Góry
Dystans całkowity: | 3601.70 km (w terenie 747.00 km; 20.74%) |
Czas w ruchu: | 230:03 |
Średnia prędkość: | 15.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.50 km/h |
Suma podjazdów: | 16869 m |
Liczba aktywności: | 45 |
Średnio na aktywność: | 80.04 km i 5h 06m |
Więcej statystyk |
[Jesioniki 3/5 - Rychleby]
-
DST
81.60km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:40
-
VAVG
14.40km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszego dnia uderzamy ponownie na Czechy - w planie mamy odwiedzić Rychlebskie Ścieżki.
Początek idzie nam bardzo kiepsko - nie ma kompletnie mocy w nogach na jazdę.
Dopiero po wjeździe do Czech, zachwyceni miasteczkiem Mikulovice zapominamy o ciężkich nogach.
Od Mikulovic jedziemy bardzo przyjemną ścieżką rowerową wzdłuż rzeki Białej.
x
Trasa rowerowa doprowadza nas do Pisecnej, gdzie po pokonaniu podjazdu czekają nas ładne widoki. Podjeżdżamy też do Jaskini pod Spicakiem - okazuje się że wstęp jest płatny, my nie mamy koron i na przejście jaskini trzeba poświęcić około 1 godziny. Jedziemy więc dalej...
kawałek dalej oczom naszym ukazuje się niesamowity widok pola pełnego białych maków.
Przystanek na posiłek robimy przy starym zarośniętym kamieniołomie którego strzegą rzeźby. Zaraz obok znajduje się również wapiennik - piec przeznaczony do wypalania skał wapiennych.
Następnie czeka nas kilku kilometrowa wspinaczka przez las i dojeżdżamy do słynnych Rychlebskich Ścieżek. Zjeżdżamy więc w dół trasą Superflow - fajna trasa, ale niestety z sakwą nie jeździ się zbyt dobrze po takich trasach.
Odwiedzamy słynny kamieniołom Rampa, który słynie z pionowej ściany o wysokości 16 metrów z której wariaci oddają skoki do wody. Wdrapałem się na samą górę i stwierdziłem że nie oddałbym skoku za żadne skarby :P Na miejscu zszokowani byliśmy dziaciakami, które miały może z 7 lat i bez opieki dorosłych zażywały sobie kąpieli w kamieniołomie i oddawały skoki do wody z niższych skałek.
Wróciliśmy do Czarnej Wody i pojechaliśmy do głównego centrum Rychlebskich Ścieżek, gdzie okazało się że kręcą się setki rowerzystów. Zjedliśmy sobie tam obiad oglądając jak młodzi kolarze trenują jazdę góralami na hopkach. Niestety na zjazd najtrudniejszymi ścieżkami zabrakło znowu czasu :(
Tak tutaj pięknie aż nie chce się wracać.
Na trasę powrotną wybrałem jazdę jednym z singli Rychlebskich Ścieżek - 8 km trasą wzdłuż Czarnego Potoku, która jest łatwą i bardzo przyjemną trasą. Anetka mimo że z początku była sceptycznie nastawiona do tych Rychlebskich Ścieżek, tak po przejechaniu tej trasy chciała ją pokonać jeszcze raz.
Singiel doprowadza nas do Vidnavy, gdzie wjeżdżamy na asfalt i obieramy kierunek na kwaterę. Po drodze odwiedzamy kamieniołom Stachlovice, gdzie okazuje się że biwakuje sporo Polaków.
Nasza pętla zamyka się w Mikulovicach, skąd kierujemy się na Polskę.
Trasa na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica
[Jesioniki 2/5] - Dookoła Gór Opawskich, zamek Moszna
-
DST
101.40km
-
Teren
4.00km
-
Czas
06:20
-
VAVG
16.01km/h
-
Podjazdy
1020m
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszą wycieczkę po Jesionikach zaczynamy od objazu Parku Krajobrazowego Gór Opawskich - a dokładniej objazd najwyższego szczytu Gór Opawskich - Kopy Biskupiej (po czesku Biskupska Kupa)
Po 1 km jazdy wjeżdżamy już do Czech i jazda od razu robi się dużo przyjemniejsza - ten kraj ma w sobie coś takiego niesamowitego... mimo że podobnie to jednak dużo inaczej.
Odwiedzamy rezerwat "Zlate jezero", przejeżdżamy przez miasto Zlote Hory i zaczynamy serpentynami wspinaczkę na przełęcz Petrovy Boudy (706 m npm). Jedzie się bardzo przyjemnie
Na przełęczy mam ochotę wskoczyć na Kupę Biskupską do której już rzut beretem, ale niestety droga na szlaku jest bardzo błotnista.
Zaczynamy więc szalony zjazd z przełęczy z fajnymi widokami.
Przejeżdżamy przez urocze czeskie miasteczka Petrovice i Janov położone w takich pięknych krajobrazach
Obieramy kierunek na Polskę rozpoczynając wspinaczkę w okolicach góry Świętego Rocha. Widokowo jest tutaj jak w bajce. Na zoomie aparatu widoczna stąd jest konkretna wieża widokowa na Hraničním vrchu - [LINK], którą chciałbym bardzo zdobyć, ale z uwagi na ograniczenie czasowe musielibyśmy zrezygnować z odwiedzin zamku w Mosznie
W okolicy szczytu Świętego Rocha jest ogromne pole jakiejś rośliny, która ma białe kwiaty - niesamowicie to wygląda.
Po drugiej stronie góry Świętego Rocha są zielone łąki - dopiero tutaj czuć jak bardzo wietrzny jest dzisiaj dzień. Wieje konkretnie.
Dalej już bez większych atrakcji przejeżdzamy po dosyć płaskim terenie przez Prudnik i Białą i dojeżdżamy do miejsca które zawsze chciałem odwiedzić - a mianowicie chodzi o pałac/zamek w Mosznie. Wstęp na teren parku jest płatny (4-6 zł).
Obiekt robi duże wrażenie i trochę ciarki przechodzą od tych spoglądających z wież potworów,jakiś diabłów i kościotrupa znajdującego się w jednej z wnęk najwyższej wieży.
Wyjeżdżając z Mosznej przy dobrej pogodzie można podziwiać odległego o ponad 60 km stąd Pradziada - najwyższy szczyt Jesioników, który mamy w planie odwiedzić.
Kategoria Góry
[Jesioniki 1/5] Z Nysy do Konradowa
-
DST
42.40km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:25
-
VAVG
17.54km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tegoroczne wakacje przyszło nam spędzić ponownie rowerowo, ale tym razem padło na pasmo górskie Jesioniki. Okolice Głuchołaz planowałem już odwiedzić od dłuższego czasu i tym razem się to udało.
Dojazd koleją do Nysy z 2 przesiadkami, ale w wygodnych warunkach. W Nysie odniosłem wrażenie jakby czas się zatrzymał jakieś 30 lat temu. Przejechaliśmy przez miasto aby wjechać na zaporę wodną dzięki której powstało spore Jezioro Nyskie, które zrobiło na nas duże wrażenie.
Z Nysy na kwaterę w Konradowie mieliśmy jakieś 20 km, więc po posiłku ruszyliśmy dalej w trasę dosyć nudną drogą wojewódzką nr 411 na Głuchołazy i dalej czekał nas 4 km podjazd do Konradowa gdzie mieliśmy kwaterę.
Po rozpakowaniu się postanowiliśmy zjechać do marketów w Głuchołazach aby zrobić zakupy spożywcze. Ujechaliśmy ledwo 1 km w dół i lunęło deszczem i zaczęło grzmieć - na szczęście trafił nam się zadaszony przystanek, gdzie przeczekaliśmy deszcz. Po 10 minutach opady ustały i można było kontynuować jazdę, ale trzeba było się spieszyć bo radary przewidywały kolejne opady.
Zdążyliśmy dojechać do Biedronki i lunęło deszczem jeszcze konkretniej - na szczęście w markecie na głowę nie leci :P
Ulewa trwała akurat przez czas zakupów, więc później na spokojnie można już było żółwim tempem wspinać się rowerem i z bagażem zakupów do Konradowa.
Po odstawieniu zakupów wjechaliśmy jeszcze na podjazd przy kwaterze, który prowadził w rejony Góry Czapki, aby spojrzeć sobie na pobliski najwyższy szczyt Gór Opawskich - Kopę Biskupią. Krótką przejażdżkę trzeba było przerwać bo nadchodziła kolejna chmura z deszczem.
Kategoria Góry
[Szczawno-Zdrój 3/4] Kolorowe Jeziorka, Bolków
-
DST
92.50km
-
Teren
7.00km
-
Czas
06:03
-
VAVG
15.29km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od rana znowu trochę popadało, ale później zrobiła się piękna pogoda, więc można ruszyć w trasę na Kolorowe Jeziorka.
Dojazd na miejsce asfaltami. Fajne widoki zaczynają się przed Czarnym Borem...
widać już stąd nawet Karkonosze z najwyższym szczytem Śnieżką.
Dalsza trasa biegnie wzdłuż rzeki Lesk, a następnie Bóbr.
Dojeżdżamy do miejscowości Wieściszowice, gdzie dosyć stromym podjazdem dojeżdżamy do dzisiejszego celu - Kolorowych Jeziorek.
Wg opisów mają się tu znajdować cztery jeziorka, które powstały po wydobyciu łupków. Wstęp do rezerwatu jest darmowy. Jako pierwsze jeziorko trafiło się "Żółte Jeziorko", które chyba ma deficyt wody i barwy żółtej zbytnio nie widać.
Jaskinia na terenie Kolorowych Jeziorek
Kolejne jeziorko to "Purpurowe Jeziorko", które robi już całkiem fajne wrażenie. Spotykamy tutaj rowerzystę Karola, który obładowany sakwami postanowił objechać sobie Polskę dookoła (trzymamy kciuki - mam nadzieję że uda się Tobie zrealizować ten cel i podeślij zdjęcie :) ). Na rozmowie mija nam dobra godzina.
"Zielone Jeziorko" jest obecnie wyschnięte, a do "Błękitnego Jeziorka" trzeba dojść kilkaset metrów stromą ścieżką - z rowerami nie da rady, więc zostaję na dole jako cieć, a Anetka pobiegła obejrzeć to jeziorko... mi czas upłynął na pogaduszkach z Karolem, który jeszcze nie ruszył w dalszą trasę.
Dalsza trasa to długi podjazd do Pastewnika, który na początku cieszył nas pięknymi widokami na pasma górskie Rudaw Janowickich.
Na końcówce podjazdu ponownie pojawiły się Karkonosze.
Z Pastewnika udajemy się na Bolków, gdzie czeka nas mega zjazd... na początku wyglądało jakby droga się urywała nad pionową przepaścią i rower momentalnie rozpędził się do 60 km/h... niestety trzeba było przystopować gdyż asfalt był kiepskiej jakości i raz po raz trafiały się w nim dosyć spore ubytki.
Jest i nasz drugi cel dnia dzisiejszego - Zamek w Bolkowie.
Jak się okazało na zamku odbywała się dzisiaj jedna z największych w Europie imprez w klimacie rocka gotyckiego - Castle Party 2016 o czym nie mieliśmy pojęcia i podczas stromego podjazdu do zamku bardzo byliśmy zdziwieni dopingiem siostry zakonnej w zaawansowanej ciąży idącej za rączkę razem z księdzem :P Na górze okazało sie że jest tu cała masa przebierańców w świetnych, mrocznych strojach. Wbiliśmy się aż pod bramę zamkową, gdzie staliśmy się swego rodzaju atrakcją - dopadło do nas trzech rozgadanych kolesi (w tym japończyk z Osaki, który zapominał że ma gadać po polsku) pod wpływem tajemniczego napoju o nazwie "Turbo Kawa", którzy myśleli że my w takich wypasionych strojach rowerzystów wbijamy się na imprezę. Ogólnie było wesoło - na pogaduchach pod bramą upłynęło z pół godziny. Podjechaliśmy jeszcze pod tamtejszy kościół, w którym to odbywała się druga część imprezy.
Powrót na Szczawno przebiegł dosyć nudnymi asfaltami przez Wolbromek, Sady i Stare Bogaczowice.
Do Szczawna-Zdrój docieramy przed godziną 18.
Przed domem zdrojowym Szczawno-Jedlina
Wbijamy się szybko na główny deptak, gdzie w jednej z knajp zjadamy wyczekiwany od kilkugodzin pyszny dwudaniowy obiad :)
Kategoria Góry
[Szczawno-Zdrój 2/4] Jedlina Zdrój - tunel, Jezioro Bystrzyckie i Daisy
-
DST
61.80km
-
Teren
12.00km
-
Czas
04:38
-
VAVG
13.34km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z uwagi na padający od rana deszcz ruszamy w trasę dosyć późno bo około godziny 11.
Przejeżdżamy ekspresowo Wałbrzych i udajemy się na Jedlinę-Zdrój.
Przed Jedliną czeka nas jedna z atrakcji - najdłuższy tunel kolejowy w Polsce. Na początku był mały problem ze znalezieniem drogi dojazdowej do tunelu, ale ostatecznie przejeżdżając przez czynną i "upiorną" stację kolejową Jedlina-Zdrój udało nam się dotrzeć do tunelu. Są to dwa równoległe tunele kolejowe wydrążone pod Małym Wołowcem (720 m n.p.m.). Pierwszy tunel o długości 1560 m wydrążono w latach 1876-1879 - jest on już nieczynny. Drugi równoległy o rekordowej długości 1601 m, wydrążono w latach 1907-1912 - tam do obecnych czasów jeździ pociąg.
Tunel robi niesamowite wrażenie - jego wylot jest widoczny jako maleńki biały punkcik, który znika jak się wydmucha więcej pary z ust. W środku panuje bardzo przyjemny chłód i fajnie pachnie "piwnicą". Niestety nie przejeżdżaliśmy na drugą stronę.
Następnie podjeżdżamy pod Pałac Jedlinka, gdzie panuje ogólnie nieład architektoniczny - nowe budynki gryzą się z ruinami i budynkiem pałacowym, a na środku postawiono potworka w formiw samolotu Czerwonego Barona, który raczyłem dosiodłać :)
Dalsza nasza trasa biegnie wzdłuż rzeki Bystrzyca, która doprowadza nas do Zagórza Śląskiego gdzie znajduje się zapora i sztucznie utworzone Jezioro Bystrzyckie (Lubachowskie). Na wysokości wiszącego mostu trafiamy na znak "Punkt widokowy" - postanawiamy więc tam wjechać. Podjazd okazuje się solidny, jest stromy i ma długość około 1-2 km, ale widok z góry jest naprawdę super.
Zjeżdżamy w dół i jedziemy asfaltem wzdłuż Jeziora Bystrzyckiego. Po drodze trafiamy na plażę, gdzie robimy chwilowy postój.
Na końcu Jeziora Bystrzyckiego znajduje się zapora. Na dłuższy postój nie ma czasu, gdyż w niedalekiej odległości pojawiają się groźnie wyglądające chmury, które zwiastują ulewę i burzę - trzeba szukać schronienia.
Na szczęście chmury nas ominęły i popadało gdzieś tam kawałek dalej... my za to mieliśmy czas na zjedzenie obiadu w knajpie.
Z Lubachowa czekał nas podjazd po nowym asfalcie do Modliszowa. Wcześniej był tu chyba wyścig kolarski bo na asfalcie było sporo napisów dopingujących kolarzy.Następnie terenowa droga do Pogorzały i dalej szlakiem Bolka - podjazd trawami (czekałem kiedy Anetka mnie udusi za ten odcinek) :P Ale przynajmniej przez krótką chwilę był ładny widok...
Szlakiem Bolka dojechaliśmy do rezerwatu przyrody Jeziorko Daisy - jest to zalany kamieniołom gdzie wydobywano wapień - woda więc ma kolor szmaragdowy. Znajdują się tam także dwa mroczne wapienniki i podobno można napotkać sporo interesujących roślinek oraz skamieniałości korali i liliowców na ścianach kamieniołomu.
Za Jeziorkiem Daisy, po wyjechaniu z lasów natrafiamy na przepiękny widok na Masy Ślęży i jak na złość w tym momencie padła bateria w aparacie :)
Wracamy do Wałbrzycha i zajeżdżamy jeszcze na słynny 65 kilometr linii kolejowej nr 274, gdzie ma niby znajdować się "Złoty Pociąg". Niestety narazie nic ciekawego tu nie ma - prace wykopaliskowe jeszcze nie ruszyły.
Kategoria Góry
[Szczawno-Zdrój 1/4] Dookoła zamku Książ
-
DST
37.40km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:27
-
VAVG
10.84km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu jakiś wyjazd w urlopie który wypalił. Z rowerami udaliśmy się w okolice Wałbrzycha.
Dojazd pociągiem. Wyjazd o 5 i ok 10:30 byliśmy już na miejscu. Jechało się bardzo przyjemnie gdyż pociąg "Kamieńczyk" miał nowe wagony z częścią rowerową.
Nocleg mieliśmy w Szczawnie-Zdrój gdzie trzeba było dojechać już na rowerach - na dzień dobry czekał nas kilometrowy podjazd z nachyleniem 7%, później w dół, znowu podjazd i jesteśmy na kwaterze.
Po ogarnięciu się około godziny 13 ruszamy w trasę. Najpierw na dzielnicę Podzamcze gdzie w Decathlonie muszę załatwić wymianę towaru. Zwrot przebiegł bezproblemowo. Z Podzamcza całkiem dobrą infrastrukturą rowerową wyjeżdżamy za Wałbrzych i udajemy się na teren zamku Książ - na dzień dobry wylądowaliśmy na punkcie widokowym z pięknym widokiem na zamek. Chciałem jeszcze zobaczyć diabelskie mostki, ale nie udało mi się ich znaleźć i już od dłuższego czasu męczył nas dosyć mocno głód, więc udaliśmy się na dziedziniec zamkowy - ludzi pełno, ceny kosmiczne ale kebaba i frytki w znośnej cenie udało się znaleźć :)
Wąwóz Pełcznicy widziany z zamkowego dziedzińca
Plan jest aby objechać sobie dookoła Księżański Park Krajobrazowy. Widok na zamek od tyłu - od strony miejscowości Pełcznica.
Dalsza trasa bez większych atrakcji. Przejeżdżamy las po drodze z czerwonym błotem i dopiero na wyjeździe z lasu zaczynają się fajne widoki na masyw Chełmca
Przejeżdżamy przez Strugę wzdłuż rzeki Czyżynki, gdzie trafiają się takie mroczne budynki mieszkalne z okropnym otynkowaniem i bajzlem na podwórkach.
Dojeżdżamy do Szczawna Zdrój i udajemy się jeszcze od tyłu na Stadninę Dworzysko - jadąc tu mamy możliwość podziwiania bardzo fajnych widoków na Chełmiec.
Dworzysko - całkiem tu ładnie, a widoczny na zdjęciu budynek powoduje że można się tu czuć prawie jak w alpejskich miejscowościach :)
Kręcimy się następnie po pagórkowatym, zadbanym Parku Szwedzkim, gdzie zajeżdżamy na punkt widokowy z widokiem na Góry Wałbrzyskie.
Następnie zjeżdżamy na główny deptak w Szczawnie Zdrój i udajemy się do Parku Zdrojowego, gdzie na leżakach przy kwiecistych klombach wciągamy solidnego gofra.
Kategoria Góry
Na Trójstyku [3/6] - Czeska Szwajcaria, Przełom Łaby, Decin
-
DST
114.40km
-
Teren
5.00km
-
Czas
07:01
-
VAVG
16.30km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dzisiaj prognozy przewidywały słoneczny dzień, więc można było zaatakować PN Czeska Szwajcaria oraz Kanion Łaby
Pałac przerobiony na hotel w Hornitz
Jazda przez niemieckie miasteczka jest wielką przyjemnością. Porządek i urocze domy towarzyszyły nam przez kilka kilometrów przejazdu przez miejscowość Bertsdorf.
Coś nie tak z tymi prognozami - miało być słonecznie, a tu niebo całkowicie zachmurzone, mgliście, zimno i do tego okropny, silny wmordewind.
Waltersdorf to kolejne miasteczko z jeszcze piękniejszymi domami i trochę ciaśniejszą zabudową.
Kawałek dalej wjeżdżamy do Czech i gnamy na Czeską Szwajcarię.
W okolicach Dolni Chribska docieramy w końcu do celu i wjeżdżamy do PN České Švýcarsko. Mamy szczęście bo na niebie zaczęło się rozpogadzać, a chwilę wcześniej w tym rejonie musiało padać. Jedziemy w głębokim wąwozie, ze stromymi ścianami porośniętymi zielonym mchem.
Później zaczynają pojawiać się ogromne skały. Podjazdy, zjazdy, ostro zakrętasy, wąwozy... jest fajnie :)
Dojeżdżamy do miejscowości Hřensko, która charakteryzuje się tym że znajduje się w wąskim, skalnym kanionie. Budynki są wciśnięte w skalne wnęki w pionowych ścianach wąwozu.
Miejscowość opanowana przez krasnoludki ;) A tak na serio to Hrensko opanowane zostało przez azjatów i pełno tu sklepów z towarem Made in China.
Z Hřenska wjeżdża się...
do Kanionu Łaby. Wszystko ładnie pięknie tylko jak dotrzeć na drugą stronę, gdzie biegnie słynna trasa rowerowa Elberadweg. Niestety żaden z stateczków nie kursował na drugą stronę, a do najbliższego mostu trzeba byłoby jechać dodatkowe 20 km, a na to nam brakowało trochę czasu.
Pozostaje więc nam jechać przez Kanion Łaby trasą dla pojazdów samochodowych co mnie smuci, gdyż niewiele tam jest widoków, które zasłonięte są przez drzewa i krzaczory.
Kanionem docieramy do Decin, gdzie już zjeżdżamy na ścieżkę rowerową. W oczy rzuca się skała na której znajduje się restauracja Pastýřská stěna w formie zamku.
Po przeciwnej stronie natomiast na skale znajduje się zamek Decin.
Cofamy się i jedziemy przez kilka kilometrów słynną trasą rowerową wzdłuż Łaby z nadzieją na ciekawsze widoki z dostępem do samej rzeki, ale niestety odcinek ten dosyć mocno był pozarastany na poboczach. Trzeba wracać do Decin, gdyż pociąg nie będzie na nas czekał.
W Decin ok. godziny 16 wsiadamy do czeskich kolei i przejeżdżamy fragment trasy powrotnej (w większości pod górkę) pociągiem. Jedziemy pięknym szynobusem wyprodukowanym przez bydgoską Pesę. W połowie trasy pociąg dosyć mocno wypełnia się rowerzystami i zastanawiam się czy uda nam się wysiąść. Do tego z Anetką próbujemy rozwikłać zagadkę, gdyż z informacji wyświetlanych na monitorze okazuje się że niektóre stacje są na żądanie i trzeba wcisnąć odpowiedni guzik żeby pociąg się tam zatrzymał. Na szczęście nasza stacja w Rybniste jest bez guzika i wysiada tutaj większość rowerzystów. Dalej już znaną z rana trasą wracamy na kwaterę przez urokliwe niemieckie miasteczka. Teraz w większości mamy z górki, z wiatrem w plecy i dodatkowo ścigani jesteśmy przez ciemne chmury deszczowe.
Saksońskie widoki
Trasa na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica
Na Trójstyku [2/6] - Góry Łużyckie, Panska Skala
-
DST
93.10km
-
Teren
15.00km
-
Czas
06:24
-
VAVG
14.55km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszamy w trasę po 8:30.
Najpierw wjeżdżamy do Niemiec gdzie czeka nas prawie 10 km podjeżdżania. Mijamy między innymi piękną i wyniosłą formację skalną w Oybin. Na jednej ze ścian skały znajduje się zamek.
Przed granicą niemiecko-czeską robi się coraz bardziej stromo. Mijamy fajne formacje skalne. Trochę z niepokojem przyglądam się Anetce dla której jest to pierwsze spotkanie z górami, a tu na dzień dobry trafił się taki długi podjazd - na szczęście radzi sobie dobrze. Ostatnie kilkaset metrów przed granicą to konkretna ścianka, ale dajemy radę podjechać.
Na szczycie wjeżdżamy do Czech i czeka nas 10 km spokojnego zjazdu m.in. przez miejscowość z uroczymi domkami - Krompach.
i Marenice
Jak był zjazd to teraz znowu podjazd - ponownie prawie 10 km podjeżdżania m.in przez fajny las po nowiutkim asfalcie.
Widoki na Góry Łużyckie
Docieramy do celu wycieczki. Niesamowitej formacji skalnej (wychodnia bazaltu) o nazwie Panska Skala. Miejsce to wypatrzyłem na mapach już wiele lat temu i w końcu udało się tutaj dojechać. Jest to najpopularniejszy twór geologiczny w Czechach.
Cała skała składa się z kolumien, których wysokość dochodzi do kilkunastu metrów. Na szczęście obiekt jest w całości udostępniony turystom i można wszędzie chodzić i wchodzić. Trzeba jednak uważać, gdyż skały są dosyć śliskie :)
x
Zjeżdżamy do Kamienieckiego Szeniowa i w Horni Kamienice wjeżdżamy na trasę, która biegnie delikatnym podjazdem wzdłuż potoku Kamenice.
Na tle Bourny'ego. Kilka kilometrów wcześniej zaczął delikatnie padać deszcz, więc przyodzialiśmy nasze śmieszne płachytki rzeźnika i chirurga :P
Przy granicy czesko-niemieckiej, w Niemczech robimy postój przy hotelu, na punkcie widokowym z ławeczkami
Kawałek dalej trafiają się ponownie ciekawe formacje skalne.
Niestety na rowerze można pooglądać tylko fragment tych skał. Najciekawsze miejsca są dostępne tylko dla turystyki pieszej - chyba że na usilnego komuś chce się nosić rower :P
Przejeżdżamy przez urokliwe niemieckie miasteczko Jonsdorf i na wylocie mamy przymusowy postój na przejeździe kolejowym dzięki czemu możemy zobaczyć zabytkowy parowóz turystycznej kolejki wąskotorowej - nieźle zasuwał na tym podjeździe.
Do Porajowa docieramy koło 16, więc łapiemy się jeszcze na smaczny obiad w knajpie.
Po obiedzie, w delikatnym deszczu pojechaliśmy jeszcze do Niemiec z zamiarem zrobienia zakupów w niemieckim Lidlu, a tu przy kasie spotkała nas niemiła niespodzianka, gdyż okazało się że kart MasterCarda nie obsługują :/
Mapa trasy na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica
Góry SUDETY ZACHODNIE [6/7] - Góra Szybowcowa, Karpacz
-
DST
75.61km
-
Teren
8.00km
-
Czas
04:50
-
VAVG
15.64km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień jest bardzo ciężki do jazdy ze względu na potworny upał (temp. dochodziła do 35*C), ale na szczęście na koniec została nam najkrótsza zaplanowana trasa, która mimo wszystko ostro nam dała w kość. Na początek odwiedzamy pobliską Górę Szybowcową (561 m n.p.m.) w Jeżowie Sudeckim, z której można podziwiać świetne widoki na Kotlinę Jeleniogórską, a na samym szczycie znajduje się Aeroklub Jeleniogórski.
Super muszą być tutaj widoki nocą.
Widoki z drugiej strony Góry Szybowcowej też są świetne.
Następnie przejeżdżamy przez centrum Jeleniej Góry i ścieżką rowerową gnamy w kierunku Karpacza... towarzyszy nam cały czas widok na Karkonosze z najwyższym szczytem Śnieżką.
Podjazdy na przedmieściach Karpacza nieźle dają nam w kość w tym upale i oboje czujemy jakby nam kompletnie brakowało mocy, a wszelki ruch nogami to megawysiłek powodujący zalewanie się potem.
Było cały czas stromo, ale to co zobaczyliśmy w Karpaczu na ulicy Szkolnej wyglądało przerażająco - tak stromego i utwardzonego podjazdu jeszcze nigdzie nie widziałem. Było mega stromo, rower cały czas próbował stanąć dęba ale udało się podjechać... podobno nachylenie jest tam w okolicy 30 stopni... zdjęcia kompletnie nie oddają tej stromizny.
Kawałek dalej mamy kościółek Wang. Dalej w górę niestety nie da się już jechać bo rozpoczyna się Park Narodowy.
Teraz czeka nas już przyjemniejsza część trasy - kilkanaście kilometrów, prawie cały czas z górki. Pędzimy więc przez Sosnówkę, Borowice i zajeżdżamy nad Wodospad Podgórnej, który jest idealnym miejscem przy takim upale. Miałem w planie wskoczyć do wody, ale po minucie stania w lodowatej wodzie stwierdziłem że na tym poprzestanę, ale byli turyści którzy pływali, a nawet skakali z półki skalnej do szmaragdowej wody.
Stawy Podgórzyńskie
Na koniec wjeżdżamy jeszcze do Parku Zdrojowego w Jeleniej Górze Cieplice
Taki gorąc, że wszystkie fontanny są okupowane przez ludzi.
Na głównym deptaku odbywał się akurat jakiś festyn, więc pokręciliśmy się tam jak muchy w smole i przy okazji załapaliśmy się na darmowy obiad - kiełbasę z grilla z kiszonym ogórem :D Przed samą kwaterą znowu przedziurawiłem dętkę :/
Fotorelacja Marcina - http://marcingt.bikestats.pl/
Trasa na mapie:
Kategoria Góry
Góry SUDETY ZACHODNIE [5/7] - Przełęcz Karkonoska, Vvyrovka, Przełęcz Okraj
-
DST
115.10km
-
Teren
15.00km
-
Czas
06:58
-
VAVG
16.52km/h
-
VMAX
75.50km/h
-
Podjazdy
3000m
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ruszamy rano o 8. Piękna, słoneczna pogoda, więc jest super, gdyż dzisiaj będziemy jeździć wysoko w górach i ważne żeby były dobre warunki widokowe.
Na początek w ramach rozgrzewki czeka nas podjazd najtrudniejszym podjazdem asfaltowym w Polsce na Przełęcz Karkonoską, który zaczyna się przed Przesieką (PROFIL PODJAZDU)
Za Przesieką zaczyna się konkretniejsze nachylenie, ale cały podjazd idzie nam bardzo sprawnie
i po dobrej godzinie jesteśmy już na Przełęczy Karkonoskiej (1198 m npm.)
Wjeżdżamy jeszcze trochę wyżej pod schronisko Odrodzenie. Widoki wspaniałe.
Wjeżdżamy do Czech i czeka nas szybki, 10 kilometrowy zjazd pięknym asfaltem do Szpindlerowego Młyna i dalej znowu kilkukilometrowy podjazd ścieżką rowerową K1A w kierunku Strazne. Jak się trafi przecinka to można popatrzeć na super widoki.
W Strazne zjeżdżamy w dół żeby następnie znowu piąć się w górę przez kilka kilometrów - tym razem wjeżdżamy na trasę rowerową K18. Początkowe kilometry podjazdu dają nam nieźle w kość z uwagi na upał i jazdę w lesie, ale z przekroczeniem wysokości 1200 metrów drzewa się przerzedzają i zaczynają się super widoki i dociera do nas trochę chłodzącego wiatru.
Przed Vvyrovką pojawia się nam również Śnieżka, która od czeskiej strony wygląda trochę inaczej.
Schronisko Vvyrovka to najwyższy punkt dzisiejszego dnia (1357 m n.p.m.). Trochę popełniliśmy tutaj gafę zmyleni znakami ślepej uliczki dla rowerzystów, gdyż po powrocie na kwaterę okazało się że przejeżdżała dzisiaj tutaj lea i z tego punktu można było jeszcze wjechać na spokojnie (nie do końca legalnie) dużo wyżej na Modre Sedlo (1508 m n.p.m.).
Z Vvyrovki do Peca to szaleńczy zjazd w dół - zjazd do bicia rekordów prędkości. Trochę w rozwinięciu skrzydeł przeszkadzali piesi, ale na wolnych od pieszych i prostych odcinkach udało mi się rozpędzić bez pedałowania do 75,5 km/h.
Za Pecem zjazd dalej w dół, ale już trochę spokojniej. Następnie wjeżdżamy w głęboką dolinę, otoczoną stromymi ścianami gór biegnącą wzdłuż potoku Mala Upa.
Trasa ta prowadzi w kierunku Przełęczy Okraj, która jest ostatnim podjazdem dnia dzisiejszego. Na początku jedziemy wspomnianą wcześniej głęboką doliną, a następnie na wyższych wysokościach możemy podziwiać przepiękne widoki.
Na Przełęczy Okraj wjeżdżamy do Polski i krajobraz się zmienia na gorsze i do tego asfalt pełen dziur.
Zjazd z Przełęczy Okraj bez żadnych rewelacji - miejsca z ciekawymi widokami trafiły się tylko dwa, w tym jeden ogrodzony "Teren prywatny"
Dalsza trasa biegnie koło zbiornika Sosnówka, który stanowi zbiornik na wodę pitną. Trochę szkoda, gdyż przez to jest ogrodzony i nie ma dostępu w fajniejsze widokowo miejsca.
Około godziny 18 docieramy pod kwaterę - Marcin udaje się na kwaterę, a ja robię jeszcze prawie 10 km po Jeleniej Górze w poszukiwaniu truskawek, które mi się zamarzyły na kolację z makaronem. Niestety poszukiwania zakończone niepowodzeniem :(
Dzisiejszy dzień był chyba moim rekordowym dniem pod względem sumy podjazdów, gdyż uzbierało ich się razem coś około 3000 metrów.
Fotorelacja Marcina - http://marcingt.bikestats.pl/
Trasa na mapie:
Kategoria Góry, Zagranica