy w nogach na jazdę.
Dopiero po wjeździe do Czech, zachwyceni miasteczkiem Mikulovice zapominamy o ciężkich nogach.
Od Mikulovic jedziemy bardzo przyjemną ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Białej.
x
Trasa rowerowa doprowadza nas do Pisecnej, gdzie po pokonaniu podjazdu czekają nas ładne widoki. Podjeżdżamy też do Jaskini pod Spicakiem - okazuje się że wstęp jest płatny, my nie mamy koron i na przejście jaskini trzeba poświęcić około 1 godziny. Jedziemy więc dalej...
kawałek dalej oczom naszym ukazuje się niesamowity widok pola pełnego białych maków.
Przystanek na posiłek robimy przy starym zarośniętym kamieniołomie którego strzegą rzeźby. Zaraz obok znajduje się również wapiennik - piec przeznaczony do wypalania skał wapiennych.
Następnie czeka nas kilku kilometrowa wspinaczka przez las i dojeżdżamy do słynnych Rychlebskich Ścieżek. Zjeżdżamy więc w dół trasą Superflow - fajna trasa, ale niestety z sakwą nie jeździ się zbyt dobrze po takich trasach.
Odwiedzamy słynny kamieniołom Rampa, który słynie z pionowej ściany o wysokości 16 metrów z której wariaci oddają skoki do wody. Wdrapałem się na samą górę i stwierdziłem że nie oddałbym skoku za żadne skarby :P Na miejscu zszokowani byliśmy dziaciakami, które miały może z 7 lat i bez opieki dorosłych zażywały sobie kąpieli w kamieniołomie i oddawały skoki do wody z niższych skałek.
Wróciliśmy do Czarnej Wody i pojechaliśmy do głównego centrum Rychlebskich Ścieżek, gdzie okazało się że kręcą się setki rowerzystów. Zjedliśmy sobie tam obiad oglądając jak młodzi kolarze trenują jazdę góralami na hopkach. Niestety na zjazd najtrudniejszymi ścieżkami zabrakło znowu czasu :(
Tak tutaj pięknie aż nie chce się wracać.
Na trasę powrotną wybrałem jazdę jednym z singli Rychlebskich Ścieżek - 8 km trasą wzdłuż Czarnego Potoku, która jest łatwą i bardzo przyjemną trasą. Anetka mimo że z początku była sceptycznie nastawiona do tych Rychlebskich Ścieżek, tak po przejechaniu tej trasy chciała ją pokonać jeszcze raz.
Singiel doprowadza nas do Vidnavy, gdzie wjeżdżamy na asfalt i obieramy kierunek na kwaterę. Po drodze odwiedzamy kamieniołom Stachlovice, gdzie okazuje się że biwakuje sporo Polaków.
Nasza pętla zamyka się w Mikulovicach, skąd kierujemy się na Polskę.
Trasa na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica
Cypr [4/4] - Pafos
-
DST
7.90km
-
Teren
0.50km
-
Czas
00:28
-
VAVG
16.93km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni dzień naszej przygody rowerowej na Cyprze wita nas słońcem, które nie opuszczało już nas do końca pobytu. O 7 rano idziemy na śniadanie i zaraz po posiłku wychodzimy na rower żeby wykorzystać rowerowo ostatnią godzinę przed zdaniem pojazdów do wypożyczalni. Daleko nie można było odjechać więc została tylko przejażdżka nadmorskim deptakiem w Pafos - do latarni morskiej i z powrotem.
To by było narazie tyle z rowerowej przygody na Cyprze. Cypr spodobał mi się bardzo i jeżeli utrzymają się takie ceny wycieczek jak były to na pewno niebawem tu jeszcze raz przylecimy, wypożyczając rowery już na cały pobyt. Objechaliśmy tylko mały fragment tej pięknej wyspy, więc do zobaczenia jest jeszcze wiele miejsc. Kusi mnie rowerowe zmierzenie się z tutejszą górą Olimp o wysokości 1951 m npm.
Kategoria Cypr, Zagranica
Cypr [3/4] - Pafos, Monastyr Agios Neophytos
-
DST
28.17km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
15.37km/h
-
Sprzęt niemoj
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień jest jeszcze gorszy niż wczorajszy. Od rana pada, więc zostaje nam siedzenie w hotelu do 12.
Potem opady ustały, więc ruszamy się przejechać. Zimno jak w Polsce :/
Po zdjęciu z bałwanem na rondzie i przejechaniu 3 km znowu zaczął padać deszcz, więc schroniliśmy się pod drzewem. Na szczęście na drzewach są liście, więc służą za naturalny parasol. Tu na rondzie zamiast bałwana mamy jakąś babę, a po przeciwnej stronie zająca. Nie wiem z jakiej okazji stoją te figurki.
Po 5 minutach jest po deszczu i jedziemy dalej. Podjeżdżamy pod tutejszą jednostkę Straży Pożarnej.
Pniemy się chodnikami cały czas pod górę. Dojeżdżamy do głównego szpitala w Pafos, gdzie Anetka może sobie pooglądać karetki :P
Po odwiedzinach przed szpitalem, patrzę na mapę i stwierdzam że możemy spróbować dojechać do monastyru Agios Neophytos.
Cała trasa do monastyru to podjazd, więc na tą temperaturę co jest to dobra opcja. Gorzej będzie w drodze powrotnej.
Domki na wzgórzu.
Kawałek za miastem zaczynają się fajne widoki na Pafos. Jednak panoramę przysłaniają intensywne opady. U nas na szczęście nic nie pada.
Po chwili jednak zrywa się silny wiatr i zaczyna padać... śnieg. Chowamy się za murkiem bo sypie tak ostro, że po chwili robi się biało.
U nas sypie śniegiem, a kawałek dalej już mają słońce :)
Popadało kilka minut, śnieg się rozpłynął więc jedziemy dalej. Na punkcie widokowym i do nas dotarło na chwilę słońce, więc mogliśmy podziwiać niesamowity widok z góry.
Jakiś kilometr dalej zajeżdżamy pod wymyślony na szybko cel naszej dzisiejszej wycieczki - monastyr Agios Neophytos. Nic ciekawego tu nie ma, więc robimy pamiątkową fotkę i ruszamy w drogę powrotną.
Po tych opadach śniegu temperatura spadła w okolice 2-3*C, więc zjazd okazuje się makabrą. Zimno jak cholera. Po kilku kilometrach ręce mamy tak zmarznięte, że ledwo co mogę wcisnąć klamkę od hamulca. Bez wahania zatrzymujemy się przed marketem, gdzie postanawiamy się ogrzać, gdyż nie damy rady zjechać całego zjazdu - okazuje się że dobrze trafiliśmy, gdyż mają tutaj ciepłe napoje, więc wypijamy po kubku gorącej czekolady. O jak miło :)
Zjeżdżamy dalej w dół...
Na morzu sypie śniegiem...
U nas w Polsce też tak zimno, ale na drzewach cytryny nie chcą rosnąć :(
W końcu docieramy do hotelu. Nie sądziłem że tak zmarznę na Cyprze.
Mapa trasy (w jedną stronę):
Kategoria Cypr, Zagranica
Cypr [2/4] - W kierunku Lara Beach i Avakas Gore
-
DST
52.50km
-
Teren
7.00km
-
Czas
03:12
-
VAVG
16.41km/h
-
Sprzęt niemoj
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj niestety już nie jest tak słonecznie jak wczoraj. Ochłodziło się trochę i do tego okropnie wieje od morza. Ale nie ma co wybrzydzać - taka pogoda też ma swój urok. Planujemy dzisiaj dojechać do efektownego wąwozu Avakas Gore oraz na plaże Lara Beach, gdzie na świat przychodzą żółwie.
Wiatr dzisiaj tak silny, że można prawie się oprzeć o niego ;)
Cypryjskie widoki
Na morzu takie fale, że w powietrzu unoszą się kropelki słonej wody morskiej.
Za Coral Bay zaczynają się plantacje bananowe. Na drzewach wiszą ogromne ilości bananów - niestety wszystko jeszcze zielone. Anetka pobuszowała trochę w bananowcach i znalazła kilka dojrzałych bananów - były przepyszne. Kawałek dalej trafiły się mandarynki i awokado do wnętrza którego nie udało nam się dostać :P
Cały czas jedziemy w odległości około kilometra od wybrzeża. Naszą uwagę przykuwa pewien obiekt, więc podjeżdżamy bliżej wody. Brzeg tutaj ma postać pionowego klifu o wysokości kilku metrów. Morze tak tutaj szaleje że po chwili obiektyw aparatu jest cały zapaćkany wodą.
Obiekt który nas tutaj ściągnął to wrak statku Erdo 3, który utknął tu na mieliźnie w grudniu 2011 i tak pozostał jako atrakcja turystyczna. Kilkanaście kilometrów wcześniej w Pafos, również znajduje się wrak statku, ale jest dużo dalej od brzegu.
Jakiś kilometr dalej dojeżdżamy do kolejnego klifowego wybrzeża, w którego ścianach jest sporo jaskiń.
Wjeżdżamy drogą Lara Road na dzikie tereny.
Zjazdy w doliny są tutaj całkiem fajne.
Po drugiej stronie doliny, z widokiem na klif na którym robione były dwa poprzednie zdjęcia.
Drogi tutaj przecinają rzeki i trzeba przez nie przejechać brodem - dobrze że jest niski poziom wody.
Dojeżdżamy do rozwidlenia i skręcamy w kierunku wąwozu Avakas Gore - jest tu trochę wspinaczki, później zjazd. Nie ma co szaleć bo lot w dół może być długi ;)
Teren ten opanowany jest przez kozy. Niestety są coś strachliwe i przed turystami uciekają zwinnie po skałach obserwując nas z góry lub z odległości na łące.
Do wąwozu Avakas Gore niestety nie udaje nam się dotrzeć. Rezygnujemy na początku szlaku pieszego, gdzie trzeba przekroczyć potok i dalej jeszcze trzeba przejść jakieś 2 km. Do tego zrobiło się dosyć zimno, rozpadał się deszcz i już dosyć późna godzina, a w wąwozie zapewne czasu zleci nam bardzo dużo. Czekamy chwilę pod drzewem aż przestanie padać i ruszamy w drogę powrotną.
Powrót przebiega prawie tą samą drogą co przyjechaliśmy - inny wariant niestety biegnie przez góry, a na to mamy zbyt mało czasu.
Przez cały dzień nad wybrzeżem przechodziły dzisiaj takie przelotne opady jak widoczny ten w oddali - na szczęście nas zazwyczaj omijały.
Fragment drogi tuż przy rozszalałym morzu
Koło 16:00 zmarznięci docieramy do Pafos. Jakieś 500 metrów przed hotelem dopada nas ulewa, którą chwilę przeczekujemy pod drzewem. Jak deszcz stracił na intensywności ruszamy dalej i po chwili jesteśmy w hotelu.
Link do fotorelacji Anetki -> TUTAJ
Trasa na mapie (w jedną stronę):
Kategoria Cypr, Zagranica
Cypr [1/4] - Petra tou Romiou (Skała Afrodyty)
-
DST
63.17km
-
Teren
4.00km
-
Czas
03:57
-
VAVG
15.99km/h
-
Sprzęt niemoj
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tegoroczny plan "zimowego" wygrzewania się wypalił i niespodziewanie padło w last minute na wyspę na Morzu Śródziemnym - Cypr (ceny Last Minute biura podróży z wakacjami na tej wyspie są niesamowite w okresie zimowym - za 599 zł można spędzić 8 dni na Cyprze mając w cenie ubezpieczenie, przeloty, transfery, wyżywienie HB i hotel). Celem było trochę porowerować, więc wypożyczyliśmy na miejscu rowery. Baza wypadowa - Pafos.
Cena wypożyczenia roweru pozytywnie mnie zaskoczyła - za 3 dni 20 euro. Jak za tą cenę rowery były akceptowalne. Dostajemy też kaski i zapięcie rowerowe. Zestaw naprawczy zabrałem swój z Polski, ale na szczęście nie przydał się w żaden dzień.
A więc ruszamy... piękna słoneczna pogoda, prawie 20*C w cieniu... jest pięknie.
Trochę stresu też jest, gdyż panuje tutaj ruch lewostronny i ciężko się na to przestawić, więc na krzyżówkach i rondach trzeba mocno się pilnować.
Widoki super - wiosna na całego - zielono, wszystko kwitnie, w powietrzu da się wyczuć zapach cytrusów, na drzewach pełno pomarańczy, cytryny, grejpfruty.
Pomarańcza z drzew są niesamowicie soczyste i słodkie.
Zaczynają się świetne, klifowe widoki.
Droga fajnie wygląda, więc zjeżdżamy na dół, cel pewno już blisko.
Za zakrętasem ukazał się cel naszej dzisiejszej wycieczki - Petra Tou Romiou czy Rock of the Roman (Skała Rzymianina) lub jak kto woli - Skała Afrodyty.
Na dole okazuje się że czeka nas trochę spaceru z rowerami, gdyż plaża jest pokryta w całości przepięknymi płaskimi kamieniami po których niestety nie da się jechać.
Po dłuższym spacerze docieramy pod samą skałę.
Ale tu pięknie. Wg legend można nawet przejść kurację odmładzającą jak się opłynie dookoła kamień w świetle księżyca. Niestety księżyca na niebie brak, woda zimna więc odmładzać się nie będziemy :P
Zasiadamy na jednej ze skał przy brzegu i delektujemy się widokami i słońcem oraz zbieramy tzw. kamienie miłości spod skały Afrodyty. Anetce udaje się nawet znaleźć legendarny kamień w kształcie serca :)
To miejsce musiała dotykać Afrodyta.
Ten klif kusi i wychodzi że na górze jest punkt widokowy, więc postanawiamy tam zajechać.
Droga na górę bardzo wygodna :)
Pokonujemy jakieś 70 metrów przewyższenia i jesteśmy na górze, gdzie możemy podziwiać oszałamiające widoki.
Robi się już dosyć późno więc trzeba wracać. Powrót do Pafos tą samą drogą, ale postanawiamy odbić w kilka dróg bocznych.
Pierwsze odbicie miało nas doprowadzić do pól golfowych położonych między górami Afrodyty, ale źle skręciliśmy i zamiast na dole wylądowaliśmy na górze - mimo wszystko warto było bo widoki fajne.
Kaktusik
Zjechaliśmy ponownie do drogi B6 i kierujemy się na Pafos. W pewnym momencie ukazał nam się widok na ośnieżone góry Trodoss. Najwyższą górą tego pasma jest Olimp o wysokości 1952 m. npm.
Kawałek dalej odbijamy w drogę która prowadzi na koronę zapory Asprokremmoss. Tutaj też jest super.
O zachodzie słońca (ok. 17:40) docieramy do hotelu.
Link do fotorelacji Anetki -> TUTAJ
Trasa na mapie (w jedną stronę):
Kategoria Cypr, Zagranica
Na Trójstyku [6/6] - Barzdorfer See, Powrót do domu
-
DST
50.80km
-
Teren
3.00km
-
Czas
03:16
-
VAVG
15.55km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
To już ostatni dzień pobytu, w który zostaje nam powrót na dworzec kolejowy do Zgorzelca. Tym razem dojedziemy tam przez Niemcy poruszając się fragmentem trasy rowerowej wzdłuż Nysy i Odry (Oder-Neisse Radweg). Wyjeżdżamy o 8:30, na drogach pusto i do tego wiatr wieje w plecy, więc jedzie się bardzo przyjemnie.
Po drodze zajeżdżamy pod Klasztor St. Marienthal, gdzie znajduje się opactwo cysterek które jest najstarszym, do dziś nieprzerwanie działającym żeńskim klasztorem cysterskim na terenie Niemiec.
Następnie odwiedzamy sztuczne jezioro Berzdorfer See, które powstało po zalaniu kopalni odkrywkowej.
Na plaży z białym piaskiem robimy sobie godzinny postój na wygrzewanie się na słońcu.
Później ruszamy dalej świetną trasą rowerową biegnącą dookoła zbiornika.
Po drugiej stronie jeziora wiatr ostro hula. Fale i szum jak nad morzem, czyli wymarzone miejsce dla wing i kitesurferów.
W Zgorzelcu wjeżdżamy do Polski, gdzie udajemy się na dworzec Zgorzelec Miasto, który robi upiorne wrażenie przez niszczejący budynek nieczynnego dworca (aż dziwne że tego jeszcze nikt nie wyburzył). Około 14 wskakujemy w pociąg i wygodnie jadąc szynobusami, po 3 przesiadkach i 390 km jazdy pociągiem, o godzinie 22:40 wysiadamy w Trzemesznie.
Kategoria Zagranica
Na Trójstyku [5/6] - Zittau, Mistrzostwa Świata w Cross Triathlonie
-
DST
28.40km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:49
-
VAVG
15.63km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do południa co chwilę padało więc trzeba było siedzieć w czterech ścianach.
O godzinie 13 w końcu można było wyjechać. Pojechaliśmy najpierw do Czech do Hradka wydać w supermarkecie korony czeskie które nam zostały. Później powrót do Polski z postojem pod dachem dworca, gdyż znowu rozpadało się, zakup smakołyków z którymi ruszyliśmy do Niemiec, do Zittau nad jezioro Olbersdorfer, gdzie odbywały się Mistrzostwa Świata w Cross Triathlonie. Przy okazji chcieliśmy pokibicować jedynemu męskiemu reprezentantowi Polski, który nocował na tej kwaterze co my.
Rozsiedliśmy się na górce i postanowiliśmy wciągnąć smakołyki z sakwy. Zdążyłem otworzyć opakowanie i rozpadało się - krótko ale konkretnie. Przykrycie się płachetką i ucieczka pod drzewo za dużo nie dała bo byliśmy zmoczeni. Zły i zmarznięty miałem dosyć już tego dnia, ale na szczęście po chwili wyszło słońce i zrobiło się w miarę ciepło, więc mogliśmy śledzić poczynania zawodników, którzy ze względu na warunki łatwo nie mieli.
Zwłaszcza jazda na rowerze musiała nieźle dać im w kość, gdyż z trasy zjeżdżali strasznie ubłoceni, a marek rowerów i osprzętu nie dało się rozpoznać tak były ubłocone.
Błoto ;)
Zwycięzca, z Hiszpanii wbiega na metę!
Kategoria Zagranica
Na Trójstyku [3/6] - Czeska Szwajcaria, Przełom Łaby, Decin
-
DST
114.40km
-
Teren
5.00km
-
Czas
07:01
-
VAVG
16.30km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dzisiaj prognozy przewidywały słoneczny dzień, więc można było zaatakować PN Czeska Szwajcaria oraz Kanion Łaby
Pałac przerobiony na hotel w Hornitz
Jazda przez niemieckie miasteczka jest wielką przyjemnością. Porządek i urocze domy towarzyszyły nam przez kilka kilometrów przejazdu przez miejscowość Bertsdorf.
Coś nie tak z tymi prognozami - miało być słonecznie, a tu niebo całkowicie zachmurzone, mgliście, zimno i do tego okropny, silny wmordewind.
Waltersdorf to kolejne miasteczko z jeszcze piękniejszymi domami i trochę ciaśniejszą zabudową.
Kawałek dalej wjeżdżamy do Czech i gnamy na Czeską Szwajcarię.
W okolicach Dolni Chribska docieramy w końcu do celu i wjeżdżamy do PN České Švýcarsko. Mamy szczęście bo na niebie zaczęło się rozpogadzać, a chwilę wcześniej w tym rejonie musiało padać. Jedziemy w głębokim wąwozie, ze stromymi ścianami porośniętymi zielonym mchem.
Później zaczynają pojawiać się ogromne skały. Podjazdy, zjazdy, ostro zakrętasy, wąwozy... jest fajnie :)
Dojeżdżamy do miejscowości Hřensko, która charakteryzuje się tym że znajduje się w wąskim, skalnym kanionie. Budynki są wciśnięte w skalne wnęki w pionowych ścianach wąwozu.
Miejscowość opanowana przez krasnoludki ;) A tak na serio to Hrensko opanowane zostało przez azjatów i pełno tu sklepów z towarem Made in China.
Z Hřenska wjeżdża się...
do Kanionu Łaby. Wszystko ładnie pięknie tylko jak dotrzeć na drugą stronę, gdzie biegnie słynna trasa rowerowa Elberadweg. Niestety żaden z stateczków nie kursował na drugą stronę, a do najbliższego mostu trzeba byłoby jechać dodatkowe 20 km, a na to nam brakowało trochę czasu.
Pozostaje więc nam jechać przez Kanion Łaby trasą dla pojazdów samochodowych co mnie smuci, gdyż niewiele tam jest widoków, które zasłonięte są przez drzewa i krzaczory.
Kanionem docieramy do Decin, gdzie już zjeżdżamy na ścieżkę rowerową. W oczy rzuca się skała na której znajduje się restauracja Pastýřská stěna w formie zamku.
Po przeciwnej stronie natomiast na skale znajduje się zamek Decin.
Cofamy się i jedziemy przez kilka kilometrów słynną trasą rowerową wzdłuż Łaby z nadzieją na ciekawsze widoki z dostępem do samej rzeki, ale niestety odcinek ten dosyć mocno był pozarastany na poboczach. Trzeba wracać do Decin, gdyż pociąg nie będzie na nas czekał.
W Decin ok. godziny 16 wsiadamy do czeskich kolei i przejeżdżamy fragment trasy powrotnej (w większości pod górkę) pociągiem. Jedziemy pięknym szynobusem wyprodukowanym przez bydgoską Pesę. W połowie trasy pociąg dosyć mocno wypełnia się rowerzystami i zastanawiam się czy uda nam się wysiąść. Do tego z Anetką próbujemy rozwikłać zagadkę, gdyż z informacji wyświetlanych na monitorze okazuje się że niektóre stacje są na żądanie i trzeba wcisnąć odpowiedni guzik żeby pociąg się tam zatrzymał. Na szczęście nasza stacja w Rybniste jest bez guzika i wysiada tutaj większość rowerzystów. Dalej już znaną z rana trasą wracamy na kwaterę przez urokliwe niemieckie miasteczka. Teraz w większości mamy z górki, z wiatrem w plecy i dodatkowo ścigani jesteśmy przez ciemne chmury deszczowe.
Saksońskie widoki
Trasa na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica
Na Trójstyku [2/6] - Góry Łużyckie, Panska Skala
-
DST
93.10km
-
Teren
15.00km
-
Czas
06:24
-
VAVG
14.55km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszamy w trasę po 8:30.
Najpierw wjeżdżamy do Niemiec gdzie czeka nas prawie 10 km podjeżdżania. Mijamy między innymi piękną i wyniosłą formację skalną w Oybin. Na jednej ze ścian skały znajduje się zamek.
Przed granicą niemiecko-czeską robi się coraz bardziej stromo. Mijamy fajne formacje skalne. Trochę z niepokojem przyglądam się Anetce dla której jest to pierwsze spotkanie z górami, a tu na dzień dobry trafił się taki długi podjazd - na szczęście radzi sobie dobrze. Ostatnie kilkaset metrów przed granicą to konkretna ścianka, ale dajemy radę podjechać.
Na szczycie wjeżdżamy do Czech i czeka nas 10 km spokojnego zjazdu m.in. przez miejscowość z uroczymi domkami - Krompach.
i Marenice
Jak był zjazd to teraz znowu podjazd - ponownie prawie 10 km podjeżdżania m.in przez fajny las po nowiutkim asfalcie.
Widoki na Góry Łużyckie
Docieramy do celu wycieczki. Niesamowitej formacji skalnej (wychodnia bazaltu) o nazwie Panska Skala. Miejsce to wypatrzyłem na mapach już wiele lat temu i w końcu udało się tutaj dojechać. Jest to najpopularniejszy twór geologiczny w Czechach.
Cała skała składa się z kolumien, których wysokość dochodzi do kilkunastu metrów. Na szczęście obiekt jest w całości udostępniony turystom i można wszędzie chodzić i wchodzić. Trzeba jednak uważać, gdyż skały są dosyć śliskie :)
x
Zjeżdżamy do Kamienieckiego Szeniowa i w Horni Kamienice wjeżdżamy na trasę, która biegnie delikatnym podjazdem wzdłuż potoku Kamenice.
Na tle Bourny'ego. Kilka kilometrów wcześniej zaczął delikatnie padać deszcz, więc przyodzialiśmy nasze śmieszne płachytki rzeźnika i chirurga :P
Przy granicy czesko-niemieckiej, w Niemczech robimy postój przy hotelu, na punkcie widokowym z ławeczkami
Kawałek dalej trafiają się ponownie ciekawe formacje skalne.
Niestety na rowerze można pooglądać tylko fragment tych skał. Najciekawsze miejsca są dostępne tylko dla turystyki pieszej - chyba że na usilnego komuś chce się nosić rower :P
Przejeżdżamy przez urokliwe niemieckie miasteczko Jonsdorf i na wylocie mamy przymusowy postój na przejeździe kolejowym dzięki czemu możemy zobaczyć zabytkowy parowóz turystycznej kolejki wąskotorowej - nieźle zasuwał na tym podjeździe.
Do Porajowa docieramy koło 16, więc łapiemy się jeszcze na smaczny obiad w knajpie.
Po obiedzie, w delikatnym deszczu pojechaliśmy jeszcze do Niemiec z zamiarem zrobienia zakupów w niemieckim Lidlu, a tu przy kasie spotkała nas niemiła niespodzianka, gdyż okazało się że kart MasterCarda nie obsługują :/
Mapa trasy na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica