sebekfireman prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowy fotoblog Sebka

Wpisy archiwalne w kategorii

Zagranica

Dystans całkowity:4710.27 km (w terenie 628.90 km; 13.35%)
Czas w ruchu:283:39
Średnia prędkość:16.61 km/h
Maksymalna prędkość:75.50 km/h
Suma podjazdów:14406 m
Liczba aktywności:61
Średnio na aktywność:77.22 km i 4h 39m
Więcej statystyk

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 7/7

  • DST 70.13km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 17.04km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 lipca 2011 | dodano: 05.08.2011

Wstajemy już przed 5:30 - nie idzie spać bo jeden z naszych za mocno chrapie, do tego śpiewają ptaki i słychać strzały jakiejś artylerii - pełen mix odgłosów.
Zwijamy się i ruszamy do Linz.
Nowa katedra w Linz (wieża tak wysoka że się nie dało jej złapać w kadr)


Rynek główny "Hauptplatz" w Linz


Ponownie przekraczamy Dunaj


Po wyjeździe z Linz czeka nas najdłuższy podjazd jaki miałem przyjemność kiedykolwiek podjeżdżać... całe 14 km pod górkę (z 250 na 777 m npm.) i tylko 500 metrów przewyższenia... ciągnęło się to niemiłosiernie długo...
Po drodze trafił się widok na zamek w Wildberg


Zjazd z przełęczy nie był zbyt przyjemny, gdyż cholernie wiało wmordewindem i było zimno. Później znowu trochę pod górkę i żegnamy Austrię a witamy Czechy.


W Czechach jedziemy jakimiś zapomnianymi asfaltami z masą nierówności do Rybnika na dworzec kolejowy. Docieramy 1,5 godziny przed czasem... udaje mi się stosując mix językowy czesko-polsko-angielski zakupić bilety na całą trasę przez Czechy, więc zostaje oczekiwanie na pociąg...


Pociąg w który wsiadamy jedzie z Austrii do Ceskich Budejovic, więc mamy okazję przejechać się wagonami austriackimi, które są rewelacyjne. 5 minut po ruszeniu pociągu rozpadało się i padało już do końca dnia.


To w sumie jeszcze nie koniec wyprawy bo czeka nas długa droga do domu pociągami z małym bonusem "Praga nocą".

Trasa na mapie:


_


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 6/7

Piątek, 29 lipca 2011 | dodano: 05.08.2011

Alpy austriackie - dzień 6/7

Ranek wita nas ciężkimi chmurami. Po śniadaniu zjeżdżamy do St. Gilgen nad jezioro Wolfgangsee. Widoki dzisiaj kiepskie, więc nie ma sensu objeżdżać jeziora.


Kręcimy się więc chwilę po uliczkach St. Gilgen...
Ciekawa fontanna


Budynek ratusza


Następnie udajemy się nad jezioro Mondsee - nad jeziorem wyrosła sobie wielka pionowa ściana, więc austriacy zrobili tunel dla aut oraz dla rowerzystów. Jest to najdłuższy tunel przez który przejeżdżamy na wyprawie o długości 1168 metrów.


Z tunelu odchodzą w paru miejscach odnogi na brzeg jeziora, gdzie można popatrzeć na widoki.




Jezioro Mondsee


Następne jezioro to Attersee, które jest największym jeziorem obszaru Salzkammerg. Woda w jeziorze ma fajny turkusowy kolor, jedziemy wzdłuż jeziora kilkanaście kilometrów, ale nie ma zbytnio miejsc na fajne zdjęcia... dopiero po odbiciu w Staidbach na przełęcz i wjechaniu na wyższą wysokość pojawiły się lepsze widoki


Zdobywamy przełęcz, następnie długi zjazd i zawitaliśmy ponownie nad jeziorem Traunsee zamykając pętlę. Jedziemy na naszą miejscówkę, gdzie zażywamy kąpieli w jeziorze i doprowadzamy się do ładu i porządku. Wyszło nawet słońce :)
Ostatnie spojrzenie na góry i jeziora i ruszamy w kierunku granicy austriacko-czeskiej, gdzie zostało nam jeszcze 120 km.


Jest cały czas delikatnie z górki, wiatr w plecy więc pędzimy nie schodząc poniżej 30 km/h. Bardzo szybko zajeżdżamy do Lambach, gdzie kręcimy się chwilę po mieście.
Klasztor benedyktynów w Lambach.


Zajeżdżamy do Wels, pogoda się psuje, ale znowu mamy szczęście bo rozpadało się po naszym wejściu do marketu. Czekamy pod dachem kiedy przestanie padać i ruszamy dalej.

Za Oftering zaczynamy na gwałt szukać noclegu, gdyż na północy tworzą się bardzo nieciekawe chmury, które wędrują w naszym kierunku. Znajdujemy ciekawą miejscówkę pod lasem - opuszczoną działkę rekreacyjną ze stawem i altanką. Sprawdzamy czy nikt tam nie pomieszkuje i nie widząc nikogo rozbijamy się szybko na tyłach. Gdy wszystkie namioty stanęły rozpadało się... miało się to szczęście :)


Noc minęła niezbyt spokojnie, gdyż po okolicy kręciły się jakieś zwierzaki, które drapały mi w namiot i skakały po dachach altanki...

Trasa na mapie:


_


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 5/7

  • DST 101.41km
  • Teren 1.00km
  • Czas 06:07
  • VAVG 16.58km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 28 lipca 2011 | dodano: 04.08.2011

Alpy austriackie - dzień 5/7

W trasę ruszamy o standardowej porze. Pierwsze kilometry jedziemy tą samą trasą więc pędzimy do Bischofshofen bez zatrzymywania się. Jedzie się znakomicie, gdyż wiatr mamy w plecy. W Bischofshofen robimy zakupy w markecie i jedziemy zobaczyć słynną skocznię im. Paula Ausserleitnera.


Oczywiście wchodzimy po schodkach na samą górę... idzie się zasapać ;)


Jadąc uliczkami Bischofshofen trafiamy na mini ryneczek z ładnymi budynkami.


Masyw Tennengebirge dzisiaj jest w chmurach więc widoki są niezbyt specjalne, ale nie jest źle... widok na zamek Hohenwerfen.


Za Werfen wjeżdżamy na niesamowitą trasę biegnącą w wąwozie - z lewej i prawej strony są prawie pionowe kilkusetmetrowe ściany. W jednym miejscu czeka nas kilkunastominutowa przerwa, gdyż na ścianie pracują alpiniści którzy usuwają luźne skały.


Jedno z austriackich miasteczek


Wjeżdżamy ponownie w rejon Salzkammergut obfitujący w jeziora - pierwsze jezioro jakie ukazuje się naszym oczom to Fuschlsee. Z góry jezioro wygląda okazale, ale po dojeździe na plażę w miejscowość Fuchl am See widoki nie robią na nas specjalnego wrażenia.


Ruszamy dalej... na niebie pojawia się "straszna", ciemna chmura więc zapewne ostro lunie. Jakoś udaje nam się sucho dojechać do St. Gilgen skąd jest piękna panorama na jezioro Wolfgangsee.


W St.Gilgen zajeżdżamy do marketu, wchodzimy pod daszek i w tym momencie rozpadało się i nawet parę razy zagrzmiało. Czekamy z dobre 2 godziny pod daszkiem aż przestanie padać. W końcu przestało... jako że zrobiło się zimno i zaczęło się ściemniać odpuściliśmy jazdę wzdłuż Wolfgangsee i kawałek zawróciliśmy w poszukiwaniu noclegu. Udało się coś znaleźć na łące w wysokich trawach... szybkie rozbicie obozowiska przed kolejną nadchodzącą chmurą - pośpiech był nie potrzebny, gdyż okazało się że to była pierwsza noc bez deszczu.


Trasa na mapie:


_


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 4/7

  • DST 81.51km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:05
  • VAVG 16.03km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 lipca 2011 | dodano: 03.08.2011

Alpy austriackie - dzień 4/7

Poranek wita nas przepiękną słoneczną pogodą, a to jest w sumie najważniejszy dzień wyprawy, gdyż zajeżdżamy najbliżej w najwyższe partie austriackich Alp, więc widoki będą przecudne... i takie były...




W planach był wjazd na najwyższą przełęcz Austrii - Hochtor. Jednak dzisiaj nadal nie czuję się najlepiej kondycyjnie i niestety wraz z Łukaszem rezygnujemy z tej opcji wybierając relaks nad jeziorem Zell am See. Zdobycia Hochtoru podejmuje się jedynie Piotr. Przed marketem w Taxenbach rozdzielamy się więc i każdy jedzie swoje. Są to najdalsze okolice naszej wyprawy.

Widoki przy tej pogodzie są wprost powalające.






Jezioro Zell am See także robi niesamowite wrażnie przy takiej pogodzie




Rozkładam się na trawce, zażywam kąpieli w jeziorze oraz w promieniach słońca, zjadam specjały z plecaka i czuję jak kryzys mija i odzyskuję siły.


Niestety na Hochtor już za późno, okrążam więc z 2 razy jezioro i wraz z Łukaszem udajemy się do Fusch, gdzie na przystanku czekamy na zjazd twardziela Piotra, któremu udało się zdobyć Hochtor.


Wymieniamy się wrażeniami i ruszamy w drogę powrotną... z namiotami rozbijamy się w tym samym miejscu co wczoraj.

POLECAM ZOBACZYĆ FOTORELACJĘ PIOTRA Z TEGO DNIA

Trasa na mapie:


_


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 3/7

  • DST 132.29km
  • Teren 8.00km
  • Czas 07:57
  • VAVG 16.64km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 lipca 2011 | dodano: 02.08.2011

Alpy austriackie - dzień 3/7

Standardowo o 6 rano pobudka, zimno że ciężko się ze śpiwora wygramolić, w nocy znowu padało.


W Bad Ischl robimy zakupy w markecie i ruszamy w kierunku Hallstatter See. Jedziemy drogą rowerową dookoła jeziora. Jeden odcinek jest niesamowity, gdyż droga powieszona jest na stromych ścianach gór zaraz nad jeziorem. Jest i most wiszący.



Widoki też są cudowne - po przeciwnej stronie widać miasteczko Hallstatt do którego zmierzamy.





Docieramy w końcu do miasteczka Hallstatt, które jest przeurocze - kolorowe domki powciskane na stokach gór, wąskie uliczki robią niesamowite wrażenie.




Następnie odbijamy w lewo i czeka nas podjazd na przełęcz Pab Gshutt (969 m npm). Niby tylko 450 metrów przewyższenia, ale końcowy 2,5 km odcinek nieźle daje w kość. Później czeka nas długi zjazd, a każdy zakręt to nowe widoki.




Masyw Tennengebirge ze szczytem Bleikogel (2411 m npm)


Wieczorem znowu są problemy ze znalezieniem miejsca na nocleg i ogólnie dopada nas jakiś kryzys - czuję się strasznie zmęczony, ledwo kontaktuję i nie mamy wizji jak tu zorganizować jutrzejszy dzień żeby się wyrobić z czasem.
Nocleg w końcu udaje się znaleźć i wizja jutra też się zrodziła.

Trasa na mapie:


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 2/7

  • DST 143.99km
  • Teren 5.00km
  • Czas 08:12
  • VAVG 17.56km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 lipca 2011 | dodano: 01.08.2011

Alpy austriackie - dzień 2/7

W Czechach wita nas zimny poranek, w nocy padało. Zbieramy obozowisko i przed 8 ruszamy w trasę... musimy dzisiaj dojechać do Alp. Widoki na południu Czech całkiem przyjemne dla oka...


Po paru kilometrach podjazdu przekraczamy granicę i wjeżdżamy do Austrii


Jedziemy pięknymi, pagórkowatymi terenami i w Assasch przekraczamy Dunaj, wzdłuż którego biegnie kilkusetkilometrowa ścieżka rowerowa... spotkać tam można spore ilości rowerzystów. Przez kilka kilometrów nasza droga biegnie naddunajską trasą...


Jedziemy dalej... przed Roitham w końcu naszym oczom w końcu pokazują się na horyzoncie Alpy...


Kawałek dalej trafiamy na piękny zespół wodospadów na rzece Traun.


Bliżej, bliżej, coraz bliżej... aż po 110 km naszym oczom w końcu ukazuje się miasto Gmunden położone nad jeziorem Traunsee


Jak tu pięknie... miejsce o którym marzyłem od 2 lat w końcu mogę oglądać na żywo.


Zamek Ort położony na wyspie jeziora Traunsee


Oczywiście nie mogło zabraknąć kąpieli w jeziorze Traunsee. Woda dosyć zimna, ale po tylu kilomerach taka kąpiel to sama przyjemność, chociaż inni turyści jakoś dziwnie się na nas patrzyli...


Powoli robi się wieczór więc czas na szukanie noclegu... ruszamy więc piękną trasą wzdłuż jeziora... widoki miodzio...




Mijamy miejscowość Ebensee i nadal nie idzie znaleźć nic odpowiedniego na rozbicie obozowiska. Na szczęście po dosyć długich poszukiwaniach udaje nam się znaleźć kawałek płaskiej łąki w otoczeniu gór


Trasa na mapie


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Wyprawa "Alpy austriackie" - dzień 1/7

Niedziela, 24 lipca 2011 | dodano: 01.08.2011

Alpy austriackie - dzień 1/7

Po wielu godzinach przygotowań wsiadłem w pociąg i ruszyłem na podbój Austrii z wielkimi obawami. Na trzy dni przed wyjazdem zastanawialiśmy się nad odwołaniem wyjazdu ze względu na warunki pogodowe (wiadomości o kataklizmach w Czechach i Austrii), ale w końcu prognozy mówiły jedynie o przelotnych opadach więc gorzej już chyba nie będzie.
W Międzylesiu dosiada się w pociąg dwójka pozostałych towarzyszy wyprawy - Piotr "pr0zak" oraz Łukasz "Luuke". Przekraczamy granicę Polski i mkniemy dalej pociągami przez całe Czechy - trzeba przyznać że przez ten kraj całkiem wygodnie podróżuje się koleją. Po 6 szalonych, "parominutowych" przesiadkach na czeskie pociągi, docieramy przed godziną 22 do celu - Vyssi Brod klaster. Dalej polegamy tylko na swoich rowerach.


Stąd już tylko rzut beretem do Austrii, ale dzisiaj zostaniemy w Czechach. Wymęczeni całodzienną podróżą pociągami marzymy tylko o tym żeby położyć się spać. Wyjeżdżamy za miejscowość i w ciemnościach próbujemy znaleźć dogodne miejsce na rozbicie obozowiska. Znalazła się jakaś łączka, więc rozbijamy namioty i idziemy spać...


Kategoria Austria 2011, Zagranica

Góry 2011 (Kotlina Kłodzka) - dzień 2/5

  • DST 93.39km
  • Teren 9.00km
  • Czas 05:09
  • VAVG 18.13km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 czerwca 2011 | dodano: 17.06.2011

Góry 2011 (Kotlina Kłodzka) - dzień 2/5

Dziś wybraliśmy się w czeskie Rychleby.

Na granicy czesko-polskiej w Złotym Stoku


"Szpaki atakują" - przez całe 4 lata marzyła mi się uczta czereśniowa w tym miejscu. Przez kilka kilometrów drogi ciągną się drzewa pełne smacznych czereśni - objedliśmy się niesamowicie.


W drodze na góry Rychlebskie




Docieramy nad zalany kamieniołom Rampa w Carnej Vodzie, gdzie robimy sobie dłuższą przerwę.




Oczywiście korzystając z okazji...


wykonuję kilka skoków z 7 metrowej ścianki... na wyższe brak odwagi :P


Był jeszcze zamiar przejechania się Rychlebskimi Ścieżkami, które widziałem u JPbike, ale niestety zabrakło już na to czasu... późna pora się robiła więc trzeba było wracać do Polski.

Velky Rybiniec


Czeski pagórek


Trasa na mapie


_


Kategoria Góry, Zagranica

Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura) 11/13 - PODSUMOWANIE

  • DST 95.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 24.78km/h
  • Sprzęt niemoj
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 lutego 2011 | dodano: 25.02.2011

Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura) - dzień 11/13

Dzisiaj we trójkę (Ja, Paweł i Daniel) ruszamy na rowerach szosowych w góry, w głąb wyspy, reszta grupy miała płynąć na wyspę Lobos. Rowery w sumie wymieniliśmy wczoraj (całkiem fajne szosówki KTM Strada 2000) i była to moja pierwsza w życiu przejażdżka na rowerze szosowym - pierwsze słowa po zakręceniu pedałami to "o cholera, ale to ma przyspieszenie" ;)


W planach mamy zdobycie pasma górskiego w głębi wyspy i przejechanie trasą z serpentynami przez Betancurię do Tuineje.


Jedzie się przyjemnie i szybko bo jedziemy z wiatrem. Zjeżdżając z tych górek co mam za plecami wiatr nami tak pomiatał, że rzucało nas na szosówkach po prawie całej drodze.


Zaczyna się to na co czekałem - podjazd na szczyt Montaña Tegú, gdzie znajduje się punkt widokowy Mirador Morro Velosa. Podjazd ma parę kilometrów, ale w sumie był dosyć łatwy i nie sprawił jakiegoś większego problemu.


Montaña Tegú (645 m npm) zdobyta. Na szczycie spotykamy kilka osób z naszej grupy, która przyjechała tu samochodem - okazało się że wypad na wyspę Lobos nie doszedł do skutku ze względu na zbyt silny wiatr.


Widoki ze szczytu całkiem ładne, chociaż przejrzystość powietrza dzisiaj nie najlepsza.


Ze względu na silny wiatr zrezygnowaliśmy z dalszej górskiej pętli przez Betancurię, więc czekał nas zjazd tym podjazdem co wjeżdżaliśmy - myślałem że osiągnę jakąś fajną prędkość, a tu rower jakoś nie bardzo chciał się rozpędzać przez wiatr. Postanowiliśmy wracać tą samą drogą... w tą stronę jechało się okropnie - wmordewind był straszny i przeszczęśliwy byłem jak dotarłem do bazy.


Trasa na mapie


Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura) - dzień 11,5-13/13

Dalsza część dnia (i połowa następnego dnia) przeznaczona była na lenistwo i równanie opalenizny w pięknym, hotelowym ogrodzie.


Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy - wieczorem wzbiliśmy się w powietrze i zaczęła się dłuuuuuga, 28 godzinna droga powrotna do domu.


PODSUMOWANIE...
Wyjazd uważam za bardzo udany i polecam każdemu taką odskocznię w czasie zimy. Trafiliśmy w sumie na idealną pogodę, gdyż na dobrą sprawę mieliśmy przez całe 2 tygodnie słońce (dzień przed przylotem i dzień po naszym wylocie podobno się rozpadało) i temperatury w okolicach +25*C. Wieczory jedynie są tam chłodne (ok. 10-15*C) i przydaje się wtedy cieplejsze ubranie.
Jeżeli chodzi o koszty, to Wyspy Kanaryjskie są na szczęście dosyć tanie - produkty w marketach są nieznacznie droższe niż u nas, alkohole tańsze, paliwo tańsze. Koszt wycieczki w biurze Cyklotramp wynosił w zależności od terminu rezerwacji 2150-2550 zł i w tej cenie zawarte były przeloty samolotami (przesiadki w Madrycie), noclegi w 3-4 osobowych pokojach z łazienką i kuchnią, transfery z/na lotniska, przeprawa promem na Fuerteventurę, wypożyczenie rowerów oraz ubezpieczenie. Wyżywienie było we własnym zakresie i zaopatrywałem się w nie, w marketach, przygotowując wszystko w kuchni, która znajdowała się w każdym pokoju - na wyżywienie wydałem tam tylko 70 euro (ok. 280 zł) nie głodując. Z Polski zabrałem troszkę żywności, ale był to głównie dopychacze: zupki, kaszki, czekolady i kisiele.
Na koniec pozdrawiam całą rowerową ekipę z którą miałem przyjemność wypoczywać w miłej i sympatycznej atmosferze: szefa Macieja, pilotów Justynę i Wiktora oraz resztę: dwie Gośki, dwie Jolki, Helenę, Grażynę, Renatę, Mariolę, Martę, Ewę, Olę, Bartka, Pawła, dwóch Tomków, Janusza, Sławka, Wiktora, Jaśka i Daniela.

Na koniec, krótki klip video z pobytu


_


Kategoria Wyspy Kanaryjskie 2011, Zagranica

Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura) 10/13

  • DST 53.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 18.71km/h
  • Sprzęt niemoj
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 11 lutego 2011 | dodano: 22.02.2011

Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura) - dzień 10/13

Dzisiaj zdezerterowałem z grupy, która jechała gdzieś w głąb wyspy i postanowiłem pojechać jeszcze raz na klify w Cotillo, które ostatnio zbyt szybko przejechaliśmy, a strasznie mi się tam podobało.

"Kaktusolog" ;)


Do Cotillo miałem z wiatrem więc raz dwa zajechałem na miejsce - dzisiaj fale tu są konkretne, na skałach klifów tak się rozbijają że w powietrzu unosi się pełno kropelek wody


Pan wiewiór w paszczy ziemnego potwora


Trochę kombinowania tutaj było z samowyzwalaczem, ale coś tam wyszło, chociaż nie do końca to co chciałem. Więcej prób już nie robiłem bo za dużo chodzenia ;)






W jednym z miejsc można było zejść na sam dół klifów po schodach trzymających się na słowo honoru, ale warto było bo z dołu widoki też cudowne




O tak... grzej słonko, grzej bo już za parę dni będę marzł w Polsce...


W drodze powrotnej zatrzymałem się na plaży Cotillo na godzinne opalanie, ciągnęło mnie strasznie do wody bo fale były niesamowite, ale samemu wolałem nie ryzykować kąpieli w takich dużych falach.


Powrót przez płaskowyż wulkanów Malpais de Bayuyo


Widok z góry na pustynię wydmową El Jable


Fuerteventure słynie z kóz - zwana jest też "kozią wyspą", a ja potrzebowałem tyle dni żeby jakąś znaleźć, która zapozuje mi do zdjęcia.


Droga do piekła ;)


Trasa na mapie


Kategoria Wyspy Kanaryjskie 2011, Zagranica