Inne ciekawe
Dystans całkowity: | 9070.59 km (w terenie 1333.00 km; 14.70%) |
Czas w ruchu: | 446:55 |
Średnia prędkość: | 20.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.10 km/h |
Suma podjazdów: | 1459 m |
Liczba aktywności: | 65 |
Średnio na aktywność: | 139.55 km i 6h 52m |
Więcej statystyk |
Błękitna Laguna w Koninie + inne tematy kopalniane... z Anetką
-
DST
132.30km
-
Teren
20.00km
-
Czas
07:11
-
VAVG
18.42km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy wypad był pomysłem Anetki, która oprócz zobaczenia "Błękitnej Laguny", chciała również zmierzyć się ze swoją pierwszą rowerową "setką". Zaplanowałem więc trasę tak żeby było w miarę ciekawie.
Około godziny 11 zebraliśmy się pod piekarnią w Witkowie, gdzie po zrobieniu zapasów, ruszyliśmy w trasę.
Dojazd do Konina to walka z bardzo upierdliwym wmordewindem.
W "Tu mi daj" dostałem buziaka :P
Jedziemy przez zrekultywowany teren po odkrywce Kazimierz
W Puszczy Bieniszewskiej można trochę odpocząć od wmordewindu - przy starych dębach robimy pierwszy postój na posiłek.
Przez większość trasy towarzyszy nam widok na elektrownię Pątnów oraz hałdę w Kamienicy
Dojeżdżamy na obrzeża Konina i udajemy się najpierw nad zbiornik Czarna Woda - woda w sumie nie jest czarna (nawet całkiem czysta), ale jakoś dziwnie się zachowuje bo w miejscu gdzie wpada rzeczka, woda z jeziora się cofa - gdzie ona wpływała to nie mam pojęcia.
Po chwili docieramy do głównego celu dzisiejszej wycieczki "Błękitnej Laguny" - warunki pogodowe dzisiaj idealne (bezchmurne niebo i słońce za plecami) więc woda aż razi błękitem. Nad tym zbiornikiem byłem już wiele razy, ale zawsze dojeżdżałem z niewłaściwej strony, dopiero po instrukcjach kolegi "jubilat2" dojechałem we właściwe miejsce.
Parę informacji o zbiorniku zaczerpniętych z alewielkopolska.blox.pl :
Jezioro powstało w miejscu dawnej odkrywki węgla brunatnego Gosławice. Po zakończeniu wydobycia węgla, w końcówce lat 70-tych XX w., teren przeznaczono na składowisko odpadów paleniskowych z elektrowni Konin i Pątnów. Obie elektrownie rocznie produkują ok. 4 mln ton odpadów paleniskowych.
Odpady paleniskowe powstałe ze spalania węgla brunatnego (popiół i żużel) odprowadzane są na wyrobisko systemem hydraulicznym. Popiół i żużel mieszane z wodą i w postaci szaro – białej mazi transportowane specjalnym rurociągiem na składowisko. Z odpadów z elektrowni w wyrobisku w Gosławicach wytrącają się substancje chemiczne powodujące zwiększeniem mineralizacji wód zbiornika i to one też nadają wodzie ten niesamowity lazurowy kolor. Osad mineralny złożony jest
z węglanów, kwarcu i krzemianów z niewielką domieszką materii organicznej. Wartość pH wód wyrobiska w Gosławicach waha się w granicach 11,6 – 12,7 (odczyn zasadowy). W związku z powyższym nie radzę się tam kąpać a kolor wody podziwiać jedynie z brzegu.
Dojeżdżamy na sam brzeg jeziora - gorąco jak na Hawajach, kolor wody aż razi, a aparat aż się grzeje od robienia zdjęć :P
Pięknie tu, ale czas goni i trzeba jechać dalej. Wjeżdżamy więc na krajówkę i ruszamy w kierunku domu.
Widok na Licheń z Jeziora Pątnowskiego
Kolejnym punktem jest elektrownia Pątnów, gdzie robimy kolejną przerwę na posiłek przyglądając się dymiącym kominom.
W Kleczewie wjeżdżamy na teren parku rekreacji, który powstał na terenie zrekultywowanym po odkrywce. Super miejscówka, ale na dokładniejsze zwiedzanie nie ma zbytnio czasu więc eksplorujemy tylko mały fragment parku (plaża, amfiteatr i park linowy)
Jedzie sobie węgiel brunatny
Hałda po której można sobie pojeździć rowerem, a docelowo ma być tam stok narciarski.
Wielka koparka wykorzystywana w kopalni odkrywkowej
Za Kaliską skręcamy na Budzisław i jedziemy obok odkrywki Jóźwin, która coraz bardziej zbliża się do drogi i zapewne w przyszłym roku droga zostanie już pochłonięta przez kopalnię bo w Zberzynie widać że budowana jest nowa droga.
Za Anastazewem skręcamy w las, aby pojechać skrótem omijając Orchowo, a tu taka przeszkoda stanęła nam na drodze:
Wieczorem nie będą chyba pryskać więc jedziemy. W środku lasu zrobiliśmy postój na ubranie się w coś cieplejszego, a tu słychać że nadlatuje dromader - zagazują nas!!!
Na szczęście samolot przeleciał gdzieś dalej i nie wiem czy w celach opryskowych, czy po prostu przypadkowo przelatywał w okolicy.
Do Trzemeszna docieramy już o ciemku, zadowoleni z dzisiejszej wycieczki. Anetka ma dodatkowy powód dumy, gdyż pokonała dziś swój rekord km dziennych na rowerze przejeżdżając 126,7 km.
Trasa wycieczki:
_
Kategoria Inne ciekawe
Kruszwica, 3 mosty kolejowe... w 10-osobowej ekipie
-
DST
145.32km
-
Teren
28.00km
-
Czas
06:35
-
VAVG
22.07km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do ataku na Kruszwicę stawiło nas się aż 10 (w tym 9 Bikestatowiczów + Domel, który jeszcze nie założył konta na BSie). O 8:30 umówiliśmy się na skrzyżowaniu w Krzyżówce i ruszyliśmy całą ekipą na wschód.
W Procyniu dojeżdżamy do mostu, gdzie zmieniamy jazdę po drodze, na...
jazdę między szynami nieczynną linią kolejową. Trasa trochę zarosła, ale jakoś idzie jechać między tymi habaziami.
Po kilku kilometrach jazdy szlakiem kolejowym docieramy do najtrudniejszej przeszkody dnia dzisiejszego - mostu nad rzeką Mała Noteć. Trudność mostu polega na tym że trzeba przejść po podkładach, patrząc się przy okazji na to co widać prawie 10 metrów poniżej. Dla przechodzących po raz pierwszy jest to spora dawka adrenaliny :)
Na szczęście wszystkim udaje się bezpiecznie pokonać tą przeszkodę i na drugiej stronie robimy chwilowy postój
Dalej przez Gębice i inne mniejsze wiochy dojeżdżamy do Strzelna, gdzie robimy "zamieszanie" na rynku.
Po jakimś czasie docieramy do Kruszwicy i zajeżdżamy oczywiście pod Mysią Wieżę
Część z nas postanawia wejść na górę popatrzeć na ładne widoki z góry.
Myszy w wieży nas nie zjadły (żadnej nie było nawet widać), więc cało schodzimy na dół, gdzie spotykamy sporą ekipę rowerową - jak się okazało są to koledzy z grupy CICLO z Konina, którzy również przyjechali na wycieczkę rowerową do Kruszwicy.
Z Kruszwicy udajemy się jeszcze kawałek na północ do Kobylnik, gdzie znajduje się ładny pałac
Obieramy kierunek na dom. Jest dobrze bo mamy teraz wiatr w plecy. Przejeżdżamy przesmykiem między jeziorami Pakoskim i Bronisławskim i dalej wzdłuż tego drugiego, przez miejscowość Góra...
docieramy na kolejny nieczynny most kolejowy w miejscowości Kunowo
eksplorując most, możemy na niebie podziwiać bielika zwyczajnego, orła który nie jest orłem :P
dalsza trasa doprowadza nas na kolejny nieczynny most kolejowy w Żabnie, przerzucony nad jeziorem.
Ja z Marcinem i Błażejem postanawiamy zapodać sobie trochę adrenaliny i wdrapujemy się na górę łuku mostu.
Następnie przez Wylatowo i Bieślin docieramy do punktu porannej zbiórki w Krzyżówce, gdzie rozjeżdżamy się w swoje strony.
Jadąc do Gniezna napotykamy wycieczkę konną
O godzinie 19 docieramy do Gniezna.
Ślad z GPSa Marcina
Fajny film z wypadu nakręcony i zmontowany przez "jubilat2"
Mój opis jest dosyć ubogi, więc po więcej szczegółów i innych zdjęć, filmów zapraszam na blogi dzisiejszych kompanów:
- Fotorelacja Bobiko
- Fotorelacja Uziel75
- Fotorelacja Kubolsky
- Fotorelacja MarcinGT
- Fotorelacja JerzyP1956
- Fotorelacja Micor
- [url=]Fotorelacja Jubilat2 (się robi)[/url], od którego "pożyczyłem" kilka zdjęć do wpisu :)
- [url=]Fotorelacja Mateusz1999 (się robi)[/url]
Kategoria Inne ciekawe
Sportowy piknik z Tigerem - Gołąbki
-
DST
36.94km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:08
-
VAVG
17.32km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wypad na Gołąbki, na trening z znanym bokserem Dariuszem "Tigerem" Michalczewskim oraz polskimi olimpijkami – Małgorzatą Sobańską i Grażyną Syrek. Miała jeszcze być Marika Popowicz, ale niestety nie udało jej się pojawić.
Najmłodsi mieli okazję uczestniczyć w rozgrzewce przeprowadzonej przez Tigera
A starsi mieli okazję wziąć udział w treningu biegowym z Tigerem, Małgorzatą Sobańską i Grażyną Syrek. Bieg prowadził przez lasy, trasą Zimowego Biegu Trzech Jezior na dystansie 15 km. Większośc trasy potowarzyszyłem biegaczom na rowerze.
Dla pozostałych mniej uzdolnionych sportowo, było na miejscu sporo atrakcji. Niektórzy pozazdrościli dzieciakom atrakcji i skończyło się to dla nich kąpielą :P
Super maluch
Ogólnie impreza bardzo sympatyczna.
Powrót do domu w towarzystwie, z Robertem, Patrykiem i Michałem.
Kategoria Inne ciekawe
Na Koniec Świata - dzień 2/2 (Koniec Świata i walka z upałem)
-
DST
207.41km
-
Teren
15.00km
-
Czas
10:15
-
VAVG
20.24km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Relację zacznę od dnia dzisiejszego, gdyż w porównaniu do wczoraj to mało się działo.
Noc pod namiotem minęła bardzo niespokojnie ze względu na odgłosy natury. Co chwilę coś szurało po krzakach, pluskało się w wodzie, psy z całej okolicy postanowiły sobie szczekać do 1 w nocy. Ale do zawału mnie doprowadziły prawie sarny, które wlazły zaraz koło namiotu w krzaki i kozioł się tak zdenerwował że zaczął szczekać oraz jakieś ogromne ryby, które przypłynęły na żer na płycizny - rabanu narobiły okropnego - myślałem że potwór z Loch Ness przeprowadził się do Jeziorska. Także noc mi minęła na próbie spania i waleniu co chwilę w ściany namiotu w celu odstraszenia stworów.
Nie udało mi się usnąć w pełni, przed 3 większość odgłosów się uspokoiła, ale dla odmiany zaczęły koncertować ptaki, więc stwierdziłem że nie ma sensu próbować dalej spać - 3:30 postanowiłem wstać - zjadłem śniadanie, złożyłem obozowisko i o wschodzie słońca ruszyłem dalej w trasę.
Zanosi się dzisiaj na upalny dzień bo już od samego rana można jechać całkowicie na krótko.
Wczoraj rozmyślałem na noclegu w okolicach wpływu rzeki Warty do Jeziorska, ale jak widać byłby to bardzo zły pomysł z uwagi na wysoki stan wody, wszystkie okoliczne łąki są pozalewane i okupowane przez ptactwo - tutaj widać czaple białe.
Jest i Warta w Warcie z stadem łabędzi.
Z bólem żegnam gminę Warta bo dalej już będą nudnawe krajobrazy.
Gajorowisko
Dojeżdżam w okolice Końca Świata, które są mocno zapiaszczone. Trasa, którą miałem wyznaczoną jest nieprzejezdna więc muszę nabijać dodatkowe kilometry. Robi się "strasznie" - do Końca Świata coraz bliżej.
Koniec Świata zdobyty :)
Jako że na Końcu Świata pewno jest koniec świata, więc trzeba wracać do domu. Wiatr jest południowy, więc będzie pomagał w jeździe, która mimo wszystko będzie ciężka z uwagi na rosnący z godziny na godzinę upał.
Ruszyłem więc na północ, przemknąłem przez Kalisz bez zatrzymywania się, gdyż zdenerwowały mnie objazdy, które uniemożliwiały dojazd na rynek. W Zawidowicach postanowiłem zrobić dłuższą przerwę w cieniu i coś zjeść, przy okazji wysuszyłem namiot, a podjadając smakołyki z sakwy przyglądałem się nauce jazdy konnej
Rzeka Prosna. Z rzekami na trasie był taki motyw, że sobie płynęły i denerwowały tylko człowieka w ten upał, gdyż mimo tylu przejazdów nad nimi do żadnej większej rzeki nie było dostępu żeby chociaż rękę zanurzyć, najczęściej ze względu na zbyt wysokie brzegi. Jeziora do kąpieli to już w ogóle sfera marzeń.
Dalej trafiłem na drogę, którą nie poleciłbym nawet najgorszemu wrogowi (chodzi o trasę przez las z Starej Kazmierki do Studzienki), piach na drodze był tam taki masakryczny, że nie pamiętam abym kiedykolwiek trafił na coś gorszego - czekało mnie ponad 4 km spacerku drogą przez las, a raczej piekło - gorąc był niesamowity, ponad 30*C bez jakiegokolwiek wiatru z atakującymi wściekle muchami końskimi i do tego ten piach, który nawet na piechotę utrudniał prowadzenie rowru. Co kilkaset metrów musiałem popijać z bidonu wodę bo momentalnie zasychało w gardle. Po dotarciu do asfaltu zrezygnowałem z skrótu trasy przez las obawiając się że trafię znowu na coś podobnegi i pojechałem okrężną drogą po asfaltach.
W Wierzach przystanek na loda i zimną Pepsi oraz uzupełnienie bidonu w wodę. Przy okazji na pobliskiej OSP trafiłem na ładny malunek.
Żeby nie było za łatwo po wjeździe w Wólce na trasę na Witkowo, wiatr zmienił kierunek z południowego na północny, więc oprócz walki ze słońcem i upałem doszedł jeszcze wmordewind.
Doturlałem się jakoś do Witkowa, a tam po prawej stronie pojawiły się chmury... szkoda tylko że nie idą one w moim kierunku, ale pomarzyć sobie można o deszczu i gradzie łapanym do koszulki - przydałaby się taka ochłoda.
O 17:30 dotarłem do domu wykończony tą nudną trasą powrotną, ostrą walką z słońcem, upałem i sennością która dokuczała mi od połowy trasy.
Ojojoj - ale zaszalałem... trafiłem na 1 miejsce miesięcznego TOP10 :)
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Na Koniec Świata - dzień 1/2 (życie węgla brunatnego, Jeziorsko)
-
DST
165.07km
-
Teren
15.00km
-
Czas
08:20
-
VAVG
19.81km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na tą wycieczkę planowałem jechać od duższego czasu, ale zawsze przeszkadzał albo brak czasu, albo pogoda. Wstałem po 7 i zacząłem rozmyślać jechać, czy nie jechać. Stwierdziłem, że nie jadę bo za późno już. Po 5 minutach odwidziało mi się i chyba jednak pojadę - szybko spakowałem wszystko do sakw, przejrzałem prognozy pogody, które żadnymi burzami na najbliższe dwa dni nie straszyły i przed godziną 9 byłem w trasie.
Pierwsza część trasy to można powiedzieć że "historia życia węgla brunatnego".
Jadąc trasą na Kaliską zauważyłem że odkrywka już dotarła w te rejony więc zawitałem na skarpę odkrywki Jóźwin.
Koniec drogi - ciekawe jak głęboko będą się jeszcze wgryzać.
Koparka "Dolores" dzielnie gryzie ziemię.
Następnie zawitałem na Ślesiński rynek, gdzie znajduje się gęsia fontanna i pomnik handlarza z gęsią
Marina nad Jeziorem Ślesińskim
Następnie zawitałem do miejsca nad zalewaną, wyeksploatowaną odkrywkę Lubstów. Ostatnio tutaj byłem 5 lat temu i były to wtedy ostatnie dni działania tej odkrywki. Wypełnianie dziury wodą ma trwać prawie 10 lat, a potem ma tutaj powstać centrum sportowo-rozrywkowe nad zbiornikiem o 450 ha powierzchni.
Kaniony stworzone przez spływającą wodę deszczową - na zdjęciu tego nie widać, ale one mają po 5 metrów głębokości
Ładowni węgla koło zalewanej kopalni jeszcze nie zlikwidowano. O dziwo w momencie przejeżdżania ona działała - jak się okazało przy pomocy tego kolosa ciężarówki wrzucały węgiel na wagony kolejowe.
Kawałek dalej trafiłem na wielkiego ciągnika wiozącego "zęby" do koparki kopalnianej i w jego tunelu aerodynamicznym, nie walcząc z wmordewindem, przejechałem 10 km z prędkością 30 km/h i dojechałem do kolejnej odkrywki węgla brunatnego - Drzewce.
Licheńska Bazylika. A jak okaże się że pod Licheniem są wielkie składy węgla brunatnego to co wtedy?
Wielka koparka u dentysty - to właśnie do niej jechały te "zęby".
Na dwóch kołach dojechałem do Koła i tym sposobem są trzy koła ;)
W Kole w sklepie firmowym przy fabryce miąska zaopatrzyłem się w jedzenie na trasę, zawitałem na rynek i ruszyłem na wały nad Wartą - widok na starówkę.
Wałami docieram do ruin zamku wzniesionego prawdopodobnie przez Kazimierza Wielkiego.
Na zamkowym dziedzińcu
Dalsza trasa prowadzi wałem i biegnie przez tereny zalewowe, które są pozalewane i mam małe obawy czy dam radę przejechać rowerem - od napotkanego dziadka dowiedziałem się że przejadę.
Tutejsze mokradła opanowane są przez bociany.
Droga nr 470 z Koła do Turku to ciągłe w górę i w dół. Tutaj zaczyna dawać o sobie gorąc dnia dzisiejszego i zaczynam już odczuwać zmęczenie trasą.
W Turku zajeżdżam pod elektrownię Adamów
I prawie przy samej podstawie przyglądam się ogromnemej chłodni kominowej
Kawałek dalej jest jedna z większych atrakcji dnia dzisiejszego - osadnik Gajówka, zwany lokalnie Lazurowym Wybrzeżem - jest to składowisko popiołów i żużli z elektrowni, które zawierają węglan wapnia nadający wodzie niezwykły kolor. Nad brzegiem unosi się specyficzny zapach.
Kręcac się po krzaczorach znalazłem górkę z której ładnie widać "jezioro". Niestety światło źle pada i nie ma pełnego efektu lazurowego koloru.
Kawałek dalej widok z drogi na zbiornik
Jadąc dalej zeksplorowałem jeszcze drogę, którą dotarłem do składowiska odpadów - miałem małe obawy czy wjeżdżać, gdyż teren jest pod obserwacją kamer, ale co tam. Najwyżej ktoś przyjedzie i mnie wyprosi. Warto było, gdyż widok ciekawy.
Te chmury zaczęły mnie przerażać - mam nadzieję że nie idą one w moją stronę.
W tym miejscu kończy się historia żywota węgla brunatnego, który siedział sobie w ziemii, wydobywany jest przy pomocy metod odkrywkowych, jedzie sobie do elektrownii, gdzie jest spalany i na emeryturce ląduje na wyspisku popiołów na "Lazurowym Wybrzeżu" ;)
W Dobrej robię postój na kebaba.
Kolejną atrakcją dnia dzisiejszego jest zbiornik zaporowy Jeziorsko. Trasa na początek biegnie zaporą.
Z zapory widać ogrom tego zbiornika - woda prawie po horyzont. Do drugiego brzegu jest ponad 16 km, czli tak jak na Śniardwach.
Zrzut wody z zbiornika przy elektrowni wodnej
Marzy mi się kąpiel w tej "wielkiej wodzie" i rozbicie namiotu nad brzegiem. Docieram do Pęczniewa, ale nigdzie nie mogę znaleźć plaży, za to jest wodny ambulans (po powrocie do domu i prześledzeniu zdjęć satelitarnych okazało się że plaża była na tym cyplu za ambulansem)
Jadę i jadę i nic ciekawego nie mogę znaleźć. W Brodni zrezygnowany już zagaduję kobitkę, którą wypytuję o miejsce do kąpieli. Okazuje się że dalej nic nie ma, muszę się cofnąć do Pęczniewa bo tylko tam jest plaża. Jakoś słabo zagospodarowane to wszystko.
Nie mam zamiaru się cofać, więc jadę dalej z nadzieją że mimo wszystko coś znajdę... Wjeżdżam w drogi boczne, ale albo prowadzą w krzaki, albo dojazd do wody szczelnie otoczony domkami rekreacyjnymi. W końcu po przedarciu się przez łąkę i krzaki udało mi się coś znaleźć. Bardzo klimatyczna miejscówka. Miejsca niewiele, ale po zrobieniu porządku mój mały namiocik spokojnie się zmieści. Rozstawiam więc mój domek...
i w końcu mogę się zanurzyć w chłodnej wodzie. Brudny byłem niesamowicie - chyba wszelkie pyły po drodze zebrałem i już wiem czemu tak ludzie się dziwnie na mnie patrzyli w Dobrej podczas jedzenia - to nie dlatego że miałem smacznego kebaba tylko okazało się że na czole miałem pełno pyłu, który osadził się na skórze tylko na wlotach od kasku.
Zachód słońca nad Jeziorskiem.
Słońce zaszło, więc czas iść spać.
Od dawna mi się marzył nocleg pod namiotem z takim widokiem.
Mam tylko nadzieję że nie ma tutaj jakiś gwałtownych ruchów poziomu wody :P
Dobranoc!!!
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Z pracy / Wał Wydartowski nocą w świetle super księżyca
-
DST
45.29km
-
Teren
14.00km
-
Czas
02:14
-
VAVG
20.28km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wieczorem rowerem z pracy. Wjeżdżam do Trzemeszna, a tu pędzi z przeciwka trójka rowerzystów - jak się okazało to Pan Jurek, Marcin i Dawid, wracali z trzycyfrowej "przejażdżki" nad jezioro. Pogadaliśmy dłuższą chwilę i do domu.
Po przejrzeniu prognoz pogody stwierdziłem, że mimo że mi się nie chce to trzeba iść na rower, na nocne śmiganie, gdyż kolejne noce mogą nie być już takie ładne, a dodatkowo świeci super księżyc, który dzisiejszej nocy jest w perygeum.
Oczywiście pojechałem na Wał Wydartowski. Najpierw na wieżę widokową, gdzie o dziwo byłem sam. Widoki przy super księżycu znośne - wolę jednak jak jest bardziej ciemno i widać miliony gwiazd na niebie.
Później terenowo Wałem Wydartowskim ruszyłem w kierunku Lubinia...
z nadzieją na uchwycenie fajnego widoku "jezioro + księżyc z wzniesienia", ale niestety księżyc robił mi dzisiaj psikusy i ustawiał się nie w tym miejscu gdzie go chciałem widzieć. Trzy razy mnie tak dzisiaj przerobił :/
Powrót krajową 15, która o tej godzinie była prawie pusta.
Na koniec jeszcze rundka po Trzemesznie i w domu pojawiłem się około 1.
Kategoria Inne ciekawe
Z pracy / Kamieniołomy Piechcin
-
DST
121.32km
-
Teren
20.00km
-
Czas
05:28
-
VAVG
22.19km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano rowerem z pracy.
Plany się dzisiaj pozmieniały, więc pomyślałem że fajnie byłoby wyskoczyć na kamieniołomy do Piechcina. Telefony do kumpli z Gniezna i okazało się że mimo niespodziewanej propozycji na dalszą trasę, większości wyjazd pasuje. No to jedziemy...
Umówiliśmy się na godzinę 13 w Kruchowie. Zjawił się Pan Jurek, Marcin i Dawid. Ruszyliśmy ostro w kierunku Piechcina asfaltami przez Niestronno i Dąbrowę. Wiatr nam pomagał więc na miejsce dotarliśmy całkiem szybko z średnią ponad 26 km/h. Po drodze trafiliśmy na - wypadek samochodowy. Nie było kogo ratować, gdyż miał on miejsce jakąś godzinę wcześniej, służby ratunkowe już wszystko ogarnęły, więc pojechaliśmy dalej.
Docieramy najpierw nad zalany kamieniołom - ruch tutaj dzisiaj całkiem spory.
Za chwil parę tutaj jeszcze raz wrócimy, więc udajemy się dalej nad nieczynny kamieniołom - wielką dziurę o głębokości dochodzącej do 100 metrów. Zakładam tutaj kesza.
Zdjęcia jakoś nie do końca oddają ogrom tej dziury.
Tutaj dzięki ludziom lepiej widać wysokość pionowych ścian kamieniołomu
Zjechaliśmy kawałek w dół kamieniołomu i na dole pojawił się samochód firmy ochroniarskiej, więc żeby nie popsuli nam zwiedzania przestaliśmy się rzucać w oczy na krawędziach kamieniołomu.
Wróciliśmy na górę... jedzie dostawa towaru do wagoników.
Wracamy ponownie nad zalany kamieniołom, ale teraz jedziemy ścieżką po drugiej stronie
Ojjj jaka szkoda że nie mamy kąpielówek - skoki z tej skały dostarczyłyby dużo wrażeń
Marcin na "Wielkim Nosie"
Po nacieszeniu się widokami błękitnej wody i skał ruszamy dalej, na jedną z dwóch wielkich hałd.
Ostatnim razem nie udało wjechać na hałdę, gdyż zaraz na początku czynnej części kamieniołomu cofnęła nas ochrona obiektu, ale dzisiaj niedziela, strzałów nie ma, więc nikt nam nie przeszkadza.
Ostro pilnowany jest jedynie wjazd w dół czynnego kamieniołomu. Na straży dzielnie stoi Zając Poziomka ;)
Jedziemy górną półką wzdłuż kamieniołomu i docieramy do wjazdu na hałdę. Lekkie przełożenia i jazda na górę.
Do kilku minutach docieramy na szczy - widoki przecudne
Jak się wjechało to trzeba zjechać. Szalony zjazd w dół wzbija tumany kurzu spod opon - udaje mi się wycisnąć 56,5 km/h, może byłoby więcej ale dosyć wcześnie trzeba pomyśleć o hamowaniu, gdyż na tej nawierzchni droga hamowania mocno się wydłuża.
Ostatnie spojrzenie na kamieniołomy i cementownię Kujawy w Bielawach
Grupowa fota i kierunek na dom
Powrót mimo słabszego wmordewindu o dziwo też nam bardzo sprawnie szedł i prędkość nie spadała poniżej 25 km/h.
W Mogilnie na obwodnicy, która narazie może tylko robić za ściężkę rowerową lub trasę dla rolkarzy
Przystanek w mogileńskim parku przy fontannie - obczajam konfigurację stylu pryskania strumieni wody.
Z Mogilna kierujemy się na Wał Wydartowski przez Wyrobki i Izdby.
Porzucona Renówka ciągle stoi, ale widać że powoli różne elementy wyparowują :P
Kawałek dalej trafiamy na przesłodkie małe pieski
Wspinamy się na Wał Wydartowski, ale wieżę odpuszczamy i przejeżdżamy skrótem obok.
W Niewolnie rozstaję się z chłopakami z Gniezna.
200 metrów przed domem o mało co nie zaliczam OTB na skrzyżowaniu, a wszystko przez kobietę za kierownicą, która ruszyła autem na zielonym i niewiadomo czemu stanęła na środku skrzyżowania. Trochę mnie to zaskoczyło, gdyż zbliżałem się z prędkością 30 km/h... ostre hamowanie i tylne koło pofrunęło z 70 stopni do góry. Na szczęście puściłem szybko przedni hamulec i tył wrócił na ziemię :P
Film z wypadu nakręcony i zmontowany przez Marcina:
Ślad z GPSa Marcina
Inne foty pojawią się zapewne u współtowarzyszy jak napiszą relacje.
Kategoria Inne ciekawe
Opuszczone dworki i pałace, miłe spotkanie... z liczną ekipą
-
DST
124.33km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:06
-
VAVG
20.38km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj wstając o 7 rano i czytając że chłopaki z Gniezna, gdzieś planują się wybrać postanowiłem popsuć im trochę plany i namówić na planowany już od jakiegoś czasu wypad po opuszczonych budynkach w południowej czści okolicy. Na szczęście zgodzili się. Wyjeżdżamy o 10. :P
Jeden, dwóch, trzech... ilu ich tam i kto jedzie? Okazuje się że w punkcie zbiórki stawia sie Pan Jurek, Marcin, Dawid i Mateusz. Dwójka pozostałych to przypadkowi rowerzyści którzy akurat przejeżdżali.
Za Piaskami dzwoni do mnie Niradhara i okazuje się że są właśnie w Witkowie do którego mamy z 15 minut drogi. Zajeżdżamy tam i można powiedzieć że tworzy sie zlot Bikestata. Poznaję Bikestatowiczów z dalekiego południa - Niradhare z Kajmanem, Jasiep46 i z niealekiego zachodu Jurek57. Nie może zabraknąć wspólnego foto.
Nasze plany prowadzą w innym kierunku, ale postanawiamy wykręcić trochę w bok i potowarzyszyć gościom do Arcugowa, gdzie znajduje się dwór.
Małe opierdzielanko przed dworkiem ;)
Za Arcugowem następuje koniec miłego spotkania i rozdzielamy się. Goście jadą w prawo, a my ruszamy w lewo. Po dłuższej jeździe docieramy do Unii, gdzie znajdują się ruiny pałacu.
Eksploracja wnętrz...
i mrocznych piwnic.
Fota przed pałacem od strony parku
Jedziemy dalej, obieramy złą drogę i zanosi się przeprawa przez rzeczkę Bawół. Na szczęście znajdujemy dojazd do mostku jadąc przez łąkę.
Niektórzy wpadają rowerem do jeziora inni do Stawu ;P
Stary wiatrak w Pospólnie
Dąb w Radłowie
W Radłowie docieramy również do opuszczonego dworu...
który oczywiście "zajmujemy"...
i zaczynamy eksplorację dziesiątek pokoi na dole i górze
Jest groźnie...
Na dodatek w obiekcie grasuje Demon
Na szczęście udaje nam się wyjść cało z budynku. Pod schodami na zewnątrz znajduję wrota, z których po otwarciu wyziąnał przyjemny chłód i zapach wilgoci - jest piwnica :)
Obok dworu znajduję się także garaż-stajnie z głową konia na ścianie
Dalej po betoce i koło lotniska wojskowego, skręcamy w las i wyjeżdżamy na polach, gdzie teren trochę mocniej sie fałduje
W Polanowie wjeżdżamy na teren opuszczonego gospodarstwa, gdzie nutkę strachu wprowadza szmata powiewająca za krzakami na ścianie, która wygląda jakby wisiał tam wisielec.
Idziemy do domu gospodarza zapytać się czy nie ma czasami bułek dla Mateusza ;)
Wchodzimy kulturalnie mówiąc dzień dobry, ale tu nikogo nie ma :P
Gdzie prowadzi to mroczne zejście? Może jakieś lochy? Pozostawię to tajemnicą, ale jak ktoś potrzebuje oponę do roweru to tam znajdzie ;)
Jedziemy na Powidz. Jak są podjazdy...
to są i ładne widoki na Jezioro Powidzkie i rezydencję (niestety nie wygląda na opuszczoną więc tam nie zajżymy)
Jedziemy ścieżką wzdłuż jeziora i zajeżdżamy na plażę, gdzie robimy postój na posiłek i lody. Przy okazji Ja z Panem Jurkiem zaopatrujemy się w pyszną rybę z Jeziora Powidzkiego - wędzoną sielawę.
Z Powidza udajemy się do Przybrodzina, gdzie stacjonuje Niradhara z Kajmanem, gdzieś w gąszczu przyczep kampingowych - nie wrócili jednak jeszcze z wycieczki rowerowej.
Z Przybrodzina jedziemy za Wylatkowo do zamku w lesie, a następnie do tłumnie dziś obleganego Skorzęcina, gdzie robimy lans po deptaku i ruszamy do domu.
Po szybkiej końcówce docieramy po godzinie 19 do Gniezna w towarzystwie dwóch motolotni.
Ślad GPS (hmmm - dziwnym trafem ślad ma zarysy rogatej zjawy lub ducha)
_
Kategoria Inne ciekawe
Dolina Rzeki Gąsawki... z ekipą z Gniezna
-
DST
61.06km
-
Teren
12.00km
-
Czas
03:09
-
VAVG
19.38km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj miała być grupowa (około 10 osób) wycieczka do Gąsawki, ale niestety z różnych przyczyn stawiło nas się tylko 5 - Ja, Pan Jurek, MarcinMateusz i nowo poznany Kuba.
Zimno i wietrznie, ale słonecznie.
Za punkt zbiorczy obraliśmy miejscowość Gołąbki, gdzie oczekiwałem na ekipę z Gniezna.
Jadą :)
Cała nasza trasa dojazdowa biegnie przez lasy.
Dojeżdżamy do Źródeł Rzeki Gąsawki
Kręcimy się po pagórkach, w które okolica obfituje.
Szybki zjazd, ostry zakręt i podjazd
Tragedia na drodze - zginął krecik. To nie nasza sprawka...
Dojeżdżamy do celu dzisiejszej wycieczki
Ruszamy pagórkowatą ścieżką obfitującą w przeszkody - tutaj schody :P
Zawilce jeszcze nie zakwitły na całego - jak narazie mało ich.
Meandry rzeki Gąsawki
Po drzewach w Gąsawce chadzają leniwce ;)
Niektóre drzewa się zbuntowały i zamiast trzymać pion, wolą trzymać poziom.
Korzystając z okazji postanowiłem założyć tutaj kesza - Dolina Rzeki Gąsawki - OP64F6.
Dalsza część ścieżki z mostkami i kłodą leżącą na zjeździe
Powrót do domu, z pomęczeniem się na podjazdach. Ponowny zjazd i podjazd w Bełkach. Później zjazd w kierunku jeziora Wieniec.
Fotka na łączce nad Jeziorem Wieniec musi być obowiązkowo :)
Las bukowy w Kopczynie z daleka
Przejazd przez las bukowy
Kogo oni tak fotografują? :P
Ostatni podjazd Wału Wydartowskiego w dniu dzisiejszym
Postój pod sklepem w Kruchowie, gdzie miał miejsce szybki pit-stop - Mateusz złapał swojego pierwszego laczka.
Hałda eternitu w Pasiece
Jak się wlazło to i trzeba zejść.
Pod hałdą w Pasiece, w rowie znajdujemy bogatą płytotekę "filmów dyszących" ;) Zdjęcia nie będzie bo jeszcze mi zamkną bloga w godzinach dziennych ;) Tutaj rodzielamy się też - ekipa z Gniezna jedzie w swoją stronę, a ja w swoją.
Na sam koniec w Niewolnie trafiłem na nieprzyjemną sytuację przez "barana" w samochodzie, który postanowił sobie wyprzedzać samochód jak ja nadjeżdżałem z naprzeciwka przez co musiałem zjechać na pobocze.
Kategoria Inne ciekawe
Do pracy przez Śnieżycowy Jar... z MarcinGT
-
DST
141.11km
-
Teren
28.00km
-
Czas
07:05
-
VAVG
19.92km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomysł wycieczki do Śnieżycowego Jaru zrodził się kilkanaście godzin wcześniej po odwiedzeniu strony Nadleśnictwa Łopuchówko, gdzie przeczytałem że śnieżyce wiosenne dopiero teraz zakwitły w pełni.
Na wycieczkę wybrałem się z Marcinem, któremu tylko spasował termin i który mimo że dzień wcześniej zrobił 200 km, znalazł siły na kolejną trzycyfrową trasę.
Wyjazd o 10. Do Gniezna samotnie, w Gnieźnie dołączył się Marcin i ruszyliśmy drogą techniczną przy S5
Piastowska Drużyna w Dziekanowicach. Obok zdobywamy przy okazji "kesza".
Docieramy do Krześlic, gdzie znajduje się XIX wieczny pałac, w którym obecnie znajduje się hotel i restauracja.
Wieża pałacu "zaatakowana" jest przez niesamowicie rosnące pnącza.
We Wronczynie wbijamy się do Puszczy Zielonki
Jadąc przez puszczę
Fauny w puszczy w sumie nie spotkaliśmy. Na postoju regeneracyjnym zaatakował mnie jedynie taki stwór :P
W Murowanej Goślinie, szukając "kesza" docieramy pod niesamowitą budowlę - miniaturowy zamek, który robi ogromne wrażenie. Super pomysł, który wymagał na pewno dużej ilości pracy (podobno budowano go 4 lata). Obok zamku powstaje kolejna miniaturowa budowla.
Wstępu do zamku bronią dzielni rycerze. Zastawili oni bardzo skuteczne zasieki, na których utknąłem na dobrą minutę robiąc sobie dwie dziury w nowych spodenkach. Hehe - już myślałem że będzie trzeba wołać na pomoc księżniczkę z zamku bo zaczepiłem się na zasiekach w "newralgicznym" miejscu :P
Uwaga! King-Kong nadchodzi
Okolice Murowanej Gośliny są całkiem mocno pofałdowane i obfitują w niektórych miejscach w fajne widoki. W oddali Dziewicza Góra.
Po wielu godzinach deptania w pedały docieramy w końcu do celu - Śnieżycowego Jaru.
Jest to już moja druga wizyta w tym miejscu. Miejsce jest szczególne, ponieważ rośnie tutaj w dużym skupisku śnieżyca wiosenna - nieliczna roślina na niżu polskim. Kwitnie ona tylko na początku wiosny.
Zdjęcia nie oddają do końca efektu tego miejsca. W rzeczywistości wygląda to znacznie lepiej.
Ludzi dzisiaj na szczęście w niewiele. W weekend były tu zapewne tłumy.
Focenie w makro śnieżycy wiosennej (fot. Marcin)
I efekty...
Powrót do domu inną drogą, ale ponownie trzeba przejechać przez Puszczę Zielonkę z zachodu na wschód.
Za Głęboczkiem natrafiamy na opuszczony dom znajdujący się na skarpie przy jeziorze. Dawny mieszkaniec zdenerwował się chyba że mu drzewa zasłoniły piękny widok na jezioro i się wyprowadził ;)
Odwiedzamy Stawy Kiszkowskie słynące z dużej ilości różnych gatunków ptaków - wspinamy się na wieżę obserwacyjną.
Niestety stawy opanowały wrzaskliwe mewy, które robią okropny hałas, że aż przelatujący żuraw odpuścił sobie lądowanie tutaj.
W Ujeździe spotykamy takiego brzydala, który nieźle się prężył i nawydzierał się trochę - tylko nie wiemy czy to na nas, czy na swoją malutką kobietę, która spanikowana biegała dookoła niego.
Słoneczko świeci, niebo bezchmurne, wydaje się że jest pięknie. Niestety, cała droga powrotna to zmaganie się z okropnym wmordewindem, który dał nam nieźle w kość.
Fotka z karczmarzem nr 2 z Waliszewa (karczmarza nr 1 ktoś ukradł w 2011) - jeden z obiektów trasy "Śladami Mitów i Legend", która pokazuje mity oraz legendy związane z miejscami wokół Gniezna.
Przed 19:30 docieramy solidnie wymęczeni przez wmordewind do Gniezna.
Wpadam jeszcze do chinola Hai Phong uzupełnić energię smakowitym kurczakiem 5 smaków i po posileniu się do pracy.
Trasa wycieczki na mapie z danymi z GPSa:
Tym sposobem wpadła pierwsza setka w tym sezonie. Późno dosyć.
Kategoria Inne ciekawe