Z pracy / Żerkowsko-Czeszewski Park Krajobrazowy
-
DST
106.95km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:13
-
VAVG
20.50km/h
-
VMAX
65.10km/h
-
Temperatura
29.0°C
-
Podjazdy
300m
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano szybki powrót rowerem z pracy, a później w 20 minut pakowanie, przebranie się, zjedzenie śniadania, wgranie danych do GPSa, załadowanie rowera do samochodu i jazda do Wrześni zawieźć mamę na pociąg.
W trasę ruszyłem z Wrześni - za cel obrałem Żerkowsko-Czeszewski Park Krajobrazowy. Wmordewind jak diabli, ale gdzieś zaginęła dzisiaj chyba wiosna bo upał typowo letni podchodzący pod 30*C.
Wszystko zaczęło kwitnąć i zielenić się na potęgę.
Najpierw w Puszczy Biechowskiej odnalazłem kesza ukrytego przez Bobiko.
Później cofnąłem się trochę i podjechałem pod kościół w Biechowie, który nie zrobił na mnie wrażenia (liczyłem na coś ciekawszego). Na dodatek kościelny naparzał w dzwony jak szalony.
W Miłosławiu podjechałem pod browar Fortuna - niestety piwa gratis nie rozdawali ;)
W Czeszewie w końcu dojechałem nad nasz polski Nil - rzekę Wartę, w której trafić (lub złowić) można krokodyla (w prawdzie martwego, ale zawsze to krokodyl).
W Czeszewie prom chyba nie kursował, więc wałami ruszyłem wzdłuż Warty na kolejny prom.
Dotarłem do promu w Dębnie, którym planowałem przedostać się na drugą stronę rzeki. Niestety jak na złość dzisiaj, czyli w soboty prom kursuje tylko do 10. Hmmm - i co teraz - do najbliższego mostu drogowego jest kupa kilometrów.
Na promie zdobyłem kesza i wydumałem że spróbuję na drugą stronę przedostać się nielegalnie mostem kolejowym, który mijałem jakiś kilometr wcześniej.
Most dosyć wąski i długi na kilkaset metrów że nie widać jak wygląda sytuacja po drugiej stronie. Na dodatek za plecami jest zakręt i nie widać czy jedzie pociąg. Do przejazdu szykowałem się z dobre 20 minut nasłuchując czy można bezpiecznie ruszyć. Adrenalina podskoczyłą na maxa i ruszyłem po drewnianym chodniku z całym impetem - w połowie mostu musiałem hamować bo okazało się że sporo desek było załamanych, więc szybko przeniosłem się na płyty betonowe biegnące środkiem toru i gnałem na rowerze co sił do przodu...
Uffff... udało się i nie było wcale tak strasznie. Pociąg mnie nie rozjechał, do rzeki nie wpadłem więc mogę dalej kontynuować wpis... ;)
W Dębnie trafiłem na ciekawy kościółek
Planowałem jechać prosto na Żerków, ale skręciłem w lewo po dwa kesze - przy agroturystyce znalazłem, a przy kościele w Łgowie nie.
Taka tam chatka Baby Jagi w agroturystyce Lutynia... a może to apartament gościnny? ;)
Upał i kryzys energetyczny (od 20 km nie natrafiłem na sklep) dokuczały strasznie. Jechałem ostatkiem sił, głowa bolała od palącego słońca.
Sklep natrafiłem dopiero w Brzostkowie - posiliłem się i ruszyłęm zdobywać tutejsze wzniesienia.
Najpierw wjazd pod kościół w Brzostkowie. Tutaj kolejny kesz znaleziony.
Szalony zjazd na dół z mocnym zagrzaniem hamulców i obręczy i ciężkim podjazdem (chyba jeden z cięższych podjazdów asfaltowych w Wielkopolsce) wjazd na punkt widokowy, gdzie odnajduję kolejnego kesza.
Na zjeździe z punktu widokowego wyciągam 65.1 km/h. Zjeżdżam do Śmiełowa, gdzie zdobywam kolejnego kesza. Wjeżdżam na teren pałacu w którym jest muzeum Adama Mickiewicza.
Pokręciłem się trochę po parku, gdzie w sporej ilości kwitnęły zawilce. Byłem już tu kilka razy więc więcej zdjęć nie będzie ;)
W Śmiełowie robię kolejny postój przy sklepie na uzupełnienie energii i płynów. I ruszam już w kierunku Wrześni... na szczęście powrót będzie z wiatem.
Przejeżdżam przez Prosnę...
gdzie robię sobie odpoczynek na trawce
W planach był jeszcze punkt widokowy w Pietrzykowie i opuszczony pałac w Unii, ale wymęczony jestem strasznie dzisiejszymi warunkami, więc z Pyzdr kieruję się już prosto na Wrześnię.
Pyzderskie sady obrodziły tak owocami że przy drodze sprzedawali jabłka i gruszki... ja w każdym razie na drzewach widziałem tylko kwiaty.
We Wrześni udało się jeszcze zgadać pod marketem z Bobiko, który wracał akurat z wycieczki rowerowej. Pogadaliśmy trochę, wymieniając się wrażeniami z keszowania, rower w samochód i powrót do domu.
Dzisiejsza wycieczka przez upał i silny wiatr dała mi nieźle w kość, opalenizna kolarska oczywiście też jest. Cały czas się zastanawiam czy ja już taki stary i cieńki że byle 100 km mnie tak męczy, czy te obecne warunki atmosferyczne są faktycznie takie upierdliwe.
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
komentarze
Ładnie powiększyłeś dorobek "keszowy"
Heh ciekawe ile kosztował by nocleg w takim apartamencie Baby Jagi:D
Co do mostu nad Wartą, to spokojnie można było przejechać ;-) praktycznie mieszkańcy Orzechowa czy Dębna robią to samo ;-). Ale na upartego można było jechać do Nowej Wsi Podgórnej aka Pogorzelicy i stamąd ruszyć na Śmiełów. Dziwne, ze w soboty do 10tej. o.O.
W każdy badz razie gratz i nie, nie jesteś stary tylko po prostu pogoda jest kapryśna ;)