Inne ciekawe
Dystans całkowity: | 9070.59 km (w terenie 1333.00 km; 14.70%) |
Czas w ruchu: | 446:55 |
Średnia prędkość: | 20.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.10 km/h |
Suma podjazdów: | 1459 m |
Liczba aktywności: | 65 |
Średnio na aktywność: | 139.55 km i 6h 52m |
Więcej statystyk |
2x Popielewo... na łyżwy / Huta Trzem... arktyczna wiosna
-
DST
49.02km
-
Teren
3.00km
-
Czas
02:36
-
VAVG
18.85km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piękny, słoneczny dzień.
Postanowiłem przejechać się na wypłycenie do Popielewa zobaczyć jak wyglądają warunki na łyżwy. Okazało się że warunki są rewelacyjne - lód gładziutki, tylko 4 cm grubości, ale daje radę utrzymać moją masę chociaż trochę pęka... najwyżej jak wpadnę to max po pas.
Wróciłem do domu. Zapakowałem 3 skiby chleba z smalcem i łyżwy na bagażnik i znowu do Popielewa. W drodze coś mi odleciało od roweru... postanowiłem się cofnąć i sprawdzić co to... okazało się że to śruba od przedniego hamulca wyleciała. Hmmm - czyżby ktoś szykował na mnie zamach, bo nie mam pojęcia jak to mogło się odkręcić?
Na łyżwach spędziłem 2,5 godziny i w sumie jeździłbym dalej, ale lekko już zmęczony się czułem.
Skupisko ptaków na tafli lodu
Powrót do domu na obiad i regenerację sił.
Pod wieczór wyszedłem ponownie na rower. Warunki do jazdy przecudne... arktyczna wiosna :P
Hmmm... nie wiem czy dzisiaj taka widoczność rewelacyjna, ale pierwszy raz za Niewolnem udało mi się dostrzec wieżę widokową w Dusznie
Widok na Wał Wydartowski
Widok na Wał na zoomie - droga na punkt widokowy Firemana
Na bocznych drogach nawierzchnia lodowo-śniegowa
Na Hucie Trzemeszeńskiej trafiam na zachód słońca
Słońce zaszło, a na niebie pojawił się księżyc
Gdzieś na Pasiece z widokiem na trzemeszeńskie fabryki
Księżyc wlazł na drzewo
Po spektakularnych widokach, więc czas zbierać się do domu
Na koniec jeszcze małe zoo - zwierząt na wieczornym wypadzie spotkałem sporo
Gęś zbożowa pasąca się na śniegu :P
Gęsi zbożowe w locie
Saren spotkałem dzisiaj setki
Po zachodzie słońca za Pasieką trafiłem na przepiękny widok... żurawie na wzniesieniu
Po chwili doleciało jeszcze 5 sztuk i zaczęły się godowe koncerty.
Kategoria Inne ciekawe
Toruń - Bydgoszcz przez Chiny i Koreę... z Jerzyp1956 i MarcinGT
-
DST
102.17km
-
Teren
25.00km
-
Czas
05:20
-
VAVG
19.16km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie sądziłem że w listopadzie uda się zrobić jakąś dalszą wycieczkę jednodniową, ale dzięki temu że miałem do wykorzystania do dzisiaj jeden całodzienny przejazd pociągami zdecydowałem się na wycieczkę z Torunia do Bydgoszczy przez Chiny i Koreę ;) Wycieczka odbyła się w towarzystwie Jerzyp1956 oraz MarcinGT. Spotkaliśmy się w pociągu i ruszyliśmy koleją do Torunia.
W Toruniu wsiadamy na rowery i ruszamy przed siebie.
Widoku na Stare Miasto w Toruniu nie może zabraknąć.
Przez Toruń przemkneliśmy szybko bez zatrzymywania się w sumie. Jedynie przystanęliśmy przy Kargulu i Pawlaku, którzy postanowili odejść od płota... i nawet się nie kłócili tylko stali jak wryci :P
Za Toruniem czeka nas jazda świetną, jeszcze nie oddaną, nowiutką ściężką rowerową
W Piwnicach podjeżdżamy pod Centrum Astronomii UMK gdzie stoi unikalny w Europie środkowo-wschodniej, 32m teleskop, który uczestniczy w światowej sieci VLBI.
Podjazd w Wąwozie Bierzgłowskim
Docieramy do Zamku Bierzgłowskiego, gdzie znajduje się jedna z najstarszych obronnych budowli krzyżackich – gotycki zamek
Stado saren
Wiatrak koźlak w Bierzgłowie
Następnie jedziemy do Grzybna gdzie odbijamy na Chiny i Koreę - niestety są to niewielkie osady i nie ma tablic z nazwą miejscowości :(
W Unisławiu zjeżdżamy w dół, a następnie podjeżdżamy stromym podjazdem obok ciekawie ukształtowanego terenu
Następnie udajemy się na stok narciarski, gdzie roztacza się ładny widok na pradolinę Wisły
Nie możemy sobie odmówić szalonego zjazdu ze stoku na dół.
Za Dąbrową Chełmińską jedziemy świetną ścieżką rowerową przez las, odwiedzamy pałac w Ostromecku, przejeżdżamy nad Wisłą mostem fordońskim i dojeżdżamy do Bydgoszczy skąd kierujemy się dalej na północ.
W Strzelcach Dolnych odbijamy w lewo i rozpoczyna się podjazd po ciekawym terenie
Rozglądamy się tutaj dokładnie, gdyż znajduje się tutaj gdzieś Jaskinia Bajka. Trochę czasu zajmuje nam poszukanie tego obiektu, ale w końcu go znajdujemy - żeby dotrzeć trzeba było się nieźle natrudzić, przekraczając głęboki wąwóz i walcząc z równowagą na śliskich, gliniastych stromizmach terenu, które momentami kończyły się pięknym kilumetrowym ślizgiem na nogach.
Żeby dostać się do wnętrza jaskini trzeba się wczołgać, nogami do przodu przez wąski otwór
A w środku jaskini przytulna atmosfera - całkiem ciepło, piaseczek i jakaś czaszka zwierza :P
Po wyjściu z jaskini trzeba było znowu przekroczyć wąwóz i na śliskich zboczach najadłem się nieźle strachu bo myślałem że zsunę się wprost do potoku płynącego parę metrów niżej.
Górną częścią zbocza fordońskiego dojechaliśmy do Doliny Śmierci - największej zbiorowej mogiły na terenie Bydgoszczy
Na koniec jeszcze panorama Fordonu z wzgórza
i dalej już było tylko gnanie przez Bydgoszcz, aby zdążyć na pociąg.
Zdążyliśmy :) Udało nam się nawet dojechać 10 minut przed czasem, dzięki temu że pomyliłem się co do godziny odjazdu.
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
"Nad morze w 1 dzień" - Trzemeszno - Gdańsk... z Jerzyp1956, Marcingt + częściowo Flash
-
DST
302.90km
-
Teren
20.00km
-
Czas
13:47
-
VAVG
21.98km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po dwóch latach przerwy w końcu udało się znaleźć chęci i trafić z pogodą na czwartą z kolei wycieczkę "Nad morze w 1 dzień". Tym razem padło na Gdańsk w towarzystwie Jerzy1956 oraz nowo poznanego Bikestatowicza Marcingt, dla których była to pierwsza tak długa trasa.
Wyjechałem z Trzemeszna o godzinie 17 i już po 30 minutach byłem na miejscu spotkania, które wyznaczyliśmy przed Gołąbkami. Przed 18 pojawili się koledzy z Gniezna. Wspólna fota... póki jesteśmy jeszcze piękni, wyspani i żywi i o 17:56 ruszyliśmy we trójkę... na Gdańsk. Czeka nas cała noc jazdy.
Jedzie się rewelacyjnie. Ciepło, wiatr boczny, ale nie przeszkadza a wręcz chyba nawet pomaga bo średnia utrzymuje się na poziomie 25 km/h
Niestety żadnych grzecznych... i nawet tych niegrzecznych panien nie spotkaliśmy ;)
Bardzo przyjemna ścieżka przez z las Tura do Gorzenia.
Pierwszy postój robimy o zachodzie słońca w Gorzeniu nad Kanałem Bydgoskim. Niestety zachodzące słońce zasłaniane jest przez drzewa.
Ogólnie Kanał Bydgoski bardzo mi się spodobał i traktuję go jako najciekawszy obiekt na trasie... hmm może kiedyś pontonem go spłynę.
Słońce zaszło za horyzont i z każdą minutą robiło się coraz ciemniej... pustki na drogach... jedyna oznaka życia to akcja żniwa i kombajniści pracujący na polach. Jedzie się rewelacyjnie.
W Tucholi jesteśmy koło północy i robimy postój na rynku, gdzie wrony na drzewie robią straszny harmider i mają chyba rozwolnienie bo co chwilę słychać jak coś się rozbryzguje na chodniku. Przy okazji trzeba się cieplej ubrać bo robi się zimno.
Przejazd przez Bory Tucholskie bez żadnych atrakcji - ciemno, cicho i od domu daleko ;) Na 50 km odcinku drogi wojewódzkiej minęło nas raptem tylko kilka samochodów.
Przed godziną 2 docieramy do Czerska, gdzie mamy nadzieję na znalezienie jakieś stacji benzynowej lub knajpy w której można kupić wodę i coś ciepłego zjeść lub wypić, bo niestety od 100 km nic takiego nie natrafiliśmy, a dalej nie ma szans na znalezienie takiego miejsca. Na szczęście zbaczając 2 km z trasy znajdujemy czynną stację benzynową, gdzie jest sklep i można coś ciepłego wypić. Uzupełniamy bidony, pijemy dużą porcję gorącej czekolady i można jechać dalej.
Dalsza droga biegnie przez totalne odludzia, drogi polne w lasach. Przejeżdżamy koło jeziora Wdzydze, którego niestety z naszej trasy nie widać. Zaczyna budzić się nowy dzień i pojawiają się piękne widoki z mgłą. W jednym miejscu mgła stworzyła taki efekt nad łąką że nie wiedzieliśmy czy to jezioro czy mgła. Mgła może i piękna, ale powoduje że jest bardzo zimno.
W okolicach Jeziora Wdzydze trafiliśmy też przy drodze na śmieszne ptaki z świecącymi oczami, które jak się zbliżaliśmy podrywały się i latały jak ogłupiałe we wszystkich kierunkach czego efektem jeden z ptaków prawie by się ze mną zderzył :P
Piaszczysty podjazd terenowy
W miejscowości Piekło trafiamy na wschód słońca, który niestety zasłaniają drzewa.
W Lubaniu wjeżdżamy na drogę 221, która biegnie do Gdańska i niestety tutaj zaczyna się już ruch, który rośnie wraz z zbliżaniem się do Gdańska. Jedzie się ciężko, gdyż na trasie pełno jest wykańczających pagórków, które najczęściej biegną w górę, a nie w dół.
Za Przywidzem mam w końcu okazję poznać osobiście człowieka za stali, rowerzystę szybszego od pociągu, który na rowerze wykręca niesamowite dystanse - Flash'a, któremu chciało się wstać tak wcześnie rano i potowarzyszyć nam w dalszej części trasy przy okazji oprowadzając nas po Gdańsku.
Hehe - na szczęście dalej jest głównie z górki, więc nie zamulimy Tomka naszym ślimaczym tempem ;)
Około godziny 7 jesteśmy w Gdańsku.
Udajemy się najpierw na Starówkę
Wspólna fota pod fontanną Neptuna...
na tle zabytkowego Żurawia
tutaj w innej części Gdańska widok na różnego typu żelastwo
Zawitaliśmy na stadion piłkarski w Gdańsku PGE Arena, który objechaliśmy dookoła
W końcu zajechaliśmy na główny cel wycieczki :)
W knajpie zjedliśmy konkretny posiłek i oddaliśmy się lenistwu na plaży.
Zanurzyłem się cały w lodowatej wodzie (zimniejsza niż u nas w kwietniu w jeziorach) aby zmyć z siebie trudy podróży i całe zmęczenie minęło
Po godzinie lenistwa nie szło już wytrzymać na plaży w palącym słońcu, więc pojechaliśmy do Sopotu, ale zaraz zawróciliśmy, gdyż wystraszyły nas tłumy ludzi. Wracając do Gdańska tłumnie obleganą ścieżką rowerową wzdłuż morza doszło do przypadkowego spotkania z Błażejem, który miał jechać z nami całą trasę, ale niestety się nie wyrobił. Przyjechał do Gdańska pociągiem i zmierzał właśnie z obładowanym rowerem w kierunku Helu. Pogadaliśmy chwilę i trzeba było niestety wracać na dworzec. Pod Biedronką ostatnie zakupy i żegnamy się z Flashem, któremu bardzo dziękuję za sprawne oprowadzenie nas po Gdańsku przy wykorzystaniu świetnych ścieżkach rowerowych.
14:49 wskakujemy w pociąg, w którym dochodzi do zabawnej wymiany zdań z "Panem z piwkiem" na temat wycieczek rowerowych.
Przesiadka w Bydgoszczy i Inowrocławiu i po godzinie 20 jestem w domu :)
"Nad morze w 1 dzień (noc)" po raz czwarty zakończone sukcesem!!!
Krótki klip video z wycieczki
<object width="425" height="350"><embed src="http://www.youtube.com/v/RCkFEAauRHY" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>
Trasa wycieczki na mapie:
Fotorelacje pozostałych bikestatowiczów:
- Jerzyp1956
- Marcingt
- Flash
Kategoria Inne ciekawe
Z Wrocławia do Trzemeszna przez Trzemeszno
-
DST
226.27km
-
Teren
30.00km
-
Czas
10:00
-
VAVG
22.63km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj postanowiłem się trochę skatować i wrócić z Wrocławia do domu rowerem. Trasę zaplanowałem sobie wcześniej bocznymi drogami - i faktycznie ruch samochodów na nich był znikomy.
Największe obawy miałem na początku, gdyż musiałem przejechać prawie przez cały Wrocław. Okazało się że te obawy były niepotrzebne, gdyż infrastruktura rowerowa mnie po prostu zszokowała. Przez cały Wrocław, ani razu nie musiałem zjeżdżać na ruchliwe ulice tylko cały czas podróżowałem po szybkich i przemyślanych trasach rowerowych.
Stadion Narodowy we Wrocławiu w dzień wygląda jak taki "potworek"
Most Milenijny
Przekraczam rzekę Odrę na Moście Milenijnym
Wiadukty, skrzyżowania, szerokie drogi i ścieżki rowerowe, które we Wrocławiu mnie po prostu zszokowały swoją jakością.
Ostatnie spojrzenie na Wrocław kilkadziesiąt kilometrów dalej, ze wzgórza. Widać nawet Ślężę.
Trasa wiedzie po mniej lub bardziej dziurawych drogach asfaltowych, przez lasy i pagóry (momentami zjazdy mają po prawie 2 km) - ruch jest znikomy. Po wyjechaniu z Wrocławia i przejechaniu 50 km wyprzedziło mnie tylko kilkanaście aut.
Kolejka wąskotorowa w Krośnicach - trwają tutaj wielkie prace modernizacyjne.
Dolina Rzeki Baryczy
Dojeżdżam do najciekawszego punktu na trasie - Stawów Milickich.
Droga przez stawy biegnie samym środkiem na wale. Niestety w większości jest zarośnięta więc nie ma zbyt dużo widoków na boki, ale w kilku miejscach są przecinki. W powietrzu unosi się bardzo przyjemny i orzeźwiający zapach wody i roślin wodnych.
Po wyjeździe ze Stawów Milickich trafiam na przerażającą chmurę zwiastującą burzę i ulewę, która wędruje w moim kierunku. Na szczęście tutaj akurat moja trasa odbija mocno na zachód, więc mam z wiatrem w plecy. Gnam co sił z prędkością 30-40 km/h oby dotrzeć do odległych o 12 km Sulmierzyc.
Do Sulmierzyc docieram suchy, chmura jest tuż za mną. Rozglądam się za jakimś schronieniem i w oko wpada mi zadaszony taras Domu Kultury w Sulmierzycach. Wchodzę tam i momentalnie zerwał się wiatr, zaczęło grzmieć i padać. Uffff - ma się to wyczucie czasu. Stojąc na tarasie dostaję zaproszenie od Pani bibliotekarki do środka, do biblioteki na ciepłą herbatę. Pogadaliśmy sobie i po 30 minutach chmura przeszła i pojawiło się błękitne niebo i słońce więc ruszyłem dalej.
Powietrze zrobiło się przyjemne a woda z dróg efektownie zaczęła parować.
Klimatyczne lasy przed Rozdrażewem
Po jakiś 110 km docieram do mojej rodzinnej miejscowości Trzemeszno. Niestety to nie jest to Trzemeszno co trzeba bo do tego właściwego mam jeszcze drugie tyle kilometrów :P
Na 140 km trasy, w Kotlinie postanawiam coś zjeść ciepłego. Niestety jak na złość nie mogę znaleźć żadnej knajpy z jedzeniem a znaleziona restauracja turystyczna okazała się zamknięta. Wyjadłem co miałem słodkiego w sakwie i ruszyłem dalej, ale nie pomogło to zbytnio, gdyż kawałek dalej zaczął łapać mnie kryzys. Morale spadały z każdym kilometrem, zacząłem więc gadać do siebie że mam być twardy, że coś ciepłego czeka na mnie w Pyzdrach (marzyłem sobie o gorącym rosole z makaronem i wielkim schabie z ziemniakami).
Nad Prosną
Niestety w Pyzdrach też na nic nie trafiłem, na dodatek na horyzoncie pojawiła się burzowa chmura, która wędrowała w moim kierunku. Od Sokolnik gnałem już ile sił w nogach aby uciec na zewnętrzną część nadchodzącej chmury. Przez myśl przechodziło mi schronić się w ruinach pałacu w Unii, ale chmura była tak długa że mogłem tam przesiedzieć do wieczora. Postanowiłem więc gnać dalej, robiło się coraz ciemniej i za Gonicami niestety dopadła mnie... jako schronienie wybrałem zadaszony bilboard - zadaszenia niewiele bo jakieś 50 cm, ale po przyklejeniu się do tablicy przed deszczem coś tam daszek chronił. Po 20 minutach opadów i grzmotów, deszcz trochę osłabł więc ruszyłem dalej i trochę zmokłem. Do domu jeszcze 30 km, a mnie zaczęło kolano pobolewać. W Witkowie dopadły mnie znowu małe opady deszczu, ale już mi było wszystko jedno bo do domu już całkiem blisko. Dreptałem więc przez lasy ostatkiem sił, usypiając prawie za kierownicą... ale w końcu trudy trasy zostały nagrodzone - cało i szczęśliwie dotarłem do domu... a tam ciepła herbatka, porządne jedzenie i wanna z ciepłą wodą. Jak miło :) ...na najbliższy czas dosyć mam takich długich tras :P
Trasa wycieczki na mapie:
Za jakiś czas pojawi się tutaj kilkuminutowy klip video z wycieczki
Kategoria Inne ciekawe
Pałuki... z ekipą z Bikestata
-
DST
137.95km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:57
-
VAVG
19.85km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł na Bikestatową wycieczkę kolejowo-rowerową zrodził się kilkadziesiąt godzin wcześniej. Zaplanowałem trasę po atrakcjach Pałuk, wolne wszystkim spasowało więc można jechać.
Za punkt zbiorczy obraliśmy wczesnoporanny pociąg jadący w kierunku Inowrocławia. W pociągu stawił się Grigor86 , Jerzyp1956 , Micor , Matisliswider no i ja. W Inowrocławiu o godzinie 7 wysiadka i dalej już jedziemy na rowerach, przez takie atrakcje jak:
- park i solanki inowrocławskie
- zakłady Janikosoda
- Kalwaria Pakoska
- kamieniołomy w Piechcinie
- głaz w Annowie
- Źródełko św. Huberta
- Jabłowska Góra
- Wenecja i Biskupin
- Dolina Rzeki Gąsawki
Wycieczka bardzo udana... kupa śmiechu, doborowe towarzystwo, piękne widoki, pogoda w miarę dopisała... czego chcieć więcej. Zapraszam do długiej fotorelacji :)
Pierwsza atrakcja wycieczki to oczyszczenie organizmu i inhalacja na solankach inowrocławskich.
Po inhalacji ruszamy na eksplorację parku solankowego
Natrafiamy na trzy nagie panie ze zgrabnymi tyłeczkami, które poklepujemy tu i ówdzie ;)
Kierujemy się na Janikowo, chłodzeni padającą mżawką
Przed Janikowem natrafiamy na wysoką hałdę. Z Grigorem wdrapujemy się na górę, a tam taki ciekawy widok. Na tej pustyni uchowało się nawet życie - zając :)
Reszta piknikuje sobie na dole, a my musimy jakoś zejść na dół.
Kawałek dalej trafiamy na zbiornik z lazurową wodą. Szkoda że nie ma słońca, gdyż przy pochmurnej pogodzie nie widać zbyt dobrze tego całego błękitu.
Objeżdżamy dookoła zakłady Janikosoda w Janikowie
Za Janikowem zjeżdżamy nad jezioro zobaczyć jak wagoniki z kopalni przemieszczają się nad jeziorem
Wagoniki towarzyszą nam jeszcze kilka razy tego dnia
Ogromne Jezioro Pakoskie przekraczamy sztucznie usypanym nasypem.
Kolejna atrakcja to zalany kamieniołom w Piechcinie
Następnie udajemy się na nieczynną część kamieniołomu - ogromną dziurę, głęboką na prawie 100 metrów
Mija 4 godzina wycieczki, a my dopiero mamy 30 km przejechane. Za Piechcinem czeka nas trochę pedałowania. Jedziemy przez lasy w Annowie...
aby dotrzeć do wielkiego głazu narzutowego zwanego "Kamiennym Domem"
następnie odwiedzamy źródełko świętego Huberta, gdzie obmywamy się w jego zimnych wodach.
Okolice bardzo fajne, obfitują w dużą ilość pagórków. Za Wójcinem roztacza się przepiękny widok na Jezioro Wolickie i nasz kolejny cel Jabłowską Górę.
Do Barcina zajeżdżamy wygłodzeni i na zadbanym rynku robimy przerwę na uzupełnienie energii.
Posileni ruszamy dalej pod pałac w Lubostroniu.
Następnie trzeba się trochę zmęczyć i wjeżdżamy na najwyższy szczyt w okolicy - Jabłowską Górę. Na odcinku około 1 km pokonujemy 70 metrów przewyższeń.
Grigor postanawia szczytować lepiej od nas, sprawnie pokonuje przeszkody i wdrapuje się na wieżę.
Później czeka nas dłuższa jazda po pagórkach pod paskudny wmordewind, którą uatrakcyjnia nam miejscowy folklor...
Wuja Zdzichu z rowerem na nitro ;)
i "zmęczony" pan pod wiejskim barem, którego koledzy próbowali załadować na dorożkę ;)
Po kilkuset machnięciach korbą docieramy do słonecznej Italii ;)
gdzie zatrzymujemy się na bardzo zimne lody... niektórzy w tym czasie nie próżnują i zarywają mamuśki oraz wprowadzają 3 latków w świat rowerów. Próbujemy także handlu targując się na zamiankę roweru na "traktor" ;)
Wbijamy się na ruiny zamku Diabła Weneckiego
Z daleka oglądamy Biskupin. Na bazarku parkingowym dopadają nas panie, które zapraszają do swoich knajpek na jedzenie, jednak nie dajemy się przekonać, a Grigor na to wszystko pomachał bazarowymi szabelkami i toporami biskupińskich wojów.
Z Biskupina kierujemy się do DOliny Rzeki Gąsawki
W knajpce w Gąsawce robimy dłuższy postój i postanawiamy uczcić dzisiejsze spotkanie i uzupełnić stracone płyny. Siedzi się bardzo przyjemnie, ale niestety czas ruszać dalej.
Za Gołąbkami nasze drogi rozchodzą się i rozjeżdżamy się w trzy strony świata. Grigor ma jeszcze mało i postanwia zaszaleć i dobić do 200 km wracając do domu okrężną drogą
Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiego klipu video z wycieczki
Mapa trasy:
Zapraszam do zapoznania się z fotorelacjami z wyjazdu pozostałych uczestników:
- fotorelacja Jerzy1956
- fotorelacja Grigor86
- fotorelacja Micor
- fotorelacja Matisliswider
Kategoria Inne ciekawe
Z pracy / Żerkowsko-Czeszewski Park Krajobrazowy
-
DST
106.95km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:13
-
VAVG
20.50km/h
-
VMAX
65.10km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Podjazdy
300m
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano szybki powrót rowerem z pracy, a później w 20 minut pakowanie, przebranie się, zjedzenie śniadania, wgranie danych do GPSa, załadowanie rowera do samochodu i jazda do Wrześni zawieźć mamę na pociąg.
W trasę ruszyłem z Wrześni - za cel obrałem Żerkowsko-Czeszewski Park Krajobrazowy. Wmordewind jak diabli, ale gdzieś zaginęła dzisiaj chyba wiosna bo upał typowo letni podchodzący pod 30*C.
Wszystko zaczęło kwitnąć i zielenić się na potęgę.
Najpierw w Puszczy Biechowskiej odnalazłem kesza ukrytego przez Bobiko.
Później cofnąłem się trochę i podjechałem pod kościół w Biechowie, który nie zrobił na mnie wrażenia (liczyłem na coś ciekawszego). Na dodatek kościelny naparzał w dzwony jak szalony.
W Miłosławiu podjechałem pod browar Fortuna - niestety piwa gratis nie rozdawali ;)
W Czeszewie w końcu dojechałem nad nasz polski Nil - rzekę Wartę, w której trafić (lub złowić) można krokodyla (w prawdzie martwego, ale zawsze to krokodyl).
W Czeszewie prom chyba nie kursował, więc wałami ruszyłem wzdłuż Warty na kolejny prom.
Dotarłem do promu w Dębnie, którym planowałem przedostać się na drugą stronę rzeki. Niestety jak na złość dzisiaj, czyli w soboty prom kursuje tylko do 10. Hmmm - i co teraz - do najbliższego mostu drogowego jest kupa kilometrów.
Na promie zdobyłem kesza i wydumałem że spróbuję na drugą stronę przedostać się nielegalnie mostem kolejowym, który mijałem jakiś kilometr wcześniej.
Most dosyć wąski i długi na kilkaset metrów że nie widać jak wygląda sytuacja po drugiej stronie. Na dodatek za plecami jest zakręt i nie widać czy jedzie pociąg. Do przejazdu szykowałem się z dobre 20 minut nasłuchując czy można bezpiecznie ruszyć. Adrenalina podskoczyłą na maxa i ruszyłem po drewnianym chodniku z całym impetem - w połowie mostu musiałem hamować bo okazało się że sporo desek było załamanych, więc szybko przeniosłem się na płyty betonowe biegnące środkiem toru i gnałem na rowerze co sił do przodu...
Uffff... udało się i nie było wcale tak strasznie. Pociąg mnie nie rozjechał, do rzeki nie wpadłem więc mogę dalej kontynuować wpis... ;)
W Dębnie trafiłem na ciekawy kościółek
Planowałem jechać prosto na Żerków, ale skręciłem w lewo po dwa kesze - przy agroturystyce znalazłem, a przy kościele w Łgowie nie.
Taka tam chatka Baby Jagi w agroturystyce Lutynia... a może to apartament gościnny? ;)
Upał i kryzys energetyczny (od 20 km nie natrafiłem na sklep) dokuczały strasznie. Jechałem ostatkiem sił, głowa bolała od palącego słońca.
Sklep natrafiłem dopiero w Brzostkowie - posiliłem się i ruszyłęm zdobywać tutejsze wzniesienia.
Najpierw wjazd pod kościół w Brzostkowie. Tutaj kolejny kesz znaleziony.
Szalony zjazd na dół z mocnym zagrzaniem hamulców i obręczy i ciężkim podjazdem (chyba jeden z cięższych podjazdów asfaltowych w Wielkopolsce) wjazd na punkt widokowy, gdzie odnajduję kolejnego kesza.
Na zjeździe z punktu widokowego wyciągam 65.1 km/h. Zjeżdżam do Śmiełowa, gdzie zdobywam kolejnego kesza. Wjeżdżam na teren pałacu w którym jest muzeum Adama Mickiewicza.
Pokręciłem się trochę po parku, gdzie w sporej ilości kwitnęły zawilce. Byłem już tu kilka razy więc więcej zdjęć nie będzie ;)
W Śmiełowie robię kolejny postój przy sklepie na uzupełnienie energii i płynów. I ruszam już w kierunku Wrześni... na szczęście powrót będzie z wiatem.
Przejeżdżam przez Prosnę...
gdzie robię sobie odpoczynek na trawce
W planach był jeszcze punkt widokowy w Pietrzykowie i opuszczony pałac w Unii, ale wymęczony jestem strasznie dzisiejszymi warunkami, więc z Pyzdr kieruję się już prosto na Wrześnię.
Pyzderskie sady obrodziły tak owocami że przy drodze sprzedawali jabłka i gruszki... ja w każdym razie na drzewach widziałem tylko kwiaty.
We Wrześni udało się jeszcze zgadać pod marketem z Bobiko, który wracał akurat z wycieczki rowerowej. Pogadaliśmy trochę, wymieniając się wrażeniami z keszowania, rower w samochód i powrót do domu.
Dzisiejsza wycieczka przez upał i silny wiatr dała mi nieźle w kość, opalenizna kolarska oczywiście też jest. Cały czas się zastanawiam czy ja już taki stary i cieńki że byle 100 km mnie tak męczy, czy te obecne warunki atmosferyczne są faktycznie takie upierdliwe.
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Kamieniołomy Piechcin / Miasto
-
DST
99.55km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:47
-
VAVG
20.81km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na kamieniołomy do Piechcina wybrałem się wraz z jelonem85 oraz micor'em... ekipa miała być dużo większa ale niestety reszta nie miała dzisiaj wolnego. Były to moje już chyba 6 odwiedziny tego miejsca.
Po 42 km całkiem szybkiej jazdy dotarliśmy na miejsce.
Na pierwszy ogień poszedł zalany kamieniołom... pełną swobodę oglądania tego miejsca trochę zepsuł nam ochroniarz, który kręcił się obok... mimo że wyglądało jakbyśmy dla niego byli niewidzialni :P
Woda kryształ... aż zachęca do kąpieli...
ale "Wielki brat" patrzy i raczej nie pozwoli się zanurzyć... dobrze że nic nie gadał jak kręciliśmy się na tym terenie, gdyż na dobrą sprawę dookoła są tabliczki "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony"... widocznie byliśmy upoważnieni ;)
"Wypinam śmiało ciało" ;) Jakaś dziewoja zażyczyła sobie sesji fotograficznej w tym miejscu to ją miała... od tyłu i przodu ;)
Następnie podjechaliśmy na wielką dziurę o głębokości 100 metrów - ta część kamieniołomu jest już wyeksploatowana...
Jedna ze ścianek w całej okazałości... w oddali wielka hałda, która cały czas rośnie.
Wróciliśmy ponownie nad zalany kamieniołom i po jakimś czasie ruszyliśmy na czynną część kamieniołomu, gdzie widzieliśmy (kupę kurzu) z oddali detonację skał...
Niestety w tym rejonie za długo nie mogliśmy podziwiać widoków, gdyż po chwili podjechała do nas ochrona, która dała nam wykład na temat niebezpieczeństw na tym terenie i grzecznie nas wyprosiła dziękując nam za odwiedziny w kopalni i życząc miłego dnia :)
W drodze powrotnej stadardowo piknik na trawce przed sklepem w Słaboszewku i ruszliśmy w kierunku domu. We Wszedniu drogi rozdzielały się i pożegnaliśmy Jelona85, a ja z Micorem pognałem dalej... przez punkt widokowy w Dusznie.
Pod wieczór jeszcze raz na rower dokręcić parę kilometrów do setki - i tak dokręciłem że do setki zabrakło 450 metrów... a byłem święcie przekonany że już jest ;)
Kategoria Inne ciekawe
Chodzież, Dolina Rzeki Noteć... z Adri
-
DST
71.16km
-
Teren
35.00km
-
Czas
05:10
-
VAVG
13.77km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
W końcu po 2 latach prób udało się zgadać na rower z Adri. Wybraliśmy się PKP do Chodzieży, aby poszwędać się po Dolinie Rzeki Noteć - najpierw doliną do Szamocina, a później na drugą stronę Noteci i przez wzniesienia powrót do Chodzieży.
Dolina płaska jak stół - pełna łąk, traw i szuwarów...
a w północnej części obfitująca w piękne wzniesienia terenu
Widok na Białośliwie
Raz na dole, raz do góry... na wzniesieniu w miejscowości Wolsko
Przecudny widok na Dolinę Noteci... więcej tych wiatraków nie mogli naustawiać?
Przejazd nad Notecią
Po powrocie do Chodzieży udaliśmy się na bulwary nad Jeziorem Chodzieskim... przeżyłam mały szok, gdyż od ostatniego pobytu nastąpiły niesamowite zmiany i bardzo wyładniało to miejse - powstał piękny kompleks wypoczynkowy.
Zabawy na ściance wspinaczkowej w Chodzieży
"Gwiazda" chodzieskich bulwarów ;)
O 18 w pociąg i powrót do domu. Tak swoją drogą to powrót do domu zdecydowanie szybciej byłby rowerem niż pociągiem, który do Poznania wlekł się niesamowicie.
Kategoria Inne ciekawe
Poznań, WPN, Rogalin, Kórnik... z Natalią
-
DST
176.24km
-
Teren
45.00km
-
Czas
09:08
-
VAVG
19.30km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Trasa: Trzemeszno - Gniezno [PKP] Poznań / Malta / Cyklotur - Luboń - Wielkopolski Park Narodowy - Mosina - Rogalin - Kórnik - Krzyżowniki - Pokaltki - Kostrzyn - Iwno - Czerniejewo - Gniezno - Trzemeszno
Dzisiejsza wycieczka zaczęła się od dojechania do Gniezna, gdzie czekała na mnie
Nataliza i pociąg, którym pojechaliśmy do Poznania.
W Poznaniu na rozgrzewkę objechaliśmy Maltę dookoła
a później podjechaliśmy pod stadion i do Cykloturu, gdzie odbyło się przymierzanie "pantofelków" :P Masakryczna jest jazda rowerem po Poznaniu - korki, pełno blachosmrodów i na każdym kroku światła wybijające z rytmu jazdy.
Po drodze odwiedziliśmy moje dawne "mieszkanie" w Poznaniu, gdzie swego czasu spędziłem całe 2 lata.
Następnie bocznymi drogami ruszyliśmy w kierunku WPNu. Fajny i męczący podjazd pod Osową Górę i jesteśmy na miejscu
Jeden z głazów narzutowych jakich pełno w WPNie
Na szlaku spotkaliśmy sympatycznego pana leśnicznego na rowerze, który nieźle się rozgadał i dał niezłą "zagadkę", która niektórym zaprzątała głowę przez całą drogę. Pan leśniczy pochwalił się też licznikiem i przejechanym dystansem "aż" 70 km... jak się później okazało nie był to dystans dzienny tylko całkowity od czasu jak ma licznik :P
Nad Jeziorem Kociołek
kwiatek, a w tle Nataliza chodząca po drzewach nad wodami Jeziora Kociołek
Ze względu na późną już dosyć porę dosyć szybko opuściliśmy WPN i ruszyliśmy w kierunku Kórnika.
Cieszę banana nad Kanałem Mosińskim
Nie ma jak to walnąć sobie skrót... tylko jak przejechać rowerem przez rzekę?
Pałac w Rogalinie
i 700 letnie dęby rogalińskie - Lech, Czech i Rus - trochę kiepsko się trzymają: jeden całkowicie oskubany a reszta podpiera się laseczkami.
Kolejny dąb rogaliński o obwodzie 3,5 rowerzysty ;)
Dalszą drogę przez las do Kórnika uatrakcyjniały "leśne rusałki" i kierowca TIRa jadący z naprzeciwka, który o mało co nie zrobił z nas miazgi, gdyż nie wiedzieć czemu ("leśnych rusałek" tam nie było) prawymi kołami złapał głębokie pobocze i ratując się prawie przewrócił naczepę na środek drogi.
W Kórniku oczywiście nie mogło zabraknąć kogucika na grzędzie
Przed "kurnikiem" (zamek) w Kórniku, gdzie cupnęliśmy na grzędzie coś zjeść, przy okazji próbując rozwikłać tajemnicę w jaki sposób kury śpią na grzędzie i nie spadają.
Niestety nie udało nam się odwiedzić arboretum, gdyż po godzinie 18 ogród był już zamknięty.
Ruszyliśmy więc w drogę powrotną do domu w obstawie F-16
po drodze w dwóch miejscach trafiliśmy na jakieś odwierty - wie ktoś czego oni tam szukają?
Słońce zachodzi a do domu jeszcze daleko i robi się coraz zimniej.
W Gnieźnie pożegnałem się z Natalią i dalej już sam w ciemnościach ruszyłem do domu... masakryczny to był odcinek, gdyż zrobiło się strasznie zimno i spać mi się zachciało - jechałem na autopilocie po białej linii ;). Przed 23 dotarłem w końcu do domu i tym sposobem jest nowy tegoroczny rekord dystansu dziennego.
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Zrazim - opuszczony kościół / Miasto / --PIERWSZA SETKA--
-
DST
100.17km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:19
-
VAVG
23.21km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Piękna pogoda więc postanowiłem wybrać się do Zrazimia zobaczyć opuszczony neogotycki kościół ewangelicki z 1892 roku. Cel dzisiejszej wycieczki zrodził się dzięki jelon85, który zaciekawił mnie na bikeblogu swoją wycieczką w to miejsce.
Trasa:
Trzemeszno - Gościeszyn - Rogowo - Tonowo - Żerniki - Zrazim - Tonowo - Rogowo - Ryszewo - Gołąbki - Ławki - Kierzkowo - Trzemeszno
Za Rogowem trafiłem na jakieś dziwne ptactwo ;)
Były też jakieś zmutowane "żyrafy" ;)
Kici, kici... i zostałem czyimś śniadaniem ;)
Po 38 km dotarłem do celu wycieczki - opuszczonego kościoła w Zrazimiu.
Tabliczka "Teren prywatny" i "Zakaz fotografowania" trochę mnie zbiła z tropu, ale udałem że jej nie zauważyłem :P
Oczywiście trzeba było wejść do środka
Przez porządek w środku, klimat miejsca trochę podupadł
Letą gęsi letą :P
Gęś zbożowa (Anser fabalis)
Nad Wełną wpływającą do Jeziora Rogowskiego.
Pokręciłem się trochę po Rogowie, wypatrując czy czasami gdzieś nie jeździ rowerem jelon85. Odwiedziłem tamtejszą cukiernię zaopatrując się w energię i ruszyłem dalej.
W lesie... jadąc w kierunku Gołąbek
Leśne kwiatki... zatrzymanie się i zrobienie zdjęcia wymagało poświęcenia i ciągłego człapania, gdyż momentalnie obsiadały człowieka mrówki.
Na Gołąbkach zrobiłem sobie piknik i trochę wymarzłem, gdyż jak na złość akurat zaszło słońce i przez cały pobyt na plaży nie chciało wyjść zza chmur.
Wieczorem wybrałem się ponownie na rower, poszaleć dookoła miasta i dokręcić do setki.
Zachód słońca nad Trzemesznem
I tym sposobem jest moja pierwsza setka w tym sezonie (w Polsce). Trochę późno...
Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z szwędaczki po opuszczonym kościele w Zrazimiu. Polecam załączyć na pełen ekran, włączyć głośniki i uruchomić wersję HD.
Link do wersji HD - http://youtu.be/Thczzr2cbUE?hd=1
Kategoria Inne ciekawe