sebekfireman prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowy fotoblog Sebka

Góry - sierpień 2009 (Jeseniki) - dzień 4/5

  • DST 158.21km
  • Teren 15.00km
  • Czas 07:38
  • VAVG 20.73km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 14 sierpnia 2009 | dodano: 15.08.2009

Góry - sierpień 2009 - dzień 4/5

Trasa: Jodłów - [POLSKA/CZECHY] Horni Morava - Cerveny Potok - Vlaske - Hanusovice - Jindrichov - Nove Losiny - Rejhotice - Kouty - Pradziad (1492 m npm) - Karlova Studanka - Vidly - Bela - Domasov - Adolfovice - Jesenik - Lipova-Lazne - Vapenna - Cerna Voda - Zulova - Bergov - Vlcice - Uhelna - Javornik - [CZECHY/POLSKA] Paczków - Kozielno - Błotnica - Topola - Śrem



Dzisiejszego dnia się trochę obawiałem ze względu na dystans, wysokość na jaką trzeba wjechać i jazdę z całym bagażem.
Spakowałem wszystko do plecaka i o 6 rano wyjechałem.



Dzisiaj zjazd do Horni Moravy był suchy i można było zaszaleć - super się zjeżdżało tymi wąskimi, ostrymi zakrętasami - co chwila szybkie rozpędzenie się do 50-60 km/h i ostre hamowanie do 20 km/h. Na dole trzeba było dać ochłonąć trochę obręczy i można było jechać dalej.

Klimaty super tylko im niżej w dolinę zjeżdżałem wzdłuż rzeki Morawy tym robiło się zimniej (było tam chyba poniżej 5 stopni) i ostatecznie tak wymarzłem że miałem problemy przerzutki zmieniać


Na szczęście dalej pojawiło się kilka podjazdów i zrobiło się cieplej.
Widok na Masyw Śnieżnika z Przełęczy Premyslovskiej


Czeski vlak


Za Kouty skręciłem w lewo na Pradziada (niebieski szlak), chociaż GPS pokazywał że mam inną trasą wjeżdżać. Jadę sobie pięknie asfaltem i się śmieję że wybrałem lepszą trasę bo wcześniej zaplanowana wije się gdzieś tam do góry.

Dojechałem do zbiornika zaporowego...


i mój wybór zaczynał coraz mniej mi się podobać. Dookoła same strome góry, do Pradziada się zbliżam a wysokość narazie tylko niecałe 800 metrów i przecież jakby był asfalt to wypatrzyłbym go na mapie i wprowadził tą trasę do GPSa.
Zacząłem się pocieszać że pewno coś przeoczyłem i z tej strony Czesi też doprowadzili drogę na szczyt.
Kilometr za zbiornikiem zaporowym szlak odbił w lewo z asfaltu, później w prawo i zostałem ukarany za to że nie słucham GPSa. Zaczęł się szlak typowo pieszy i to była moja 4 km droga pokutna przez Divoký důl (Dziki wąwóz). Masakra na całego - jechać rowerem nie ma szans, trzeba było go wnosić na skały, wąski szlak po kamieniach idzie stromo zygzakami do góry, kilka razy trafiłem na zwalone drzewa i trzeba było nakombinować się jak przeprawić się z rowerem. Wchodzenie wyglądało jak u starego dziadka - kilka kroków do przodu i przerwa na złapanie oddechu. W połowie drogi myślałem że nie dam już rady i padnę gdzieś z bezradności w jakie to bagno się władowałem.


Po prawie 2 godzinnym noszeniu rowera byłem totalnie wykończony, ale jak zobaczyłem drogę to radość prawie jak przy wygranej w totka. No i w końcu pojawił mi się przed oczami Pradziad, bo tak to cały czas krył się za drzewami.


W końcu wjechałem (dalej już bezproblemowo) na szczyt i tam zjadłem wszystko co było w plecaku zjadliwego. Zdobywając rowerem Pradziada tym samym pokonałem swój wczorajszy rekord najwyższej wysokości na której byłem rowerem


Widoki z góry fajne, ale nie powalające. Myślałem że kręcą się tam jacyś wysłannicy Osamy BinLadena, gdyż samolot pasażerski przeleciał nisko nad doliną między szczytami.


Na początku zjazd z Pradziada był upierdliwy, gdyż ludzi na drodze cała masa i łazi to całą szerokością drogi... co się rozpędziłem to było trzeba hamować. Dopiero za parkingiem można było rozwinąć skrzydła i przez kilka kilometrów pędzić ponad 60 km/h - trochę się zawiodłem bo liczyłem tutaj na nowy rekord prędkości a opory powietrza były tak duże że nie byłem w stanie przekroczyć 65 km/h


Później wymęczyły mnie masakrycznie 2 przełęcze za którymi zaczął się bardzo, długi i łagodny zjazd. Postanowiłem wydać czeskie korony i zakupić coś do jedzenia - niestety jadę przez miasto czy też wieś przez kilka kilometrów, wypatruję napisu Potraviny, a tu jak na złość sklepu nigdzie nie widać - dopiero po bardzo długim czasie znalazłem mini supermarket gdzie zakupiłem trochę kalorii i trochę odżyłem.

Gdzieś za Jesenikami - Pradziad już daleko w tyle


Po kilku kilometrach znowu zachciało mi sie jeść i postanowiłem zjeść coś ciepłego. Niestety nic w stylu hamburgeropodobnego jadła nie znalazłem, więc w napotkanych Potravinach kupiłem roladę czekoladową i to postanowiłem zjeść po dotarciu do kamieniołomu.

Do Kamieniołomu Rampa w końcu dotarłem i ucieszyłem się bo było sporo ludzi więc będzie można bezpiecznie się wykąpać i skoczyć w końcu ze skały (ostatnio byłem tu 2 lata temu, kropił deszcz i ludzi nie było więc nie odważyłem sie na kąpiel).


Na dzień dobry wybrałem półkę skalną na wysokości 7 metrów. Przepłynąłem na drugą stronę, wdrapałem się na skałę, stanąłem na krawędzi i... o cholera... ale wysoko... chyba odpuszczę sobie skok z tej wysokości. Stałem tak z 5 minut wystraszony że chyba nie dam rady z tej wysokości skoczyć, przyszła jakaś wycieczka Niemców i zaczęła mnie dopingować, że mam skakać bo zdjęcie chcą zrobić no to niech tam się dzieje co chce... i skoczyłem. Sekunda lotu, uderzenie o wodę dające się odczuć i po skoku... ufff... żyję. Później jeszcze raz wykonałem skok z 7 metrów - też były długie przymiarki ;)
Najwyższa półka skalna z której można skakać znajduje się na wysokości 16,5 metra - to jest miejsce tylko dla prawdziwych twardzieli i niestety nie było w okolicy takiego - wszyscy skakali z max 7 metrów.




Nakręciłem i klip video ze skoków miejscowych


Ostatnie spojrzenie na Jeseniki


To sobie ktoś fajną miejscówkę urządził na posiadówę...


Zamek w Javorniku. Za Javornikiem (tam dopiero sklep znalazłem otwarty) ostatnie korony wydałem na czeskie piwko Gambrinus, które dało mi takiego kopa że wszelkie zmęczenie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i dalszą trasę już jechałem z prędkością nie schodzącą poniżej 25 km/h.


A tu już w Polsce nad zbiornikiem zaporowym na rzece Nysa Kłodzka w Topoli


i piękny widok z wału na Góry Złote


Nocleg w agroturystyce Dziupla u Pana Kazia z którym nie widziałem się już 2 lata, więc pogadaliśmy sobie trochę i trzeba było iść spać bo jutro znowu pobudka przed 6 rano i w drogę... do domu niestety.


Kategoria Góry, Zagranica


komentarze
Maks
| 09:32 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj Super widoczki ;)
Pozdrawiam
Winq | 12:27 poniedziałek, 17 sierpnia 2009 | linkuj Wiem, wiem.
Ale sam fakt ;)
sebekfireman
| 06:33 poniedziałek, 17 sierpnia 2009 | linkuj Winq - a no faktycznie, tylko że jak wy wróciliście to ja dopiero przygotowywałem się do wyjazdu.
Winq
| 23:26 niedziela, 16 sierpnia 2009 | linkuj Ale numer
Po naszych rejonach jeździłeś
Kozielno - nasza baza. Javornik - punkt zborny na wypady ;)
JPbike
| 10:06 niedziela, 16 sierpnia 2009 | linkuj Górski wypad miałeś taki że: nic dojąć, nic ująć ... :)
No i te wciągające fotki ... ehh
granicho-bez-4
| 21:39 sobota, 15 sierpnia 2009 | linkuj wspaniałe zdjęcia, bo nie może być inaczej. Szkoda, że tak krótko jechaliśmy razem. Na Pradziadzie byłem jesienią 2007, było extra. Pozdrawiam.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zogad
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]