Góry
Dystans całkowity: | 3601.70 km (w terenie 747.00 km; 20.74%) |
Czas w ruchu: | 230:03 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.50 km/h |
Suma podjazdów: | 16869 m |
Liczba aktywności: | 45 |
Średnio na aktywność: | 80.04 km i 5h 06m |
Więcej statystyk |
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 4/4
-
DST
14.43km
-
Czas
00:42
-
VAVG
20.61km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 4/4
Dziś ostatni dzień pobytu w górach. W planach miałem z samego rana wjazd na Chełmiec, ale niestety wczoraj wieczorem dopatrzyłem się że łańcuch zaczyna się powoli sypać (w końcu po 11 tys. km. nie dziwne), więc wolałem nie ryzykować wjazdu na szczyt i spokojnym tempem udałem się z kwatery na dworzec PKP Wałbrzych Główny.
Najpierw jazda we mgle, która mnie całego wymoczyła i wymroziła, a później po wyjeździe z dolin pojawiły się takie piękne widoki
Powrót do domu pociągiem upłynął całkiem przyjemnie bez żadnych problemów. O 16 wysiadłem u siebie... o kurcze jak tu zimno i jak okropnie wieje wiatr.
Kategoria Góry
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 3/4
-
DST
100.02km
-
Teren
25.00km
-
Czas
06:16
-
VAVG
15.96km/h
-
VMAX
61.40km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 3/4
Na dzisiaj zaplanowałem sobie wjazd na Kralovecky Spicak (880 m npm) oraz Adrszpasko-Cieplickie Skały.
O cholera... i ja na to mam wjechać - w drodze na Kralovecky Spicak (880 m npm). Dotrzeć na szlak na szczyt nie było łatwo bo najpierw drogę zagrodził mi kamieniołom, ale ostatecznie przez krzaki i łąki dotarłem na szlak i zaczęła się 30 minutowa ściana płaczu.
30 minut dreptania na 22/30 i jestem na szczycie - było strasznie ciężko, ale z roweru nie zsiadałem. Widoki z góry przecudne - szkoda tylko że w jednym kierunku. Widać stąd także Karkonosze i Śnieżkę, ale niestety krążyły tam dzisiaj chmury, więc musiałem zadowolić się bliższymi widokami.
Zjazd z Kraloveckiego z lekkim stresem, bez szaleńczego rozpędzania się do kosmicznych prędkości (przed cłkowitym puszczeniem hamulców powstrzymywał mnie brak ubezpieczenia :P )
Dalej sielankowymi pagórkami pojechałem w kierunku Trutnov
pagórkowate łaki były też niczego sobie - momentami było tak stromo że rower bez pedałowania rozpędzał się do prawie 60 km/h
Tutaj miały być foty z Martwego Jeziora, ale niestety nie udało mi się dotrzeć na sam brzeg. Z Trutnov pojechałem w kierunku Chvalec, gdzie zrobiłem sobie piknik na boisku piłkarskim, a następnie wspinaczka serpentynami i zjazd do Adrspach.
W Adrspach znajdują się niesamowite formy skalne. Na teren Skalnego Miasta nie wchodziłem, gdyż byłem tam 3 lata temu.
Po powrocie do Polski, pokręciłem się jeszcze po Parku Krajobrazowym Gór Wałbrzyskich
W końcu trochę więcej słońca więc szczyty nabrały pięknych kolorów jesieni
Na przytulanko komuś się zebrało :P
W Sokołowsku trafiłem na zdewastowane sanatorium dr Brehmera, wybudowane w 1862 roku. Aż serce się kraje jak się widzi ruinę takiego pięknego obiektu. Być może budynek wróci do swojego dawnego stanu, gdyż podobno ktoś podjął się odbudowy.
Kategoria Góry, Zagranica
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 2/4
-
DST
100.33km
-
Teren
25.00km
-
Czas
06:15
-
VAVG
16.05km/h
-
VMAX
56.20km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 2/4
Celem dzisiejszego wypadu są Góry Stołowe oraz Brumowskie Ściany
Słońca znowu mało, ale ważne że nie pada i widoczki są mimo wszystko urocze...
Jako pierwszy szczyt do wjechania miał być Ostas (700 m npm), ale niestety po wjechaniu na 650 m, dalej nie dało się kontynuować jazdy rowerem. Jednak nie czułem się zawiedziony, gdyż okolica obfitowała w piękne formy skalne
Z Ostas udałem się w kierunku Machov, gdzie wróciłem do Polski i wjechałem na teren Parku Narodowego Gór Stołowych. Tam czekał mnie kilkukilometrowy podjazd, którym dotarłem do Karłowa, gdzie znajduje się jedna z największych atrakcji Sudetów - Szczeliniec Wielki. Oprócz tego trafiłem tutaj w końcu na czynną restaurację, gdzie wciągnąłem konkretny kawał mięcha. Na Szczeliniec nie wjeżdżałem, gdyż na górę da się dostać tylko piechotą.
Później czekał mnie długi zjazd do Radkowa, gdzie wylądowałem nad pięknie położonym Zalewem Radkowskim
Następnie ruszyłem w kierunku Brumowskich Ścian, z których znacząco w górę wzbijał się szczyt Korona - do podnóża skał na szczycie trzeba było wjechać rowerem bo tam biegła trasa rowerowa i nie było to łatwe zadanie - umęczyłem się tak, że aż dopadł mnie kryzys. Niestety na sam szczyt rowerem raczej nie dało się wjechać.
Trasa przez Brumowskie Ściany biegła cały czas przez lasy ze skałami. Chciałem jeszcze tam zahaczyć o kilka ciekawych miejsc, ale niestety nie bardzo dało się w nie dojechać rowerem.
O 17 dotarłem na kwaterę z obolałym dupskiem i nogami, a tu jeszcze trzeba było zrobić pieszy 2 km wypad w dół do Biedronki na zakupy.
Kategoria Góry, Zagranica
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 1/4
-
DST
58.21km
-
Teren
15.00km
-
Czas
04:05
-
VAVG
14.26km/h
-
VMAX
56.00km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry 2010 (Ziemia Brumowska i Wałbrzyska) - dzień 1/4
W końcu udało się w tym roku, po wielu nieudanych próbach wybrać z rowerem w góry - za cel padły okolice Wałbrzycha i Ziemie Brumowskie w Czechach.
Rower w pociąg i jazda do Wałbrzycha bez większych przygód. Później rowerem musiałem przejechać z Wałbrzycha Głównego na kwaterę w okolice Mieroszowa. Na miejscu byłem po 12, więc szybko sie rozpakowałem i ruszyłem w trasę
Zacząłem z grubej rury i na pierwszy ogień poszedł Ruprechticky Spicak (880 m npm) w Czechach wjeżdżany od Mezimesti.
Wjazd nie należał do łatwych - myślałem że to takie lajtowe górki będą, a tu nie dałem rady całości podjechać i dosyć sporo podprowadzać na piechotę musiałem bo nie szło ujechać. A zdyszany byłem jak diabli... chyba coś nie tak z kondycją...
Na szczycie znajduje się wieża widokowa z której roztacza się piękny widok
ładne widoki są o ile trafi się na odpowiednie warunki atmosferyczne. Chociaż ja i tak nie miałem powodów do narzekania bo po zejściu z wieży, naszły takie chmury że widać było tylko mleko
Do księgi zdobywców szczytu nie udało mi się wpisać, gdyż jak na złość wypisał się długopis, więc ruszyłem kawałek szlakiem pieszym w dół aby trafić na jakąś drogę prowadzącą do Głuszycy
Zjazd był momentami masakryczny - koleiny głębokie nawet na 2 metry... na nogach był problem się utrzymać, a co dopiero na kołach.
Kopalnia melafiru w Rybnicy Leśnej
i biała (jeszcze) dama z kopalni ;)
Jakiś tam sobie szczyt w chmurach
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (powrót do domu) - dzień 5/5
-
DST
15.62km
-
Czas
01:06
-
VAVG
14.20km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa: Śrem - Kamieniec Ząbkowicki / kręcenie po Poznaniu
O 6 rano wyjechałem do Kamieńca Ząbkowickiego na pociąg.
W planach było dzisiaj zaliczenie Ślęży i Zalewu Mietkowskiego, ale niestety połączenie kolejowe na Dzierżoniów obsługiwał inny przewoźnik, więc odpuściłem sobie, zostawiając Masyw Ślęży na inny raz - dzisiaj zostaje tylko popatrzeć na ten "pagórek" z okna pociągu.
Pędzi pociąg, pędzi...
W Poznaniu miałem prawie 2 godziny czekania na pociąg więc pokręciłem się po centrum. Na Rynku ludzi pełno gdyż odbywa się akurat III Ogólnopolski Festiwal Dobrego Smaku. Smaka mi narobili tymi potrawami że podjechałem do Picollo na smaczne spagetti bolognese.
Nieudane lądowanie na biustonoszu jakiegoś Alibaby ;)
Był też i pokaz wojskowego oddziału konnego
Przed 14 wskoczyłem w pociąg i w towarzystwie kilku rowerów, kilku sporych psów i wózków dziecięcych po ponad godzinie dotarłem do domu.
Kategoria Góry
Góry - sierpień 2009 (Jeseniki) - dzień 4/5
-
DST
158.21km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:38
-
VAVG
20.73km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 4/5
Trasa: Jodłów - [POLSKA/CZECHY] Horni Morava - Cerveny Potok - Vlaske - Hanusovice - Jindrichov - Nove Losiny - Rejhotice - Kouty - Pradziad (1492 m npm) - Karlova Studanka - Vidly - Bela - Domasov - Adolfovice - Jesenik - Lipova-Lazne - Vapenna - Cerna Voda - Zulova - Bergov - Vlcice - Uhelna - Javornik - [CZECHY/POLSKA] Paczków - Kozielno - Błotnica - Topola - Śrem
Dzisiejszego dnia się trochę obawiałem ze względu na dystans, wysokość na jaką trzeba wjechać i jazdę z całym bagażem.
Spakowałem wszystko do plecaka i o 6 rano wyjechałem.
Dzisiaj zjazd do Horni Moravy był suchy i można było zaszaleć - super się zjeżdżało tymi wąskimi, ostrymi zakrętasami - co chwila szybkie rozpędzenie się do 50-60 km/h i ostre hamowanie do 20 km/h. Na dole trzeba było dać ochłonąć trochę obręczy i można było jechać dalej.
Klimaty super tylko im niżej w dolinę zjeżdżałem wzdłuż rzeki Morawy tym robiło się zimniej (było tam chyba poniżej 5 stopni) i ostatecznie tak wymarzłem że miałem problemy przerzutki zmieniać
Na szczęście dalej pojawiło się kilka podjazdów i zrobiło się cieplej.
Widok na Masyw Śnieżnika z Przełęczy Premyslovskiej
Czeski vlak
Za Kouty skręciłem w lewo na Pradziada (niebieski szlak), chociaż GPS pokazywał że mam inną trasą wjeżdżać. Jadę sobie pięknie asfaltem i się śmieję że wybrałem lepszą trasę bo wcześniej zaplanowana wije się gdzieś tam do góry.
Dojechałem do zbiornika zaporowego...
i mój wybór zaczynał coraz mniej mi się podobać. Dookoła same strome góry, do Pradziada się zbliżam a wysokość narazie tylko niecałe 800 metrów i przecież jakby był asfalt to wypatrzyłbym go na mapie i wprowadził tą trasę do GPSa.
Zacząłem się pocieszać że pewno coś przeoczyłem i z tej strony Czesi też doprowadzili drogę na szczyt.
Kilometr za zbiornikiem zaporowym szlak odbił w lewo z asfaltu, później w prawo i zostałem ukarany za to że nie słucham GPSa. Zaczęł się szlak typowo pieszy i to była moja 4 km droga pokutna przez Divoký důl (Dziki wąwóz). Masakra na całego - jechać rowerem nie ma szans, trzeba było go wnosić na skały, wąski szlak po kamieniach idzie stromo zygzakami do góry, kilka razy trafiłem na zwalone drzewa i trzeba było nakombinować się jak przeprawić się z rowerem. Wchodzenie wyglądało jak u starego dziadka - kilka kroków do przodu i przerwa na złapanie oddechu. W połowie drogi myślałem że nie dam już rady i padnę gdzieś z bezradności w jakie to bagno się władowałem.
Po prawie 2 godzinnym noszeniu rowera byłem totalnie wykończony, ale jak zobaczyłem drogę to radość prawie jak przy wygranej w totka. No i w końcu pojawił mi się przed oczami Pradziad, bo tak to cały czas krył się za drzewami.
W końcu wjechałem (dalej już bezproblemowo) na szczyt i tam zjadłem wszystko co było w plecaku zjadliwego. Zdobywając rowerem Pradziada tym samym pokonałem swój wczorajszy rekord najwyższej wysokości na której byłem rowerem
Widoki z góry fajne, ale nie powalające. Myślałem że kręcą się tam jacyś wysłannicy Osamy BinLadena, gdyż samolot pasażerski przeleciał nisko nad doliną między szczytami.
Na początku zjazd z Pradziada był upierdliwy, gdyż ludzi na drodze cała masa i łazi to całą szerokością drogi... co się rozpędziłem to było trzeba hamować. Dopiero za parkingiem można było rozwinąć skrzydła i przez kilka kilometrów pędzić ponad 60 km/h - trochę się zawiodłem bo liczyłem tutaj na nowy rekord prędkości a opory powietrza były tak duże że nie byłem w stanie przekroczyć 65 km/h
Później wymęczyły mnie masakrycznie 2 przełęcze za którymi zaczął się bardzo, długi i łagodny zjazd. Postanowiłem wydać czeskie korony i zakupić coś do jedzenia - niestety jadę przez miasto czy też wieś przez kilka kilometrów, wypatruję napisu Potraviny, a tu jak na złość sklepu nigdzie nie widać - dopiero po bardzo długim czasie znalazłem mini supermarket gdzie zakupiłem trochę kalorii i trochę odżyłem.
Gdzieś za Jesenikami - Pradziad już daleko w tyle
Po kilku kilometrach znowu zachciało mi sie jeść i postanowiłem zjeść coś ciepłego. Niestety nic w stylu hamburgeropodobnego jadła nie znalazłem, więc w napotkanych Potravinach kupiłem roladę czekoladową i to postanowiłem zjeść po dotarciu do kamieniołomu.
Do Kamieniołomu Rampa w końcu dotarłem i ucieszyłem się bo było sporo ludzi więc będzie można bezpiecznie się wykąpać i skoczyć w końcu ze skały (ostatnio byłem tu 2 lata temu, kropił deszcz i ludzi nie było więc nie odważyłem sie na kąpiel).
Na dzień dobry wybrałem półkę skalną na wysokości 7 metrów. Przepłynąłem na drugą stronę, wdrapałem się na skałę, stanąłem na krawędzi i... o cholera... ale wysoko... chyba odpuszczę sobie skok z tej wysokości. Stałem tak z 5 minut wystraszony że chyba nie dam rady z tej wysokości skoczyć, przyszła jakaś wycieczka Niemców i zaczęła mnie dopingować, że mam skakać bo zdjęcie chcą zrobić no to niech tam się dzieje co chce... i skoczyłem. Sekunda lotu, uderzenie o wodę dające się odczuć i po skoku... ufff... żyję. Później jeszcze raz wykonałem skok z 7 metrów - też były długie przymiarki ;)
Najwyższa półka skalna z której można skakać znajduje się na wysokości 16,5 metra - to jest miejsce tylko dla prawdziwych twardzieli i niestety nie było w okolicy takiego - wszyscy skakali z max 7 metrów.
Nakręciłem i klip video ze skoków miejscowych
Ostatnie spojrzenie na Jeseniki
To sobie ktoś fajną miejscówkę urządził na posiadówę...
Zamek w Javorniku. Za Javornikiem (tam dopiero sklep znalazłem otwarty) ostatnie korony wydałem na czeskie piwko Gambrinus, które dało mi takiego kopa że wszelkie zmęczenie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i dalszą trasę już jechałem z prędkością nie schodzącą poniżej 25 km/h.
A tu już w Polsce nad zbiornikiem zaporowym na rzece Nysa Kłodzka w Topoli
i piękny widok z wału na Góry Złote
Nocleg w agroturystyce Dziupla u Pana Kazia z którym nie widziałem się już 2 lata, więc pogadaliśmy sobie trochę i trzeba było iść spać bo jutro znowu pobudka przed 6 rano i w drogę... do domu niestety.
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (Masyw Śnieżnika) - dzień 3/5
-
DST
94.80km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:40
-
VAVG
14.22km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 3/5
Trasa: Jodłów - [POLSKA/CZECHY] Horni Morava - Cerveny Potok - Vlaske - Stare Mesto - [CZECHY/POLSKA] Przełęcz Płoszczyna (817 m) - Bolesławów - Stronie Śląskie - Sienna - Igliczna (845 m npm) - Międzygórze - Śnieżnik (1425 m npm) - Jodłów
W trasę wyruszyłem kilka minut po 8 - wszędzie "mleko"
Wspinanie na 940 metrów i później bardzo długo w dół (kilkanaście km). Niestety nie rozwijam zbyt dużych prędkości gdyż zaczęło kropić i jest mokro a nie chce się uświnić i przemarznąć. Trochę szkoda bo zjazd do Horni Moravy jest bardzo fajny (w połowie musiałem się zatrzymać żeby ostudzić obręcze, gdyż masakrycznie się rozgrzały od hamowania) - stromo w dół i ciasne ostre zakręty (ale jutro będę też tu zjeżdżał).
Masyw Śnieżnika tonie w chmurach - mam nadzieję że jak będę tam dzisiaj wjeżdżał to się wypogodzi.
Pogoda się poprawia. Wspinaczka na Przełęcz Płoszczyna - Czesi mnie zaskakują - wygnajewo, nic tam nie jeździ a droga szeroka jak lotnisko z gładziutkim asfaltem.
W Stroniu Śląskim pewien znak mnie przeraził, gdyż droga 392 którą miałem jechać została zamknięta i zrobili objazd przez Lądek Zdrój. Powiedziałem że nie będę robił tyle km... najwyżej przeniosę rower przez rzekę. Na szczęście do Siennej droga była przejezdna - dopiero coś tam dalej majstrowali.
Serpentyny za Sianowem - ufff jak ciężko.
Miałem w planie wjechać na Czarną Górę, ale niestety zapasy żywności się powoli kończyły w plecaku więc odpuściłem Czarną Górę i pognałem szutrami na Igliczną.
Na Iglicznej (845 m npm) znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Przyczyny Naszej Radości (radosny nie byłem bo się jedzenie skończyło w plecaku ;) i można podziwiać taki ładny widoczek...
Zjechałem do Międzygórza żółtym szlakiem - momentami były bardzo fajne, strome odcinki między drzewami... trzeba było i też trochę rower ponieść.
W Międzygórzu podjechałem najpierw na wodospad Wilczki, który wg mnie jest najładniejszym wodospadem w Polsce...
Zjadłem wielką pizzę, dociążyłem plecak jedzeniem z spożywczaka i ruszyłem na najcięższą część dzisiejszego dnia - wjazd na Śnieżnik.
Nie jechało się w sumie źle - myślałem że będzie gorzej. Na 11/30 jakoś dokręciłem do schroniska.
Od schroniska niestety już nie było tak łatwo - zbyt duże i luźne kamienie, mokre i śliskie korzenie spowodowały że więcej było wchodzenia niż wjeżdżania, ale końcowy odcinek dało już się jechać...
Stanąłem na szczycie Śnieżnika i tym sposobem ustanowiłem swój nowy rekord wysokości na jaką wjechałem rowerem (1425 m npm).
Wjechać na szczyt w całości się nie dało, ale za to zjechać już tak. Zjazd ze Śnieżnika do schroniska bardzo mi się podobał - dużej prędkości nie można było rozwijać, ale sama jazda po tych kamlotach i korzeniach sprawiała dużą frajdę (przy schronisku masażystka do nadgarstków by się przydała) - dla pieszych turystów też to chyba była atrakcja bo stawali i kręcili zjazd na kamery ;)
Ze schroniska pojechałem dalej szlakiem niebieskim do Jodłowa. Po drodze zrobiłem sobie 30 minutowy postój na jagody.... mmmmmmm.... pychota. Aż ciężko było przestać jeść... :P
Kawałek wspinania się i dalej do samego noclegu kamienistym szutrem w dół, świst wiatru, 50-60 km/h i w pewnym momencie w ciemniejszym lesie zrobił się niesamowity efekt że drzewa zamieniły się w smugę i widziałem tylko korytarz (drogę).
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (góry Bystrzyckie i Orlickie) - dzień 2/5
-
DST
116.11km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:35
-
VAVG
15.31km/h
-
VMAX
73.50km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 2/5
Trasa: Jodłów - Goworów - Długopole Zdrój - Bystrzyca Kłodzka - Przełęcz Spalona (811 m npm) - Mostowice [POLSKA/CZECHY] - Orlickie Zahori - Mezivrsi (939 m npm) - Hanicka - Bartosovice - Cihak - Ceske Petrovice - Pastviny - Nekor - Vlckovice - Mladkov - Lichkov - [CZECHY/POLSKA] Przełęcz Międzyleska (534 m npm) - Boboszów - Międzylesie - Dolnik - Pisary - Jodłów
Spało mi się tak dobrze że nawet nie obudził mnie budzik o 6:30 i pobiłem chyba tegoroczny rekord spania bo wstałem aż o 8:30.
W drogę ruszyłem o 9 tą samą trasą co wczoraj - na zjeździe do Goworowa udało mi się rozpędzić do 73,5 km/h.
Po drodze można było spotkać przystanki, które skojarzyły mi się z wypadem Tatanki. W okolicy Bystrzycy Kłodzkiej wszystkie przystanki są tak ładnie pomalowane (rok temu podobno był jakiś konkurs w okolicy na najładniej pomalowany przystanek - bardzo fajny pomysł).
Zdjęcie zrobiłem i aparat ponownie odmówił posłuszeństwa... grrrr...
Zostało "focenie" pseudoaparatem z komórki.
Przejście graniczne w Mostowicach przekraczam i wkraczam w inny świat (Czechy), gdzie drogi są szerokie, równe, znakomicie oznakowane i spotyka się pełno rowerzystów
W górach Orlickich co chwila natrafiam na bunkry
Przed Cihakiem przejeżdżam mostem nad rzeką Dzika Orlica - urocze miejsce... posiedziałem kilkanaście minut nad rzeką mocząc nogi i ruszyłem dalej.
Docieram nad jezioro zaporowe Pastviny i następnie na zaporę o wysokości około 40 metrów i długości ok. 200 metrów. Koło zapory zszokował mnie widok ryb - pod powierzchnią wody pływają tam całe masy ponad metrowych amurów... nic tylko zarzucić wędkę i po chwili zabawa na całego...
Na Przełęczy Międzyleskiej wróciłem do Polski i tam krajówką (ruch bardzo mały) dojechałem do Międzylesia, gdzie zrobiłem zakupy i trzeba było to wtargać na górę do Jodłowa. Wymęczony w końcu dotarłem na te 750 m npm.
Poznęcałem się trochę nad aparatem i udało mi się go jakoś ponownie uruchomić, więc dalej już zdjęcia z cyfrówki będą.
Po ciężkim dniu pedalenia przyjemnie sobie poleżeć :)
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (Jodłów) - dzień 1/5
-
DST
40.55km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:15
-
VAVG
18.02km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 1/5
Trasa : Bystrzyca Kłodzka - Długopole Zdrój - Roztoki - Gajnik - Goworów - Jodłów - Horni Morava (940 m npm) - Jodłów
Wyjazd o 8 rano PKP - kierunek Międzylesie.
W Poznaniu przesiadka... na początku sam byłem w przedziale więc pokombinowałem jak w tych dziadowskich pociągach z przedziałami komfortowo przewieźć rower. Patent znalazłem - rower nad głową, przednie koło przywiązać żeby się kierownica nie skręciła i można tak jechać - jeszcze żeby jakoś się te wąskie wejście/wyjście z pociągu dało poszerzyć...
W Kamieńcu Ząbkowickim miałem kolejną przesiadkę, ale tu niespodzianka... połączenie którym miałem dalej jechać jest obsługiwane przez innego przewoźnika - Koleje Dolnośląskie (a w necie w rozkładzie nic na ten temat nie ma) i jak chce jechać dalej musiałbym kupić nowy bilet na siebie i na rower... a figa z makiem... poczekałem godzinę i wskoczyłem w pociąg przewoźnika PKP PR i dojechałem do Bystrzycy Kłodzkiej.
Dalszy 30 km odcinek na agroturystykę do miejsca gdzie miałem zarezerwowany nocleg pojechałem rowerem.
Po męczącym podjeździe w końcu dotarłem do tej wiochy na końcu Polski...
Wioska położona jest na dosyć dużej wysokości (750-850 m npm) więc widoki są tam bardzo fajne
Co kawałek spotyka się tam wybiegi z mućkami, końmi, owcami i innym inwentarzem
Zostawiłem bagaże i pognałem na przejście graniczne Jodłów - Horni Morava (940 m npm) zapędzić się aż kilka metrów w głąb Czech ;)
Spać poszedłem niestety na głodnego, gdyż do sklepu nie dość że trzeba zjechać kilometr w dół to jeszcze zamykają o 12 w południe.
Kategoria Góry
Wszystko co dobre niestety
-
DST
3.82km
-
Czas
00:26
-
VAVG
8.82km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wszystko co dobre niestety się kończy. Powrót ze Szklarskiej Poręby do domu.
Obyło się na szczęście bez wypadków i awarii (jedynie na jednym zjeździe przysmażyły się delikatnie hamulce).
Fotki i krótkie informacje z poprzednich dni w Szklarskiej Porębie już sa na Bikestats.
Dużo więcej zdjęć, dokładna relacja i klip video na mojej stronie - www.rowersebek.prv.pl
ByeBye :(
Wschód słońca i mgiełka w Kotlinie Jeleniogórskiej
Dziś tylko 4 km na rowerze a 390 km w pociągu
Rejony w których jeździłem
Kategoria Góry