sebekfireman prowadzi tutaj blog rowerowy

Rowerowy fotoblog Sebka

Wpisy archiwalne w kategorii

Inne ciekawe

Dystans całkowity:9070.59 km (w terenie 1333.00 km; 14.70%)
Czas w ruchu:446:55
Średnia prędkość:20.30 km/h
Maksymalna prędkość:65.10 km/h
Suma podjazdów:1459 m
Liczba aktywności:65
Średnio na aktywność:139.55 km i 6h 52m
Więcej statystyk

Włocławek, Dobrzyń nad Wisłą [1/3]

  • DST 158.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 07:51
  • VAVG 20.14km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 30 lipca 2015 | dodano: 03.08.2015
Uczestnicy

W planie był dzisiaj atak na morze, ale pogoda na północy kiepska więc trzeba było wymyślić coś innego - najlepiej w kierunku wschodnim, gdyż w tym kierunku miało ostro wiać... wybór padł na okolice Dobrzynia nad Wisłą.
Ruszyłem o godzinie 8, na spotkanie z Anetką. Na Krzyżówce przepak i zamiana mostka w rowerze Anetki i ruszamy razem na wschód z silnym wiatrem w plecy.

Droga do samego Włocławka dosyć nudna, gdyż nie ma za dużo ciekawostek po drodze.


Jedną z ciekawszych atrakcji napotkanych na tym odcinku było wielkie zwałowisko w Galczycach powstałe od kopalni odkrywkowej Tomisławice.


Przed samym Włocławkiem trafiliśmy na sporo upraw majeranku i trafiło się też pole uprawne barszczu sosnowskiego.

Do Włocławka wbiliśmy od strony południowej i wjechaliśmy prosto na Plac Wolności i deptak, który robi trochę przygnębiające wrażenie.
We Włocławku na Placu Wolności

Deptakiem dojechaliśmy do Bulwaru nad Wisłą, który jakoś tak kiepsko zagospodarowany jest, gdyż nawet nie udało się tutaj nic zjeść i trzeba było wracać na deptak.


Poziom wody w Wiśle bardzo niski.


Duże wrażenie we Włocławku zrobił na nas Pałac Bursztynowy z pięknym ogrodem.


Na drugą stronę Wisły przeprawiliśmy się mostem na zaporze wodnej we Włocławku. Trwały tutaj akurat jakieś prace remontowe i niestety zrzut wody nie odbywał się. W dalszej części również są prace budowlane i wstępu na półwysep nie ma :/


Ogromny Zalew Włocławski powstały na rzece Wiśle.


Za zaporą czeka nas podjazd i wjeżdżamy na znakowaną Wiślaną Trasę Rowerową. Szczególnie fajny był odcinek w okolicy Zarzeczewa, który obfitował w strome zjazdy, podjazdy, przeprawę przez most pontonowy i fajny singielek z płyt chodnikowych wśród pagórów.



Widok na Zalew Włocławski i zatokę z przystanią żeglarską w Zarzeczewie


Sporo w tych okolicach mają wiśni - gałęzie aż uginają się od ilości owoców.


Końcówka z przekroczeniem małego strumienia w głębokiej dolinie między Stróżewem a Bachorzewem z małymi przygodami z powodu przekłamań na mapach i tubylców wprowadzających nas nieświadomie w błąd. Trochę się nakręciliśmy w kółko, ale po godzinie 18 dotarliśmy do celu - Dobrzynia nad Wisłą.
Wbiliśmy się na kwaterę, zjedliśmy pyszną obiadokolację przygotowaną przez właścicielkę agroturystyki i już na piechotę udaliśmy się na pobliską Górę Zamkową.

Po wdrapaniu się na górę, szczena z wrażenia mi opadła. Aż takich świetnych widoków się nie spodziewałem... bez dwóch zdań jest to jeden z najładniejszych widoków klifowych w Polsce jakie widziałem.




Trasa na mapie (ślad z GPS)


Kategoria Inne ciekawe

Anastezewo, Powidz - wakacyjny klimat, sezon kąpielowy rozpoczęty

  • DST 70.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.35km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 maja 2015 | dodano: 22.05.2015

Od rana piękna pogoda, więc po ogarnięciu spraw wymyśliłem sobie że obadam północny brzeg Jeziora Budzisławskiego i być może przy okazji kopsnę się do Powidza. Ruszyłem przed południem. Jest fajnie bo znowu nie ma upierdliwego wiatru.
Skrót polną drogą w lesie za Słowikowem trochę mnie wymęczył, gdyż drogę zmasakrował spych-równiarka - trzeba było się namęczyć w grząskim podłożu (trochę czasu minie zanim polna droga stwardnieje). Po jakimś czasie dojechałem do ciągnika ciągnącego walec ubijający ziemię na polnej drodze - jadę sobie 10 km/h za tym zestawem i w pewnym momencie walec się wyczepił i stanął, a ciągnik pojechał dalej :P

W Anastazewie wbiłem się na plażę widoczną na przeciwnym brzegu z plaży na Trębach Starych. W trzcinach grasowało pełno wielkich zaskrońców. Plaża bez szału, ale za to z ładnym piaszczystym pagórkiem. Wyspa na Jeziorze Budzisławskim z tego miejsca prezentuje się kiepsko.


Dalej jechałem singlem przy brzegu Jeziora Budzisławskiego...


i wbijałem co chwilę na napotykane posmosty. Krystaliczna woda w Jeziorze Budzisławskim.


Opuściłem Anastazewo i dalej pognałem przez lasy nad Jezioro Powidzkie do Przybrodzina przez Ostrowo. W Ostrowie wykopy na całego, gdyż budują kanalizację. W Przybrodzinie za to robi się nowy deptak przy plaży.
Po pomoście nad Jeziorem Powidzkim

Rodzina gęsi gęgawy.


Z Przybrodzina pognałem torami wąskotorówki w kierunku Powidza, wbijając po drodze na długie pomosty. Swoją drogą gdyby nie rosnące chabazie oddzielające tory od jeziora, to byłaby przepięknie widokowo trasa kolejowa.


Po drodze napotkałem też kilka plaż i przystani.


W Powidzu wyjechałem na Łazienkach, które przeszły niesamowitą rewitalizację. Wbiłem na pomost i stwierdziłem, że w sumie jak jest tak ciepło to można by rozpocząć tegoroczny sezon kąpielowy.


Wskoczyłem więc do czyściutkiej wody i pławiłem się dobre 20 minut, zaskoczony że woda jest już taka przyjemna. Na to wszystko, aż wstał Pan z leżaka i przyszedł na pomost na bajerę. Okazało się że też kiedyś na rowerze jeździł i trzaskał po 12 kkm rocznie.


Po kąpieli w ramach rozgrzewki pojechałem bulwarem na drugą plażę w Powidzu - Dziką Plażę.


Z Dzikiej Plaży ponownie pojechałem na Łazienki w celach filmowych, aby nagrać w całości przejazd przez świetnie zrobiony bulwar nad Jeziorem Powidzkim.


Jako że głód zaczął trochę doskwierać w sklepie zakupiłem sobie trochę smakowitych, wędzonych sielaw, do tego dużą bułę i pognałem wzdłuż wąskotorówki na jedną z bezludnych plaż. Jadę sobie, jadę... a tu owieczki się pasą :P


Czas na wyżerkę i wygrzewanie się na słońcu :p

 
Sójka mi pozazdrościła i także przyleciała sobie coś zjeść :)


Dobrze się siedziało, ale niestety czas wracać do domu. Powrót przez Charbin i punkt widokowy na Jezioro Niedzięgiel. Wiata postojowa dla turystów na punkcie widokowym nieźle już zmaltretowana przez debili - mapa pomazana, stoły powypalane, papa z dachu pozrywana. Nigdy nie zrozumię logiki ludzi, którzy niszczą publiczne rzeczy. Łapy takim ucinać!


Dalej pognałem przez Wiekowo, Skorzęcin, Sokołowo, Gaj i tak dojechałem na obrzeża Trzemeszna gdzie zrobiłem jeszcze postój na naszym Okęciu :P Terminal pusty, żadne "Boeningi" nie oczekiwały na start i nie lądowały :P


Kategoria Inne ciekawe

Do Bydgoszczy przez pałuckie pagórki

  • DST 115.40km
  • Teren 50.00km
  • Czas 06:45
  • VAVG 17.10km/h
  • Podjazdy 680m
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 kwietnia 2015 | dodano: 11.04.2015
Uczestnicy

Plan na dzisiejszy wyjazd zrodził się już miesiąc wcześniej za sprawą zakupu w promocyjnej cenie biletu na pociąg. Wszystko zależało od pogody - na szczęście trafiłem idealnie, gdyż dzisiaj pogoda rewelacyjna - słonecznie, ciepło i nawet wiatr w miarę pasuje :)
Do wyjazdu podłączyła się Anetka, po którą o 8:30 rano wyjechałem na Miaty, gdzie spotkaliśmy się i już razem pognaliśmy w kierunku Bydgoszczy przez pałuckie pagórki.

Początek trasy prowadził w kierunku Gołąbek i leśnostradą dojechaliśmy do Doliny Rzeki Gąsawki, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój, patrząc sobie z góry na meandrującą rzeczkę. Zawilce nieśmiało się już pojawiają, ale do pełnego kwitnienia jeszcze trochę brakuje.
Dolina Rzeki Gąsawki

Dalej nasze koła pokręciły w kierunku Chomiąży Szlacheckiej, gdzie przejechaliśmy obok ładnie prezentującego się SPA "Herbarium" - niestety jakoś tak szybko przemknęliśmy że nawet nie wjechaliśmy na teren i nie zrobiłem żadnego zdjęcia - nadrobi się to niebawem.
Zapiaszczonymi drogami polnymi wyjechaliśmy na asfalt w Laskach Małych - gdzie był fajny zjazd do doliny w której znajdowało się jezioro.

Widok z widokowego skrótu w Pniewach na Jezioro Pniewskie.


Za Pniewami zjeżdżamy z asfaltu w leśne drogi, gdzie chcę obadać głębokie wąwozy, które widziałem na mapie.
Jak się okazuje są to sztuczne wąwozy powstałe na skutek położenia tutaj w 1908 roku linii kolejowej Rydlewo - Ostrówce.  Linia została rozebrana w 1978 roku i pamiątką po niej zostały głębokie wąwozy. Trzeba przyznać że kiedyś to mieli rozmach przy budowie lini kolejowych.


Z Ostrówiec kierujemy się na Chomiążę Księża. W jednej z dolinek trafiamy na spore ilości takich ładnych kwiatków.


W Chomiąży Księża wjeżdżamy na czoło moreny, skąd raz po raz trafiają się super widoki na Jezioro Ostrowieckie


Przyszli mieszkańcy tego domu będą mieć oszałamiający widok z tarasu. Szkoda że odcinek ten pozastawiany jest domkami i ogrodzeniami, gdyż na pewno trafiłyby się gdzieś jeszcze lepsze widoki - trasa położona jest 30 metrów powyżej lustra wody w jeziorze.


Kolejne napotkane jezioro to Jezioro Kierzkowskie. W oddali widać most na nieczynnej linii kolejowej Mogilno - Barcin. Nasyp kolejowy rozdziela dwa jeziora.


Trasa przy Jeziorze Kierzkowskim, którą dojeżdżamy do nieczynnej linii kolejowej Mogilno - Barcin. Z braku czasu na most kolejowy się nie udajemy, gdyż trzeba się przedzierać kilkaset metrów po trudniejszym terenie.


Odbijamy więc na Młodocin. Droga wznosi się do góry więc można popatrzeć sobie na Jezioro Wolickie.


Za Młodocinem czeka nas zjazd do równinnej doliny Noteci, gdzie jest płasko jak na stole.


Rzekę Noteć, wypływającą z Jeziora Wolickiego przekraczamy mostem w Pturku.


Aleja lipowa w Lubostroniu


Zajeżdżamy pod pałac w Lubostroniu


i wjeżdżamy do parku na tyłach pałacu, gdzie robimy sobie postój na posiłek.


Anetkę warto zabierać na wycieczki, gdyż zawsze przygotuje i weźmie na wycieczkę coś smacznego. Dzisiaj trafiła się surówka i kurczak :) Do tego bułka, na deser po trzy wafelki i energia uzupełniona :)


Siedząc na ławce nad naszymi głowami przeleciały dwa samoloty, które poruszały się w tym samym czasie jednym korytarze powietrznym na różnych wysokościach. Wygląda jakby się ścigały ;)


Z Lubostronia kierujemy się na Jabłowską Górę, gdzie czeka nas solidny podjazd jak na nasze okolice - 76 metrów w górę na odcinku 3 km, z czego największa różnica poziomów jest na ostatnim 1 km odcinku.


Na szczycie Jabłowskiej Góry (152 m npm) wykarczowali trochę lasu, więc w jednym kierunku można sobie popatrzeć w dal. Kto odważny i nie boi się solidnego mandatu może obejść ogrodzenia i zabezpieczenia i wdrapać się na dostrzegalnię pożarową, która wznosi się ponad korony drzew.


Zjechaliśmy na drugą stronę Jabłowskiej Góry do Jabłowa Pałuckiego i dalej przez Gąbin oraz 7 km jazdy po lasach dotarliśmy do miejscowości Zazdrość.


W Zazdrości wykopali sobie jeziorko... pewno żeby inni mogli im zazdrościć. Przekraczamy tam również rzekę Gąsawkę.


Z uwagi na braki czasowe modyfikuję trochę trasę i kierujemy się na krajówkę DK5 w miejscowości Kołaczkowo. Ruch tam jak jasna cholera, droga wąska, ale mamy szczęście, gdyż z uwagi na roboty drogowe zrobił się gigantyczny kilkukilometrowy korek, więc najpierw po poboczu omijamy stojące w korku samochody, przekraczamy roboty drogowe i oczekujemy kiedy robotnicy ponownie zamkną ruch w naszym kierunku żeby załapać się na koniec jadącej kolejki mając za sobą pustki. I tym sposobem nie stresując się wyprzedzającymi pojazdami docieramy do Zamości, gdzie uciekamy z krajówki. Przez kilka kilometrów jedziemy nudną, zapiaszczoną drogą przez las. Śluzą przekraczamy Górny Kanał Noteci i od strony zachodniej wjeżdżamy do Bydgoszczy, gdzie trasa przez kilka kilometrów biegnie przy samym Kanale Bydgoskim...


...a następnie przy Starym Kanale Bydgoskim


Na dworcu PKP Bydgoszcz Główna jesteśmy 30 minut przed odjazdem pociągu. Kolejka dosyć spora, ale jakoś się posuwa do przodu, więc pewno uda się kupić bilet Anetce i mi dokupić bilet na rower. Gdy już jestem pewien że zdążę bilet zakupić, jedna z pań zamyka okienko i zostają już tylko 2 czynne, pięć osób do obsłużenia, a do odjazdu pociągu 8 minut. O 17:36 dostaję bilety i czeka nas szaleńcy bieg po peronach na najdalszy peron piąty, gdzie trzeba pokonać dwa przejścia podziemne - ogółem do pokonania jakieś 500 metrów, w czasie 2 minut. Na drugim przejściu podziemnym Anetka wydaje polecenie bojowe ochroniarzowi że ma jej pomóc targać rower co bez słowa sprzeciwu czyni biegnąc po schodach i przez przejście podziemne z Anetki rowerem. Ja biegnę do przodu ile sił żeby tylko pociąg nie ruszył... wybiegam z przejścia podziemnego na peron 5, a tu pani konduktor nabiera powietrza w płuca do odgwizdania odjazdu pociągu, w czym jej przeszkodziłem. Po chwili pojawia się Anetka z bohaterskim ochroniarzem. Zziajani wsiadamy do pociągu. Udało się w ostatniej chwili :) W pociągu były jeszcze małe przeboje z biletem, gdyż pani w kasie będąc pod wpływem emocji upływającego czasu do odjazdu pociągu wystawiła źle bilet, ale pani konduktor ładnie nam wszystko odkręciła i po dojechaniu do Gniezna dostaliśmy w kasie zwrot całości za błędnie wystawiony bilet.
Anetka pognała do domu, a ja do pracy.

Ślad z GPSa na mapie:
Zastanawiam się które dane są prawidłowe odnośnie sumy pokonanych przewyższeń: Navime podaje 842 metry, GPsies 749 metry, a Strava 478 metrów.


Kategoria Inne ciekawe

10000 km w Wiekowie :)

  • DST 68.40km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 20.42km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 października 2014 | dodano: 04.10.2014
Uczestnicy

Wraz z Anetką przejechaliśmy się do Wiekowa zobaczyć na plażę.

W Wiekowie nastała wielka chwila, a mianowicie po ponad trzydziestu latach wyczekiwań w końcu osiągnąłem magiczny dystans 10000 km w sezonie. Specjalnie na tą okazję targałem w plecaku "szampana bananowego" w kartoniku :P


Na plaży w Wiekowie...


Z okazji 10000 km uczta na całego - placki, "szampan bananowy" i buziaki od pięknej rowerzystki :P


Otrzymałem też taki oto złoty medal za namolne kręcenie kilometrów w tym sezonie ;)
Rowerzyści na tle zachodu słońca


Kategoria Inne ciekawe

Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień (Trzemeszno - Stegna)

  • DST 301.80km
  • Teren 15.00km
  • Czas 15:10
  • VAVG 19.90km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 7 sierpnia 2014 | dodano: 02.12.2014
Uczestnicy

Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień (edycja 5) wybrałem się głównie dzięki namowom Anetki, która koniecznie chciała sprawdzić się na dystansie 300 km. Postanawiamy zataakować część wybrzeża z mojej pierwszej edycji "Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień" z częściową modyfikacją poprzedniej trasy.

W trasę ruszyliśmy punktualnie o 1 w nocy objuczony w dwie sakwy. Temperatura w nocy całkiem znośna w okolicy 18*C. Początek trasy to jazda krajową 15, na której jak na tak późną godzinę ruch był całkiem spory, ale nie upierdliwy dla jazdy rowerem.  Dalej drogą 254 do Brzozy na której ruchu o tej godzinie nie było prawie wcale.

Barcin nocą wygląda całkiem fajnie.


W Brzozie wjeżdżamy na krajową 25 i jedziemy nią w kierunku Bydgoszczy. Ruch nie jest duży, dodatkowo szerokie pobocze więc jedzie się fajnie. Przed węzłem drogowym trafiamy na znak zakaz poruszania się rowerami po drodze, ale zakaz trzeba złamać bo innej sensownej alternatywy dojazdu rowerem do Bydgoszczy od tej strony nie ma.

Punktualnie o 4:19 wjeżdżamy do Bydgoszczy. Zaczyna świtać.


Za Bydgoszczą wjeżdżamy w pradolinę rzeki Wisły. Tutaj trafia się nam wschód słońca więc jest naprawdę magicznie - łąki przykryte dywanami mgły po których hasają sobie sarny. Zrobiło się jednak dosyć chłodno, gdyż temperatura spadła tutaj do 12*C


Dywany mgły podświetlone promieniami wschodzącego słońca.




W Trzęsaczu czeka na nas większy podjazd, a kilka kilometrów dalej konkretny zjazd, przed którym można popatrzeć z góry na Wisłę.


Zjazd jest naprawdę fajny i rozpędzamy się do prawie 60 km/h na zakrętasach. Niestety znowu dałem się złapać w pułapkę, gdyż na wylocie z lasu, za ostrym zakrętem otwiera się fajny widok na Wisłę, ale zanim wyhamowałem, byłem już dużo niżej, ale jakąś tam fotkę udało się zrobić.


Odcinek z Kozielca do Chełmna jest bardzo przyjemny. Strome skarpy doliny świetnie się prezentują.


Na jakimś 120 km trasy, przed Chełmnem, Anetkę łapie kryzys spowodowany zbyt małą ilością snu przed wyjazdem. Jest źle, gdyż Anetka prawie mi zasypia za kierownicą. Przekraczamy Wisłę mostem przed Chełmnem, z którego roztacza się ładny widok na miasto i rzekę.


Robimy zakupy w pierwszym napotkanym sklepie i ok. 7:30 rozkładamy się na łączce przy stawie, gdzie wciągamy śniadanie i daję Anetce 40 minut czasu na drzemkę.


Drzemka pomogła i Anetka znowu jest pełna sił do jazdy, więc lecimy dalej przez różne wymiary :P Sporo tu asfaltowych ścieżek rowerowych przy drodze.


W Rozgartach trasa wprowadza nas na wał przeciwpowodziowy, skąd widoki są świetne.




Wał przeprowadza nas obok starych śluz, później czeka nas podjazd i około godziny 10 wjeżdżamy do Grudziądza. Tutaj na początek też sporo pod górę. Z góry roztaczają się super widoki na miasto.




Zjeżdżamy znowu w dół nad główną promenadę nad Wisłą. Jest gorąco więc można się ochłodzić pod wodnym parasolem.


W Grudziądzu sporo kluczymy, gdyż droga przez Stare Miasto którą mieliśmy jechać jest całkowicie rozkopana. Na wylocie z Grudziądza czeka nas kolejna solidna wspinaczka. Wjeżdżamy na chwilę na drogę krajową 55 - chwila na krajówce w dzień wystarczyła żeby trafić na debila - kierowca TIRa zaczął wyprzedzać na trzeciego przez co musieliśmy uciekać z drogi na pobocze.

W miejscowości Mokre zjeżdżamy z drogi krajowej na spokojne boczne drogi wojewódzkie. Robi się gorąco, na szczęście północny wmordewind trochę chłodzi, jednak nie pomaga w pedałowaniu. Nad głowami tutaj krąży nam pełno samolotów wynoszących szybowce.


Przed Kwidzynem zaczynamy podjeżdżać na jedną ze ścianek doliny Wisły przez co widoki robią się fantastyczne.


W Kwidzynie około godziny 13:30 robimy postój pod zamkiem na soczystego arbuza. Jakieś 200 km trasy jest już za nami, a jedzie się bardzo dobrze i mimo niekorzystnego wiatru i gorąca zmęczenia w sumie nie odczuwamy.


Niestety sielanka znakomitej jazdy nie trwa zbyt długo, gdyż za Gurczem trafiamy na popularne w tych rejonach asfalty typu łata na łacie, które szybko wykańczają tyłki i ręce :P Po kilkunastu kilometrach jazdy po tej trzęsionce stwierdzamy że lepiej będzie uciekać na krajówkę i męczyć się z ruchem samochodów na równej nawierzchni... i tym sposobem zawitaliśmy do miejscowości Sztum, gdzie wjechaliśmy na krajówkę, którą dotarliśmy do Malborka gdzie znajduje się słynny zamek. Pod murami zamkowymi zrobiliśmy sobie przerwę na pysznego loda.


Ostatnie 35 km trasy to psychiczna walka z nudnymi terenami - asfalt po płaskim, same pola, paskudny wmordewind i od Nowego Dworu Gdańskiego duży ruch samochodowy.


O 19:05, mając na liczniku około 290 km meldujemy się w miejscowości, która stanowi dla nas cel podróży - Stegnie.


Po wjeździe do Stegny pierwsze za co się zabraliśmy to poszukiwanie noclegu. Jak się okazało przejechanie 300 km trasy to był pikuś w porównaniu do znalezienia wolnego miejsca na spanie. Obdzwoniliśmy kilkadziesiąt kwater i nigdzie nie było wolnych miejsc. Z lekka zdenerwowany, strasząc Anetkę noclegiem na plaży w płachcie brezentowej stwierdziłem że trzeba stąd uciekać na Jantar - może tam coś uda się znaleźć. Na szczęście na wylocie ze Stegny, w lesie trafiamy na tabliczkę z noclegami - dzwonimy i okazuje się że jest wolny pokój i to nawet w znośnej cenie (50 zł/osoba za pokój z łazienką). Szybko załatwiamy formalności, zostawiamy bagaże i jedziemy rowerami zobaczyć morze.
W centrum Stegny skręcamy na północ i jedziemy, jedziemy a tu morza nie widać. Jak się okazało trzeba było przejechać aż 3 km aby dotrzeć do morza. Na plaży hałas, ludzi sporo, nie ma jak zrobić zdjęcia żeby nie zasłonili widoku, ale jakimś cudem udało się odpowiednio strzelić wspólną fotkę samowyzwalaczem za pierwszym podejściem :)
Nad Morzem Bałtyckim



Niestety nie dane nam jest posiedzieć teraz dłużej na plaży, gdyż jest już późna godzina, a musimy zrobić jeszcze zakupy i zjeść coś konkretnego. W Biedronce istny sajgon - tłumy ludzi, ale co zrobić trzeba jakoś swoje odczekać. Na konkretniejsze jedzenie zatrzymujemy się przy jednej z knajp w centrum - niestety wybraliśmy źle gdyż jedzenie nie było zbyt smaczne.
Udajemy się więc na kwaterę. W czasie dojazdu pęka nam magiczna bariera 300 km i chwilowe błądzenie w ciemnościach po lesie w celu odnalezienia drogi do miejsca noclegu, gdzie czeka nas prysznic i wygodne łóżko :)

Krótki klip video z wyjazdu:


Na koniec gratuluję mojej Anetce, która bardzo dobrze poradziła sobie z dystansem 300 km mimo niesprzyjającego wiatru i gorąca. Mieliśmy siły kręcić dalej...

Mapa trasy:


Kategoria Inne ciekawe

Zalany kamieniołom Piechcin... z ekipą BS'a

  • DST 123.50km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 20.47km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 sierpnia 2014 | dodano: 05.08.2014
Uczestnicy

Zbiórka na Rynku w Gnieźnie o 9. Oprócz Pana Jurka, Marcina, Mateusza i Piotra dotarł również do nas z dalszych stron Grigor, a także dwóch gnieźnieńskich bikerów z którymi nie miałem okazji jeszcze jeździć - Karol i Mateusz.

Trasa z początku biegnie przez lasy na Dębówcu, przez które docieramy nad jezioro w Gołąbkach. Dochodzi godzina 10, a tu na plaży pusto, więc robimy sztuczny tłok :P


Dalej postanawiam trochę pomęczyć chłopaków w terenie więc jedziemy przez pagórkowate tereny w okolicach Palędzia, Kopczyna i Czarnych Olendrów. W Palędziu odłącza się od nas Mateusz, który niestety musi wracać do domu, więc dalej jedziemy 7 osobową ekipą. Objeżdżamy Jezioro Chwałkowskie i wyjeżdżamy w Parlinku.


Dalsza trasa to już nudne, płaskie asfalty. Za Dąbrową dołącza się do nas przypadkowy rowerzysta, który jak się okazało jedzie z Poznania do Inowrocławia, więc przez parę kilometrów nam towarzyszy.

Panie naczelniku pobudka... pali się!!! ;)


Wielki hałdy ziemi przy kamieniołomach.


Przed godziną 12 docieramy do celu podróży - zalanego kamieniołomu.




Rozkładamy się w cieniu w miejscu gdzie jest łatwiejszy dostęp do wody i po pokonaniu stromej skarpy, którą na bosaka bardzo boleśnie się pokonywało ze względu na wbijające się w nogi małe kamyszki wskakujemy w czyste, błękitne i głębokie wody kamieniołomu.
Zalany kamieniołom Piechcin

Widoki super zarówno nad wodą jak i pod wodą.


Jedną z atrakcji tutejszego miejsca jest możliwość poskakania sobie do wody ze skał. Najpierw na rozgrzewkę wykonaliśmy parę skoków z niższych poziomów, a później wdrapaliśmy się na 7 metrową, pionową ściankę. Pierwszy skok to oczywiście kupa strachu - kilka minut minęło zanim zdecydowałem się skoczyć.


Ale już później skoki szły bez problemu i sprawiały dużo frajdy, chociaż czasami zderzenie z wodą trochę zapiekło :P


Miejscowi hardcorowcy oddawali skoki z 10 metrowej ścianki, która nie wybacza zawahania. Żeby dolecieć do wody trzeba się mocno rozpędzić, gdyż w przeciwnym razie można połamać się na skałach.


Po 3 godzinach plażowania i kąpieli jedziemy zobaczyć nad nieeksploatowaną część kamieniołomu.


Kamieniołom tutaj ma prawie 100 metrów głębokości.


Na dole pojawił się jakiś "obóz" badawczy i robiony jest jakiś odwiert... może wielką dziurę będą zalewać wodami gruntowymi?


Ciekawie ukształtowana hałda.


Kolejną atrakcją kamieniołomów miał być wjazd na hałdę, jednak nie udało się tego dokonać, ponieważ dojazdu do hałdy chciałem dokonać od nieznanej strony z trasy Barcin - Piechcin, ale jedna z dróg którą się zapuściliśmy okazała się pilnowana, a kolejna z boku okazała się ślepa. Na dalsze szukanie dojazdu nie było już ochoty, gdyż upał męczył niesamowicie.

Z Barcina pojechaliśmy na Wójcin i dalej wzdłuż Jeziora Ostrówieckiego, gdzie teren jest przyjemnie pofałdowany i czekało nas kilka zjazdów i podjazdów. Okolica ta jest naprawdę super, ale niestety większość widoków zasłaniają drzewa.

Czas na ochłodę wodą ze źródła świętego Huberta.


Jezioro Ostrówieckie w Ostrówcach


Cycate chłopaki-przebieraki oczekują na rowerowym tandemie na weselników. Swoją drogą całkiem dobrze się przebrali, gdyż niektórzy pomylili ich płeć :P Kawałek dalej napotkaliśmy bandziorów z bronią.


Większość trasy powrotnej przebiegała przez lasy, aby ukryć się w cieniu przed słońcem. Odcinek między Gąsawką a Gołąbkami to była szybka jazda, gdyż pędziliśmy utrzymując cały czas prędkość w okolicach 35 km/h.


Na zatłoczonej plaży w Gołąbkach zrobiliśmy chwilowy postój i trzeba było się z ekipą pożegnać - oni pognali na Gniezno ja na Trzemeszno. O godzinie 19 wymęczony przez słońce i upał, ale zadowolony z wycieczki dotarłem do domu.

Fotorelacje pozostałych uczestników:
- Fotorelacja Grigor86
- Fotorelacja MarcinGT
- Fotorelacja Jerzyp1956
- Fotorelacja Matisliswider


Kategoria Inne ciekawe

Wągrowiec i okolice

  • DST 209.60km
  • Teren 25.00km
  • Czas 10:09
  • VAVG 20.65km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 17 lipca 2014 | dodano: 19.07.2014
Uczestnicy

Dzisiaj za namową Anetki postanowiliśmy zrobić sobie całodniową wycieczkę. Za cel obraliśmy sobie planowane już od dawna okolice Wągrowca. O godzinie 8 ruszyliśmy.

Początek trasy to wiele kilometrów jazdy przez lasy
Droga przez las

Przystań kajakowa w Janowcu Wielkopolskim przy rzece Wełnie z którą mieliśmy do czynienia przez większość trasy.


Taka sobie "pustynia" z turkusowym stawem w Rąbczynie, gdzie unoszą się nawet całkiem przyjemne zapachy z zakładu produkujące etanol i pasze. Tak zachwycony byłem systemem rurociągów i dymów z kominów w zakładzie że zapomniałem zrobić zdjęcia ;)


Za Rąbczynem zjeżdżamy na cysterski szlak rowerowy i dojeżdżamy nim do Ścieżki przyrodniczej "Bracholińska Ostoja". Dziwne to trochę miejsce - nawalone pełno tablic z informacjami o zwierzętach, na końcu stoi luneta do podglądania ptactwa z tym że jest ona zbyt nisko i zbyt słabe ma przybliżenie do tego celu, więc żadnego ptaka nie podejrzeliśmy :P. Na początku ścieżki natomiast stoi cud techniki - lampa hybrydowa o której można sobie trochę poczytać z tablicy informacyjnej.


Nieczynny wiatrak typu holenderskiego w Bracholinie.


Dalsza trasa przebiegała przez Tarnowo Pałuckie, gdzie znajdował się kościół z niesamowitymi malunkami wewnętrznymi, ale niestety był zamknięty.

Docieramy do Wągrowca i udajemy się najpierw na plażę miejską nad Jeziorem Durowskim.


Po odpoczynku jedziemy do centrum na rynek, gdzie znajduje się tańcząca fontanna, która w dzień niestety jest tylko zwykłą fontanną - rozkwita dopiero wieczorem. Na rynku kolejna przerwa - na ciepły posiłek.


Kawałek dalej na rzece Wełnie znajduje się kolejna fontanna, która niestety jest sezonowa i spełnia swoje zadanie tylko mroźną zimą, kiedy to zamarzająca woda tworzy różne dziwne kształty


Ścieżką rowerową wzdłuż Wełny (która swoją drogą w tym rejonie jest czysta, gdyż na wcześniejszych odcinkach wygląda jak zielona zupa) docieramy do kolejnej atrakcji turystycznej miasta - skrzyżowania rzek Nielby i Wełny. Trochę miałem zagwozdkę czy to faktycznie to miejsce, gdyż dosyć mocno zarośnięte było, ale miejsce po zdemontowanej tablicy informacyjnej uświadomiło nas że to tutaj.


Kawałek za Wągrowcem zajeżdżamy pod piramidę, która stanowi grobowiec Łakińskiego.


W Budziejewku znajduje się głaz narzutowy Św. Wojciecha. Jest to ogromny kawał kamienia z czerwonego granitu o obwodzie 20,5 metra.


Hercules nawet tutaj nas wypatrzył ;)


W Zakrzewie trafiamy na przepiękny pałac.




W Zakrzewie obok pałacu znajduje się również inny ciekawy budynek w którym kiedyś mieściła się olejarnia i gorzelnia.


Podjechaliśmy także na Pola Lednickie, gdzie co roku odbywają się tutaj modlitewne spotkania młodzieży. Przejechaliśmy pod Bramą Rybą i zrobiliśmy sobie odpoczynek na brzegu Jeziora Lednickiego.


Wróciliśmy ponownie na zaplanowany szlak i przez Kamionek, Dębnicę dojechaliśmy do Owieczek, gdzie Anetka uparła się że chce mieć dzisiaj 200 km na liczniku, więc trzeba było zmodyfikować trasę i odbiliśmy na Łubowo z planem powrotu serwisówką przy drodze S5. Niestety wpadliśmy w sidła drogi ekspresowej S5 bez możliwości legalnego zawrócenia, więc aby powrócić na początek węzła musieliśmy pokonać takie przeszkody. Kawałek dalej S5 sprawiła nam kolejnego psikusa, gdyż okazało się ze serwisówka nie przechodzi przez tory kolejowe i zawróciła nas do punktu wyjścia.


Po pobłądzeniu w okolicach drogi S5, w końcu trafiliśmy na odpowiednie miejsce, gdzie serwisówką dotarliśmy do samego Gniezna, a po drodze doszło do miłego spotkania z Marcinem i Panem Jurkiem, który testował swoją nową maszynę.


Z Gniezna pojechaliśmy do Niechanowa. Anetka odprowadziła mnie kawałek za Niechanowo i dalej już sam w ciemnościach pognałem do domu, a Anetka wracając do domu przekręciła swoje pierwsze jednodniowe 200 km.

Mapa trasy:


Kategoria Inne ciekawe

Warszawa, zamek w Czersku [dzień 4/5]

  • DST 105.20km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:43
  • VAVG 15.66km/h
  • Sprzęt Leader Fox Evolution
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 30 maja 2014 | dodano: 02.06.2014
Uczestnicy

Dzisiaj z Anetką ruszyliśmy poza Warszawę, zobaczyć zamek w Czersku.

Najpierw przez Lasek Kabacki, później przez Konstancin-Jeziorna, gdzie znajduje się ładny park z mini tężniami...


w parku spotykamy także sympatyczne wiewiórki


Dalej pośród samych sadów docieramy do Góry Kalwarii, gdzie czeka nas podjazd i zjazd brukiem, a kawałek dalej kolejny stromy podjazd do samego zamku w Czersku. Wstęp na zamek płatny (7 zł) - załapałem się na bilet ulgowy, gdyż rowerzystom przysługuje taka ulga.

Pochodziliśmy sobie po dziedzińcu, powchodziliśmy na wieże oglądając okolicę z góry, pooglądaliśmy maszyny oblężnicze i posililiśmy się słodkościami z sakwy na murach zamkowych.








Po półtoragodzinnej przerwie na zamku ruszyliśmy w drogę powrotną do domu lekko zmodyfikowaną trasą. W drodze powrotnej postanowiliśmy poszukać serialowego domu Mostowiaków z "M jak Miłość", który znajduje się w miejscowości Piaski (w serialu Grabina).
Udało się w sumie znaleźć bezproblemowo na końcu wsi. Stało tam sporo pojazdów, gdyż jak się okazało zakończyły się parę chwil wcześniej zdjęcia do nowych odcinków, ale niestety aktorzy pojechali już w inne miejsce - szkoda że się spóźniliśmy, ale dzięki temu udało nam się dostać na podwórko serialowych Mostowiaków.


i nakręcić zwiastun być może nowego odcinka ;)

Wróciliśmy do Warszawy i wybraliśmy się ponownie na Okęcie. Zrobiło się pogodnie.


gdzie mieliśmy szczęście i załapaliśmy się akurat na start Boeninga 787 Dreamliner.



Z Okęcia pognaliśmy do Centrum, z nadzieją że spotkamy gdzieś Masę Krytyczną, której właśnie przejazd się odbywał przez miasto (niestety nie mieliśmy szczęścia ich spotkać).

Przystanek na loda w Galerii Mokotowskiej.


Przed siedzibą Telewizji Polskiej - ciekawe czy ten budynek został wybudowany z abonamentu telewizyjnego?


W parku - Pola Mokotowskie im. Józefa Piłsudskiego


Jedziemy do samego centrum


W większości ścieżkami rowerowymi lub szerokimi chodnikami bez ludzi udało nam się dotrzeć pod Pałac Kultury i Nauki.


Tęcza na Placu Zbawiciela. Na przejściu dla pieszych minęliśmy się z Marcinem Mellerem z TV.


Gdzieś w Warszawie


I na koniec znowu wjazd na górkę
Górka w Warszawie

Fotorelacja Anetki - http://anetkas.bikestats.pl/1156258,682014.html


Kategoria Inne ciekawe

Toruń, kamieniołomy Piechcin... z Anetką

  • DST 153.03km
  • Teren 30.00km
  • Czas 08:19
  • VAVG 18.40km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 25 kwietnia 2014 | dodano: 26.04.2014
Uczestnicy

Dzisiaj ze względu na silny wiatr z wschodu postanowiliśmy z Anetką wybrać się na wycieczkę do Torunia. Żeby nie walczyć z wmordewindem trasę do Torunia pokonaliśmy z samego rana pociągiem, powrót do domu natomiast miał się odbyć rowerem.

Po dojeździe do Torunia o godzinie 8 na początek ruszyliśmy rowerami na punkt widokowy na Kępie Bazarowej skąd roztacza się ładny widok na toruńską starówkę.


Fontanna Cosmopolis


Następnie wjechaliśmy na starówkę, gdzie zawitaliśmy pod Krzywą Wieżą...


i pomnikiem Mikołaja Kopernika


Kolejnym punktem było lotnisko Aeroklubu Pomorskiego, gdzie poza kilkoma stojącymi samolotami nic się nie działo.
Odwiedziliśmy również "Szpital Copernicus" znany z serialu Lekarze, który jak się okazało jest fikcyjnym szpitalem i niestety żadnego z odcinków w czasie naszej obecności nie kręcono :/

Następnie ponownie zajechaliśmy na Starówkę, a następnie na Bulwar Filadelfijski nad Wisłą, gdzie zrobiliśmy sobie drugie śniadanie


Pod przyczółkiem mostowym na bulwarze, schowała się cała banda krasnoludków :P


O 11:30 czas było się zbierać i opuścić Toruń, więc ruszyliśmy wałami wiślanymi w kierunku Nieszawki


Dalsza trasa biegła przez ładne lasy wzdłuż Zielonej Strugi, która miała barwę bardziej brunatną. Szkoda że nie zajrzeliśmy do głębokiego jaru jaki tworzy rzeka oraz nad 2 metrowy wodospad, ale niestety o tych ciekawostkach dowiedziałem się dopiero po powrocie do domu.


Dalej trasa biegła wyludnionymi asfaltami na których momentami wiatr bardzo nam pomagał. W okolicy miejscowości Leszcze teren trochę się pofałdował.


W Wojdalu trafiliśmy na spore żwirownie


W porze obiadowej trafiliśmy do Piechcina, gdzie zrobiliśmy zakupy w markecie i pojechaliśmy na kamieniołomy...
Kamieniołom Piechcin

zrobić sobie piknik na półce skalnej nad wielką i głęboką na sto metrów dziurą.




Ciężarówki urobek wywożą na wysoką hałdę


Następnie wjechaliśmy na wcześniej mijany zalany kamieniołom. Na wjeździe pojawiły się nowe znaki zakazujące wstępu, kąpieli, łowienia ryb, robienia zdjęć, które trochę mnie zaniepokoiły, ale okazało się że tablica jest tylko po to aby wisieć, straszyć i ostrzegać, gdyż wszystko odbywa się po staremu - czyli ludzie chodzą tu normalnie, łowią ryby i nikt nie przegania, ani aparatu nie konfiskuje za robienie zdjęć


Zakazana sesja zdjęciowa na zalanym kamieniołomie








Skała Wielki Nos




Po pokazaniu zalanego kamieniołomu Anetce, ruszyliśmy dalej na Mogilno. Tutaj wiatr zaczynał trochę przeszkadzać i aby uzupełnić energię zatrzymaliśmy się w Mogilnie na dużą porcję lodów. Ze względu na późną porę odpuściliśmy sobie Duszno i pognaliśmy do Trzemeszna. Odprowadziłem Anetkę do NWN i po zachodzie słońca wróciłem do domu.

Trasa na mapie:


Kategoria Inne ciekawe

Noc i wschód słońca w Dusznie / Wylatkowo, Skorzęcin... z Anetką

  • DST 86.90km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:57
  • VAVG 17.56km/h
  • Sprzęt RIP - Accent ElNorte
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 września 2013 | dodano: 08.09.2013
Uczestnicy

Rowerowy dzień zaczął się już w sumie 30 minut przed północą, kiedy to po obserwacjach prognoz pogody stwierdziłem że być może to już ostatnia noc "ciepła" i bezchmurnego nieba nocą i rano więc trzeba wykorzystać okazję i pojechać do Duszna na punkt widokowy.

Załadowałem śpiwór do sakwy (reszty ekwipunku nie mogłem się doszukać), odziałem się bardzo ciepło i o 23:45 ruszyłem w kierunku Duszna. Jechało się całkiem przyjemnie - w Kierzkowie przy blokach zestresował mnie trochę dosyć spory pies, po drodze napotkałem sporo żerujących lisów i po niecałych 30 minutach zameldowałem się na punkcie widokowym.
Jest elegancko, bo nie ma nikogo. Wtachałem rower na górę i podelektowałem się takimi widokami.


Wiatr trochę wiał, ale było całkiem znośnie. Do wschodu słońca jeszcze kilka godzin, więc nie namyślając się długo rozłożyłem śpiwór, wlazłem do środka, buty jako poduszka i spróbowałem usnąć.


Nie było to zbyt łatwe, gdyż wiatr okazał się całkiem zimny. Po kilku próbach udało mi się kimnąć na dobrą godzinę. Później się obudziłem
i trochę ścierpłem od leżenia na tych twardych dechach i przy okazji zmarzłem, więc przyjąłem inną pozycję która okazała się cieplejsza i mniej bolesna dla kości :P Ale żeby nie było za pięknie, w międzyczasie pobudziły mnie trzy razy przejeżdżające do sołtysa samochody i kogut, który zaczął piać po godzinie 4 i trajkotał do samego świtu. Przebudzenia wykorzystywałem do popatrzenia sobie na gwiazdy.
Po godzinie 4 pięknie widać było gwiazdozbiór Oriona oraz gwiazdę Syriusz nisko przemieszczającą się nad horyzontem.


Przed godziną 5 niebo nabrało takich barw


O 5:50 zrobiłem ostateczną pobudkę i zaczęło się oczekiwanie na wschód słońca. Zimno jak diabli i cały czas mocno wieje - termometr wskazywał jakieś 9*C, a odczuwalna trochę niższa. Podczas robienia zdjęcia wydarzył się nieprzyjemny incydent bo aparat położony na puszce ześlizgnął się i spadł o jedno piętro niżej kilka razy uderzając o elementy wieży ostatecznie zatrzymując się na poręczy... myślałem że już po nim, ale okazało się że nie miał żadnych uszkodzeń mechanicznych ani wizualnych - uffff.



O 6:12 słońce wyjrzało zza horyzontu i zaczęło piąć się do góry






Po wschodzie słońca na polach pojawiły się sarny


Od strony zachodniej o tym czasie widoczny jest cień wieży widokowej


Przed godziną 7 zniosłem rower na dół i ruszyłem do domu - w większości było z górki więc było okropnie zimno. Zajechałem jeszcze na pagórek nad Jeziorem Malicz, gdzie w zatoce fajnie parowała woda


Późnym popołudniem ponownie na rower. Tym razem w towarzystwie Anetki, lasami do prywatnego zamku w Wylatkowie


W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze Skorzęcin, gdzie najpierw zrobiliśmy postój nad Jeziorem Białym delektując się smakowitościami zrobionymi przez Anetkę (nuggetsy i placek drożdżowy), a następnie nad główną plażę...


...zjeść lody :)


Powrót przez Sokołowo i Piaski. Za NWN pożegnałem Anetkę i po zachodzie słońca ruszyłem do domu.


Kategoria Inne ciekawe