Zagranica
Dystans całkowity: | 4710.27 km (w terenie 628.90 km; 13.35%) |
Czas w ruchu: | 283:39 |
Średnia prędkość: | 16.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.50 km/h |
Suma podjazdów: | 14406 m |
Liczba aktywności: | 61 |
Średnio na aktywność: | 77.22 km i 4h 39m |
Więcej statystyk |
Wyspa Wolin, Świnoujście, Niemcy - dzień 2/4
-
DST
100.10km
-
Teren
5.00km
-
Czas
05:54
-
VAVG
16.97km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyspa Wolin - dzień 2/4
Dzisiejszego dnia postanowiliśmy zrobić wypad na zachód wzdłuż wybrzeża
Trasa:
Ruszyliśmy krajową 3, którą jechało się bardzo dobrze ze względu na szerokie pobocza i dotarliśmy do Świnoujścia.
Przeprawa promem przez Świnę i lądujemy na wyspie Uznam
Jadąc w kierunku granicy niemieckiej na ścieżce rowerowej trafiliśmy na koparkę stojącą w poprzek i tu szok... okazuje się że operatorem koparki jest Mateusz - kumpel okolic.
Są i Niemcy - pierwszy raz jestem w tym kraju na dwóch kółkach
Przez Ahlbeck, Heringsdorf dojechaliśmy do Bansin, gdzie nadmorska ścieżka rowerowa się zakończyła. Na trasie tej panuje spory ruch rowerowy. Ogólnie to czułem się jakiś zagubiony w tym kraju bo kompletnie nic nie potrafiłem zrozumieć z napisów na tablicach.
Wróciliśmy do Świnoujścia. Główna promenada bardzo ładna - wizualnie lepiej tu wygląda niż u zachodnich sąsiadów.
Plaża w Świnoujściu
Słynny w Świnoujściu znak nawigacyjny w kształcie wiatraka, znajdujący się na końcu falochronu przy wejściu do portu
Wróciliśmy do Międzyzdroji i wjechaliśmy na punkt widokowy Kawcza Góra
Z Kawczej Góry udaliśmy się na najwyższe wzniesienie polskiego wybrzeża - górę Gosań (95 m npm).
Widoki piękne i aż nie chce się wierzyć że to aż 95 metrów nad poziomem morza
Gdzieś na plaży w Międzyzdrojach - nawet tutaj komary nie dały spokoju.
Żeby dokręcić do setki pojechaliśmy jeszcze raz nad Jezioro Turkusowe, ale tym razem asfaltami u podnóża gór.
Kategoria Zagranica
Góry - sierpień 2009 (Jeseniki) - dzień 4/5
-
DST
158.21km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:38
-
VAVG
20.73km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 4/5
Trasa: Jodłów - [POLSKA/CZECHY] Horni Morava - Cerveny Potok - Vlaske - Hanusovice - Jindrichov - Nove Losiny - Rejhotice - Kouty - Pradziad (1492 m npm) - Karlova Studanka - Vidly - Bela - Domasov - Adolfovice - Jesenik - Lipova-Lazne - Vapenna - Cerna Voda - Zulova - Bergov - Vlcice - Uhelna - Javornik - [CZECHY/POLSKA] Paczków - Kozielno - Błotnica - Topola - Śrem
Dzisiejszego dnia się trochę obawiałem ze względu na dystans, wysokość na jaką trzeba wjechać i jazdę z całym bagażem.
Spakowałem wszystko do plecaka i o 6 rano wyjechałem.
Dzisiaj zjazd do Horni Moravy był suchy i można było zaszaleć - super się zjeżdżało tymi wąskimi, ostrymi zakrętasami - co chwila szybkie rozpędzenie się do 50-60 km/h i ostre hamowanie do 20 km/h. Na dole trzeba było dać ochłonąć trochę obręczy i można było jechać dalej.
Klimaty super tylko im niżej w dolinę zjeżdżałem wzdłuż rzeki Morawy tym robiło się zimniej (było tam chyba poniżej 5 stopni) i ostatecznie tak wymarzłem że miałem problemy przerzutki zmieniać
Na szczęście dalej pojawiło się kilka podjazdów i zrobiło się cieplej.
Widok na Masyw Śnieżnika z Przełęczy Premyslovskiej
Czeski vlak
Za Kouty skręciłem w lewo na Pradziada (niebieski szlak), chociaż GPS pokazywał że mam inną trasą wjeżdżać. Jadę sobie pięknie asfaltem i się śmieję że wybrałem lepszą trasę bo wcześniej zaplanowana wije się gdzieś tam do góry.
Dojechałem do zbiornika zaporowego...
i mój wybór zaczynał coraz mniej mi się podobać. Dookoła same strome góry, do Pradziada się zbliżam a wysokość narazie tylko niecałe 800 metrów i przecież jakby był asfalt to wypatrzyłbym go na mapie i wprowadził tą trasę do GPSa.
Zacząłem się pocieszać że pewno coś przeoczyłem i z tej strony Czesi też doprowadzili drogę na szczyt.
Kilometr za zbiornikiem zaporowym szlak odbił w lewo z asfaltu, później w prawo i zostałem ukarany za to że nie słucham GPSa. Zaczęł się szlak typowo pieszy i to była moja 4 km droga pokutna przez Divoký důl (Dziki wąwóz). Masakra na całego - jechać rowerem nie ma szans, trzeba było go wnosić na skały, wąski szlak po kamieniach idzie stromo zygzakami do góry, kilka razy trafiłem na zwalone drzewa i trzeba było nakombinować się jak przeprawić się z rowerem. Wchodzenie wyglądało jak u starego dziadka - kilka kroków do przodu i przerwa na złapanie oddechu. W połowie drogi myślałem że nie dam już rady i padnę gdzieś z bezradności w jakie to bagno się władowałem.
Po prawie 2 godzinnym noszeniu rowera byłem totalnie wykończony, ale jak zobaczyłem drogę to radość prawie jak przy wygranej w totka. No i w końcu pojawił mi się przed oczami Pradziad, bo tak to cały czas krył się za drzewami.
W końcu wjechałem (dalej już bezproblemowo) na szczyt i tam zjadłem wszystko co było w plecaku zjadliwego. Zdobywając rowerem Pradziada tym samym pokonałem swój wczorajszy rekord najwyższej wysokości na której byłem rowerem
Widoki z góry fajne, ale nie powalające. Myślałem że kręcą się tam jacyś wysłannicy Osamy BinLadena, gdyż samolot pasażerski przeleciał nisko nad doliną między szczytami.
Na początku zjazd z Pradziada był upierdliwy, gdyż ludzi na drodze cała masa i łazi to całą szerokością drogi... co się rozpędziłem to było trzeba hamować. Dopiero za parkingiem można było rozwinąć skrzydła i przez kilka kilometrów pędzić ponad 60 km/h - trochę się zawiodłem bo liczyłem tutaj na nowy rekord prędkości a opory powietrza były tak duże że nie byłem w stanie przekroczyć 65 km/h
Później wymęczyły mnie masakrycznie 2 przełęcze za którymi zaczął się bardzo, długi i łagodny zjazd. Postanowiłem wydać czeskie korony i zakupić coś do jedzenia - niestety jadę przez miasto czy też wieś przez kilka kilometrów, wypatruję napisu Potraviny, a tu jak na złość sklepu nigdzie nie widać - dopiero po bardzo długim czasie znalazłem mini supermarket gdzie zakupiłem trochę kalorii i trochę odżyłem.
Gdzieś za Jesenikami - Pradziad już daleko w tyle
Po kilku kilometrach znowu zachciało mi sie jeść i postanowiłem zjeść coś ciepłego. Niestety nic w stylu hamburgeropodobnego jadła nie znalazłem, więc w napotkanych Potravinach kupiłem roladę czekoladową i to postanowiłem zjeść po dotarciu do kamieniołomu.
Do Kamieniołomu Rampa w końcu dotarłem i ucieszyłem się bo było sporo ludzi więc będzie można bezpiecznie się wykąpać i skoczyć w końcu ze skały (ostatnio byłem tu 2 lata temu, kropił deszcz i ludzi nie było więc nie odważyłem sie na kąpiel).
Na dzień dobry wybrałem półkę skalną na wysokości 7 metrów. Przepłynąłem na drugą stronę, wdrapałem się na skałę, stanąłem na krawędzi i... o cholera... ale wysoko... chyba odpuszczę sobie skok z tej wysokości. Stałem tak z 5 minut wystraszony że chyba nie dam rady z tej wysokości skoczyć, przyszła jakaś wycieczka Niemców i zaczęła mnie dopingować, że mam skakać bo zdjęcie chcą zrobić no to niech tam się dzieje co chce... i skoczyłem. Sekunda lotu, uderzenie o wodę dające się odczuć i po skoku... ufff... żyję. Później jeszcze raz wykonałem skok z 7 metrów - też były długie przymiarki ;)
Najwyższa półka skalna z której można skakać znajduje się na wysokości 16,5 metra - to jest miejsce tylko dla prawdziwych twardzieli i niestety nie było w okolicy takiego - wszyscy skakali z max 7 metrów.
Nakręciłem i klip video ze skoków miejscowych
Ostatnie spojrzenie na Jeseniki
To sobie ktoś fajną miejscówkę urządził na posiadówę...
Zamek w Javorniku. Za Javornikiem (tam dopiero sklep znalazłem otwarty) ostatnie korony wydałem na czeskie piwko Gambrinus, które dało mi takiego kopa że wszelkie zmęczenie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i dalszą trasę już jechałem z prędkością nie schodzącą poniżej 25 km/h.
A tu już w Polsce nad zbiornikiem zaporowym na rzece Nysa Kłodzka w Topoli
i piękny widok z wału na Góry Złote
Nocleg w agroturystyce Dziupla u Pana Kazia z którym nie widziałem się już 2 lata, więc pogadaliśmy sobie trochę i trzeba było iść spać bo jutro znowu pobudka przed 6 rano i w drogę... do domu niestety.
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (Masyw Śnieżnika) - dzień 3/5
-
DST
94.80km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:40
-
VAVG
14.22km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 3/5
Trasa: Jodłów - [POLSKA/CZECHY] Horni Morava - Cerveny Potok - Vlaske - Stare Mesto - [CZECHY/POLSKA] Przełęcz Płoszczyna (817 m) - Bolesławów - Stronie Śląskie - Sienna - Igliczna (845 m npm) - Międzygórze - Śnieżnik (1425 m npm) - Jodłów
W trasę wyruszyłem kilka minut po 8 - wszędzie "mleko"
Wspinanie na 940 metrów i później bardzo długo w dół (kilkanaście km). Niestety nie rozwijam zbyt dużych prędkości gdyż zaczęło kropić i jest mokro a nie chce się uświnić i przemarznąć. Trochę szkoda bo zjazd do Horni Moravy jest bardzo fajny (w połowie musiałem się zatrzymać żeby ostudzić obręcze, gdyż masakrycznie się rozgrzały od hamowania) - stromo w dół i ciasne ostre zakręty (ale jutro będę też tu zjeżdżał).
Masyw Śnieżnika tonie w chmurach - mam nadzieję że jak będę tam dzisiaj wjeżdżał to się wypogodzi.
Pogoda się poprawia. Wspinaczka na Przełęcz Płoszczyna - Czesi mnie zaskakują - wygnajewo, nic tam nie jeździ a droga szeroka jak lotnisko z gładziutkim asfaltem.
W Stroniu Śląskim pewien znak mnie przeraził, gdyż droga 392 którą miałem jechać została zamknięta i zrobili objazd przez Lądek Zdrój. Powiedziałem że nie będę robił tyle km... najwyżej przeniosę rower przez rzekę. Na szczęście do Siennej droga była przejezdna - dopiero coś tam dalej majstrowali.
Serpentyny za Sianowem - ufff jak ciężko.
Miałem w planie wjechać na Czarną Górę, ale niestety zapasy żywności się powoli kończyły w plecaku więc odpuściłem Czarną Górę i pognałem szutrami na Igliczną.
Na Iglicznej (845 m npm) znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Przyczyny Naszej Radości (radosny nie byłem bo się jedzenie skończyło w plecaku ;) i można podziwiać taki ładny widoczek...
Zjechałem do Międzygórza żółtym szlakiem - momentami były bardzo fajne, strome odcinki między drzewami... trzeba było i też trochę rower ponieść.
W Międzygórzu podjechałem najpierw na wodospad Wilczki, który wg mnie jest najładniejszym wodospadem w Polsce...
Zjadłem wielką pizzę, dociążyłem plecak jedzeniem z spożywczaka i ruszyłem na najcięższą część dzisiejszego dnia - wjazd na Śnieżnik.
Nie jechało się w sumie źle - myślałem że będzie gorzej. Na 11/30 jakoś dokręciłem do schroniska.
Od schroniska niestety już nie było tak łatwo - zbyt duże i luźne kamienie, mokre i śliskie korzenie spowodowały że więcej było wchodzenia niż wjeżdżania, ale końcowy odcinek dało już się jechać...
Stanąłem na szczycie Śnieżnika i tym sposobem ustanowiłem swój nowy rekord wysokości na jaką wjechałem rowerem (1425 m npm).
Wjechać na szczyt w całości się nie dało, ale za to zjechać już tak. Zjazd ze Śnieżnika do schroniska bardzo mi się podobał - dużej prędkości nie można było rozwijać, ale sama jazda po tych kamlotach i korzeniach sprawiała dużą frajdę (przy schronisku masażystka do nadgarstków by się przydała) - dla pieszych turystów też to chyba była atrakcja bo stawali i kręcili zjazd na kamery ;)
Ze schroniska pojechałem dalej szlakiem niebieskim do Jodłowa. Po drodze zrobiłem sobie 30 minutowy postój na jagody.... mmmmmmm.... pychota. Aż ciężko było przestać jeść... :P
Kawałek wspinania się i dalej do samego noclegu kamienistym szutrem w dół, świst wiatru, 50-60 km/h i w pewnym momencie w ciemniejszym lesie zrobił się niesamowity efekt że drzewa zamieniły się w smugę i widziałem tylko korytarz (drogę).
Kategoria Góry, Zagranica
Góry - sierpień 2009 (góry Bystrzyckie i Orlickie) - dzień 2/5
-
DST
116.11km
-
Teren
15.00km
-
Czas
07:35
-
VAVG
15.31km/h
-
VMAX
73.50km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Góry - sierpień 2009 - dzień 2/5
Trasa: Jodłów - Goworów - Długopole Zdrój - Bystrzyca Kłodzka - Przełęcz Spalona (811 m npm) - Mostowice [POLSKA/CZECHY] - Orlickie Zahori - Mezivrsi (939 m npm) - Hanicka - Bartosovice - Cihak - Ceske Petrovice - Pastviny - Nekor - Vlckovice - Mladkov - Lichkov - [CZECHY/POLSKA] Przełęcz Międzyleska (534 m npm) - Boboszów - Międzylesie - Dolnik - Pisary - Jodłów
Spało mi się tak dobrze że nawet nie obudził mnie budzik o 6:30 i pobiłem chyba tegoroczny rekord spania bo wstałem aż o 8:30.
W drogę ruszyłem o 9 tą samą trasą co wczoraj - na zjeździe do Goworowa udało mi się rozpędzić do 73,5 km/h.
Po drodze można było spotkać przystanki, które skojarzyły mi się z wypadem Tatanki. W okolicy Bystrzycy Kłodzkiej wszystkie przystanki są tak ładnie pomalowane (rok temu podobno był jakiś konkurs w okolicy na najładniej pomalowany przystanek - bardzo fajny pomysł).
Zdjęcie zrobiłem i aparat ponownie odmówił posłuszeństwa... grrrr...
Zostało "focenie" pseudoaparatem z komórki.
Przejście graniczne w Mostowicach przekraczam i wkraczam w inny świat (Czechy), gdzie drogi są szerokie, równe, znakomicie oznakowane i spotyka się pełno rowerzystów
W górach Orlickich co chwila natrafiam na bunkry
Przed Cihakiem przejeżdżam mostem nad rzeką Dzika Orlica - urocze miejsce... posiedziałem kilkanaście minut nad rzeką mocząc nogi i ruszyłem dalej.
Docieram nad jezioro zaporowe Pastviny i następnie na zaporę o wysokości około 40 metrów i długości ok. 200 metrów. Koło zapory zszokował mnie widok ryb - pod powierzchnią wody pływają tam całe masy ponad metrowych amurów... nic tylko zarzucić wędkę i po chwili zabawa na całego...
Na Przełęczy Międzyleskiej wróciłem do Polski i tam krajówką (ruch bardzo mały) dojechałem do Międzylesia, gdzie zrobiłem zakupy i trzeba było to wtargać na górę do Jodłowa. Wymęczony w końcu dotarłem na te 750 m npm.
Poznęcałem się trochę nad aparatem i udało mi się go jakoś ponownie uruchomić, więc dalej już zdjęcia z cyfrówki będą.
Po ciężkim dniu pedalenia przyjemnie sobie poleżeć :)
Kategoria Góry, Zagranica
BORNHOLM 2009 - dzień 4
-
DST
72.56km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:59
-
VAVG
18.22km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
BORNHOLM 2009 - dzień 4/4
Pełna i dokładniejsza relacja, więcej zdjęć i video pojawią się na mojej stronie za kilkanaście dni - www.rowersebek.prv.pl
TRASA:
pole namiotowe Lejrplads Slettegård - Osterlars- Gildesbo - Arsballe - Ringeby - Nyker - Gongeherred - Mollevangen - Knudsker - Grisby - BornholmsLufthavn - Pedersker - Oster Somarken - StandMarken - Dueodde - Sonogebeak - Balka - Nexo - katamaranem do Kołobrzegu - Kołobrzeg nocą
Ranek przywitał nas deszczem (zaczęło padać od około 3 w nocy) i trzeba było wykorzytać worek na śmieci w innym celu. Zwijanie mokrych namiotów i pakowanie się przy takiej pogodzie nie było zbyt przyjemne... Jak ruszyliśmy w trasę koło godziny 8 wypogodziło się i deszcz już nam nie dokuczał przez cały dzień.
Sposoby podróżowania po Bornholmie są różne ;)
Kamieniołom w okolicy miasta Ronne
Hmmm - Jaki to był kod dostępu? Przy lotnisku.
Na Bornholmie pełno jest sklepików stojących przy drogach - można w nich zakupić warzywa, owoce, drewno na opał. Niesamowitą rzeczą w nich jest to że nie ma tam obsługi, ani nikogo kto tego pilnuje - towar normalnie stoi na półce, obok jest skarbonka i po prostu bierzemy co potrzebujemy i płacimy - wszystko opiera się na uczciwości :) Podobnie jest w kościółkach, gdzie można zakupić różne foldery i widokówki - tam też nikt tego nie pilnuje i jak coś bierzemy wrzucamy należność do skarbonki.
Na postoju na trasie rowerowej nr 10
Wiatrak w Pedersker...
pod którym zrobiliśmy sobie popas i wciągnęliśmy resztki jedzenia które zostały w sakwach
Hmmmm - gdzie my jesteśmy?
W Dueodde zafundowaliśmy sobie ogromne lody - do teraz nie mam pojęcia jak ja to w swoim brzuchu zmieściłem...
Na rozległej plaży w Dueodde mieliśmy poplażować lecz niestety czasu było zbyt mało i można było tylko pospacerować trochę. Piasek miał tu niby być jakoś szczególnie sypki, a jak dla mnie to był normalny.
Trasy rowerowe na Bornholmie są bardzo dobrze oznaczone (oznakowanie szlaków pieszych jest kiepskie) - co chwilę spotyka się takie znaki.
Zbliżamy się już powoli do portu w Nexo :(
Niestety w tym miejscu kończy już się przygoda z tą piekną i ciekawą wyspą...
Wskakujemy na katamaran Jantar i wracamy do Polski. Jeszcze ostatnie spojrzenie na Bornholm, który niedługo zniknie za horyzontem...
Kilkanaście kilometrów od brzegu morze nieźle się rozszalało (kilkumetrowe fale) i zaczęło konkretnie bujać katamaranem - momentami myślałem że zaraz nasza łajba się wywróci tak mocno się przechylała - zabawa przednia. Niestety nie trwało to długo bo po 30 minutach zmieniliśmy kurs i bujanie się uspokoiło :(
Zachód słońca na pełnym morzu
O 22:45 dopłynęliśmy do Polski.
Skocz do relacji dnia wg Agenciary (zdecydowanie lepsza i dokładniejsza)
Skocz do NASTĘPNY DZIEŃ
Kategoria Bornholm 2009, Zagranica
BORNHOLM 2009 - dzień 3
-
DST
81.89km
-
Teren
6.00km
-
Czas
04:54
-
VAVG
16.71km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
BORNHOLM 2009 - dzień 3/4
Pełna i dokładniejsza relacja, więcej zdjęć i video pojawią się na mojej stronie za kilkanaście dni - www.rowersebek.prv.pl
TRASA:
pole namiotowe Lejrplads Egeløkke - Allinge - Sandvig - Allinge - Olsker - Tejn - Stammershalle - Gudhjem - Osterlars - Ostermarie - Arsdale - Svaneke - Listed - Boishavn - Randklove - Saltuna - Melsted - pole namiotowe Lejrplads Slettegård
Ponownie pobudka przed 6:30, pakowanie się, toaleta i śniadanie i koło 8:30 ruszamy dalej w trasę.
W pobliżu pola namiotowego na którym nocowaliśmy znajduje się kamieniołom i muzeum.
Jedziemy dalej i docieramy do Sandvig
Uliczki w dużych miastach są dosyć wąskie, a ich domy mają specyficzną budowę.
Na Bornholmie płasko nie jest - trzeba się często namęczyć na podjazdach
Jak są podjazdy to i często trafi się także na zjazdy.
Największy w Danii wodospad Døndalen - niestety uśpiony, woda ledwo co leciała.
Jeden z parkingów dla rowerów. Ogólnie to rowery z bagażami zostawialiśmy w większości miejsc bez zapinania, jedynie jak gdzieś musieliśmy je zostawić na dłużej niż 30 minut to je zapinaliśmy. I nie ważne czy to był las, czy środek miasta, czy okolice plaży rower i bagaże czekały na nas zawsze nietknięte mimo że nikt ich nie pilnował.
W końcu udało nam się sfotografować z bliska krowy grzywaczki :P 2 dni wcześniej też na nie trafiliśmy, ale były daleko i tam Agenciara włożyła tyle serca w fotografowanie ich że nie zauważyła pastucha elektrycznego i ją trochę poraził prąd :P
Helligdomsklipperne - święte skały.
Tutaj już na dole tej skalistej zatoczki
Kawałek dalej był Sorte Gryde - schodziło się do niej po drabince na dół, gdzie trzeba było wbić się w odpowiedni rytm fal bo inaczej można było mieć mokre buty. Grota, a raczej szczelina ma 55 metrów długości i miejscami jest tak wąsko że można się sklinować między ścianami
Widok na jeden z wielu wiatraków na Bornholmie. Ten tutaj to wiatrak w Gudhjem.
Wąskimi uliczkami, pełnymi ludzi (w większości miast są pustki, a tutaj akurat były tłumy ludzi), gdzie było cały czas stromo w dół dotarliśmy do portu w Gudhjem.
Wyjazd z Gudhjem. Na większości dróg przez większość czasu są pustki - samochody spotykane są sporadycznie.
W oddali widok na wyspę Christianso
Skaliste wybrzeże w Aarsdale
Skocz do relacji dnia wg Agenciary (zdecydowanie lepsza i dokładniejsza)
Kategoria Bornholm 2009, Zagranica
BORNHOLM 2009 - dzień 2
-
DST
52.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:35
-
VAVG
14.51km/h
-
VMAX
64.00km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
BORNHOLM 2009 - dzień 2/4
Pełna i dokładniejsza relacja, więcej zdjęć i video pojawią się na mojej stronie za kilkanaście dni - www.rowersebek.prv.pl
TRASA:
pole namiotowe Lejrplads Gulhave - Vestermarie - Nylars - Grisby - Ronne - Sorthat - Muleby - Hasle - Rutsker - Vang - Hammershus - pole namiotowe Lejrplads Egeløkke
Noc minęła spokojnie i wypoczęty przed 6:30 zacząłem już kusić. Poranna toaleta, śniadanie, pakowanie i przed godziną 9 ruszyliśmy w trasę. Przed odjazdem odwiedził nas spasiony kot Leloch ;)
Rotunda w Nylars - jedna z 4 rotund na wyspie Bornholm
Cmentarze na Bornholmie prezentują się bardzo ładnie - nie ma żadnych wielkich kamiennych nagrobków, tylko najczęściej kamienie otoczone zielenią, kwiatami i krzewami. Cmentarze służyły nam także jako miejsce do napełniania bidonów, gdyż na każdym cmentarzu znajduje się toaleta z dostępem do bieżącej wody, którą można pić bez przegotowywania.
W drodze do Ronne napotkaliśmy uroczy lasek ze stawkiem, gdzie jakiś artysta porozstawiał głazy z wyrytymi na nich różnymi rzeczami.
Wjeżdżamy do stolicy wyspy - Ronne. Dojechaliśmy tam główną drogą - żadnego stresu ze strony kierowców blachosmrodów - poruszanie po Bornholmie rowerem to czysta przyjemność. Przez cały nasz pobyt żaden kierowca nawet nie śmiał na nas zatrąbić mimo że nieraz po miastach dziwacznie jeździliśmy :P
Przed sklepem Netto - sklepy z najtańszym towarem na Bornholmie... mimo wszystko za tanio nie było :P
Na zdjęciu widać że tam to nawet można babcie spotkać "lansujące się" w kasku rowerowym.
Rowerzystów na Bornholmie jest cała masa - co chwilę można spotkać grupki na różnych dziwnych pojazdach rowerowych.
Chatki przy drodze rowerowej.
Słońce tego dnia dawało się trochę we znaki więc postanowiliśmy zajechać na plażę w okolicy Muleby.
Oczywiście nie mogło się obyć bez kąpieli w morzu.
Wygrzewając się na plaży słońce trochę nam zaszkodziło ;) i zaczęliśmy robić sesję zdjęciową miśką żelowym.
Rubin So - jezioro z turkusową wodą
Długi podjazd do miejscowości Rutsker - takich widoków na morze na Bornholmie jest cała masa.
Jons Kapel - 20 metrowa, granitowa turnia do której prowadzą długie i strome schody.
A kawałek dalej piękna pionowa ściana nad morzem
Tak mi się tam podobało że nie chciałem wracać ;)
Tutaj jeden z kamieniołomów do którego trafiliśmy w sumie przypadkiem, a wszystko przez znakomitą orientację miejscowego, który wskazał nam nie tą drogę co trzeba...
Hammershus - największy w Skandynawii kompleks ruin średniowiecznego zamku
Jak się wejdzie na teren zamku to widoki na wybrzeże są takie że kopara człowiekowi opada...
Coś przepięknego. W oddali widać port w miejscowości Vang do którego jest świetny zjazd z zakrętasami, na którym zanosiło się na ustanowienie nowego rekordu Vmax - niestety kierowca samochodu mnie przyblokował i musiałem zwolnić.
Po zwiedzeniu zamku ruszyliśmy na poszukiwanie kolejnego pola namiotowego i oczywiście trzeba było trochę się natrudzić żeby je odnaleźć. Po odnalezieniu okazało się że pierwsza polana jest cała zajęta, więc musieliśmy iść 300 metrów w las na kolejną polanę - dzisiaj niestety nie było ciepłej zupki z paczki, gdyż nikomu nie chciało się po ciemku biegać tych kilkaset metrów do gospodarstwa. Zrobiliśmy więc ognisko i przy płomieniach wciągnęliśmy kolację bez ciepłych napojów.
Skocz do relacji dnia wg Agenciary (zdecydowanie lepsza i dokładniejsza)
Kategoria Bornholm 2009, Zagranica
BORNHOLM 2009 - dzień 1
-
DST
44.11km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:50
-
VAVG
15.57km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
BORNHOLM 2009 - dzień 1/4
Pełna i dokładniejsza relacja, więcej zdjęć i video pojawią się na mojej stronie za kilkanaście dni - www.rowersebek.prv.pl
TRASA:
Nexo - Bodilsker - Aakirkeby - Gamleborg - lasy Alminingen - pole namiotowe Lejrplads Gulhave
Ładowanie rowerów na katamaran Jantar w Kołobrzegu - wszelkie bagaże trzeba niestety demontować.
o godzinie 7 wypływam z portu... za 4,5 godziny dotknę dopiero ziemii, a tak narazie dookoła sama woda i bujanie
W porcie Nexo na Bornholmie czekają już na mnie Agenciara i Roksana i dalej już ruszamy razem.
Po drodze zwiedzamy kościółki
Na rynku w Aakierby trafiamy na jarmark duperelków - środek lata a tam Mikołaje sprzedają ;)
Kolejny kościółek - tym razem w Aakierby
Następnie docieramy do pagórkowatych lasów Alminidgen, gdzie jest sporo atrakcji. Ekkodalen - czyli Dolina Echa - w sumie nie wiem czemu tak to nazwali, gdyż żadne echo się nie odzywało
Dolina Echa z innej perspektywy
Rokkesten - chwiejący się głaz. Nie bardzo nam wychodziło rozchwianie tego kamienia - albo nam sił brakowało, albo nie mieliśmy techniki... przyszedł pewien pan i rozchwiał go w pojedynkę ;)
Widok na mostek na jeziorze z ruin zamku Lilleborg - za mostkiem władowaliśmy się w takie podejście że niestety musieliśmy się wycofać, gdyż rowerem z sakwami nie dało się tam podejść.
Rytterknaeten (162 m npm) - najwyższe wzniesienie na wypsie Bornholm
Gdzieś na trasie rowerowej w lasach Alminingen
Śmieszne świnki, które na nasz widok przyleciały jak szalone do ogrodzenia.
Na pole namiotowe Lejrplads Gulhave zbyt łatwo trafić nie jest, ale w końcu trafiliśmy. Pole bardzo mi się podobało i było najlepsze z tych na których nocowaliśmy na Bornholmie.
Testuję nowy pojazd ;)
Przy ognisku wciągnęliśmy zupki z paczki i poszliśmy spać.
Skocz do relacji dnia wg Agenciary (zdecydowanie lepsza i dokładniejsza)
NASTĘPNY DZIEŃ - - - - - POPRZEDNI DZIEŃ
Kategoria Bornholm 2009, Zagranica
Szklarska Poręba, miała być
-
DST
81.48km
-
Teren
30.00km
-
Czas
06:08
-
VAVG
13.28km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szklarska Poręba, miała być Szrenica ale niestety pracownik PN mnie cofnął, Przełęcz Szklarska, Jakuszyce, Harrachov, wodospad Mumlava, Kopalnia Stanisław, Wysoki Kamień, Zakręt Smierci, sztolnia pirytu
vmax - 67,6 km/h
Dużo więcej zdjęć, dokładna relacja i klip video za kilka dni na mojej stronie - www.rowersebek.prv.pl
Serpentyny
Harrachov - skocznia mamucia
Mumlavski wodospad
Na szycie kopalni Stanisław
I na dole kopalni
Wysoki Kamień
Sztolnia pirytu
Kategoria Góry, Zagranica
Szklarska Poręba, Jakuszyce,
-
DST
134.04km
-
Teren
40.00km
-
Czas
08:34
-
VAVG
15.65km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Szklarska Poręba, Jakuszyce, Przełęcz Szklarska, Schronisko Orle, Jizerka, cyklotrasa 22, Fojtka, Mnisek, Liberec, Jested, Liberec (centrum), Bedrichov, Josefuv Dul
vmax - 71,9 km/h
Dużo więcej zdjęć, dokładna relacja i klip video za kilka dni na mojej stronie - www.rowersebek.prv.pl
Czechy - normalnie kocham ten kraj. W porównaniu do Polski całkiem inny świat.
Oszałamiające widoki na cyklotrasie 22
Liberec :)
Tam na sam szczyt będzie trzeba wjechać
Na szczycie Jested - widoki zapierają dech w piersi
Widok z Jesteda na Liberec
Rzeka Jizera
Kategoria Góry, Zagranica