Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień (Trzemeszno - Stegna)
-
DST
301.80km
-
Teren
15.00km
-
Czas
15:10
-
VAVG
19.90km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień (edycja 5) wybrałem się głównie dzięki namowom Anetki, która koniecznie chciała sprawdzić się na dystansie 300 km. Postanawiamy zataakować część wybrzeża z mojej pierwszej edycji "Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień" z częściową modyfikacją poprzedniej trasy.
W trasę ruszyliśmy punktualnie o 1 w nocy objuczony w dwie sakwy. Temperatura w nocy całkiem znośna w okolicy 18*C. Początek trasy to jazda krajową 15, na której jak na tak późną godzinę ruch był całkiem spory, ale nie upierdliwy dla jazdy rowerem. Dalej drogą 254 do Brzozy na której ruchu o tej godzinie nie było prawie wcale.
Barcin nocą wygląda całkiem fajnie.
W Brzozie wjeżdżamy na krajową 25 i jedziemy nią w kierunku Bydgoszczy. Ruch nie jest duży, dodatkowo szerokie pobocze więc jedzie się fajnie. Przed węzłem drogowym trafiamy na znak zakaz poruszania się rowerami po drodze, ale zakaz trzeba złamać bo innej sensownej alternatywy dojazdu rowerem do Bydgoszczy od tej strony nie ma.
Punktualnie o 4:19 wjeżdżamy do Bydgoszczy. Zaczyna świtać.
Za Bydgoszczą wjeżdżamy w pradolinę rzeki Wisły. Tutaj trafia się nam wschód słońca więc jest naprawdę magicznie - łąki przykryte dywanami mgły po których hasają sobie sarny. Zrobiło się jednak dosyć chłodno, gdyż temperatura spadła tutaj do 12*C
Dywany mgły podświetlone promieniami wschodzącego słońca.
W Trzęsaczu czeka na nas większy podjazd, a kilka kilometrów dalej konkretny zjazd, przed którym można popatrzeć z góry na Wisłę.
Zjazd jest naprawdę fajny i rozpędzamy się do prawie 60 km/h na zakrętasach. Niestety znowu dałem się złapać w pułapkę, gdyż na wylocie z lasu, za ostrym zakrętem otwiera się fajny widok na Wisłę, ale zanim wyhamowałem, byłem już dużo niżej, ale jakąś tam fotkę udało się zrobić.
Odcinek z Kozielca do Chełmna jest bardzo przyjemny. Strome skarpy doliny świetnie się prezentują.
Na jakimś 120 km trasy, przed Chełmnem, Anetkę łapie kryzys spowodowany zbyt małą ilością snu przed wyjazdem. Jest źle, gdyż Anetka prawie mi zasypia za kierownicą. Przekraczamy Wisłę mostem przed Chełmnem, z którego roztacza się ładny widok na miasto i rzekę.
Robimy zakupy w pierwszym napotkanym sklepie i ok. 7:30 rozkładamy się na łączce przy stawie, gdzie wciągamy śniadanie i daję Anetce 40 minut czasu na drzemkę.
Drzemka pomogła i Anetka znowu jest pełna sił do jazdy, więc lecimy dalej przez różne wymiary :P Sporo tu asfaltowych ścieżek rowerowych przy drodze.
W Rozgartach trasa wprowadza nas na wał przeciwpowodziowy, skąd widoki są świetne.
Wał przeprowadza nas obok starych śluz, później czeka nas podjazd i około godziny 10 wjeżdżamy do Grudziądza. Tutaj na początek też sporo pod górę. Z góry roztaczają się super widoki na miasto.
Zjeżdżamy znowu w dół nad główną promenadę nad Wisłą. Jest gorąco więc można się ochłodzić pod wodnym parasolem.
W Grudziądzu sporo kluczymy, gdyż droga przez Stare Miasto którą mieliśmy jechać jest całkowicie rozkopana. Na wylocie z Grudziądza czeka nas kolejna solidna wspinaczka. Wjeżdżamy na chwilę na drogę krajową 55 - chwila na krajówce w dzień wystarczyła żeby trafić na debila - kierowca TIRa zaczął wyprzedzać na trzeciego przez co musieliśmy uciekać z drogi na pobocze.
W miejscowości Mokre zjeżdżamy z drogi krajowej na spokojne boczne drogi wojewódzkie. Robi się gorąco, na szczęście północny wmordewind trochę chłodzi, jednak nie pomaga w pedałowaniu. Nad głowami tutaj krąży nam pełno samolotów wynoszących szybowce.
Przed Kwidzynem zaczynamy podjeżdżać na jedną ze ścianek doliny Wisły przez co widoki robią się fantastyczne.
W Kwidzynie około godziny 13:30 robimy postój pod zamkiem na soczystego arbuza. Jakieś 200 km trasy jest już za nami, a jedzie się bardzo dobrze i mimo niekorzystnego wiatru i gorąca zmęczenia w sumie nie odczuwamy.
Niestety sielanka znakomitej jazdy nie trwa zbyt długo, gdyż za Gurczem trafiamy na popularne w tych rejonach asfalty typu łata na łacie, które szybko wykańczają tyłki i ręce :P Po kilkunastu kilometrach jazdy po tej trzęsionce stwierdzamy że lepiej będzie uciekać na krajówkę i męczyć się z ruchem samochodów na równej nawierzchni... i tym sposobem zawitaliśmy do miejscowości Sztum, gdzie wjechaliśmy na krajówkę, którą dotarliśmy do Malborka gdzie znajduje się słynny zamek. Pod murami zamkowymi zrobiliśmy sobie przerwę na pysznego loda.
Ostatnie 35 km trasy to psychiczna walka z nudnymi terenami - asfalt po płaskim, same pola, paskudny wmordewind i od Nowego Dworu Gdańskiego duży ruch samochodowy.
O 19:05, mając na liczniku około 290 km meldujemy się w miejscowości, która stanowi dla nas cel podróży - Stegnie.
Po wjeździe do Stegny pierwsze za co się zabraliśmy to poszukiwanie noclegu. Jak się okazało przejechanie 300 km trasy to był pikuś w porównaniu do znalezienia wolnego miejsca na spanie. Obdzwoniliśmy kilkadziesiąt kwater i nigdzie nie było wolnych miejsc. Z lekka zdenerwowany, strasząc Anetkę noclegiem na plaży w płachcie brezentowej stwierdziłem że trzeba stąd uciekać na Jantar - może tam coś uda się znaleźć. Na szczęście na wylocie ze Stegny, w lesie trafiamy na tabliczkę z noclegami - dzwonimy i okazuje się że jest wolny pokój i to nawet w znośnej cenie (50 zł/osoba za pokój z łazienką). Szybko załatwiamy formalności, zostawiamy bagaże i jedziemy rowerami zobaczyć morze.
W centrum Stegny skręcamy na północ i jedziemy, jedziemy a tu morza nie widać. Jak się okazało trzeba było przejechać aż 3 km aby dotrzeć do morza. Na plaży hałas, ludzi sporo, nie ma jak zrobić zdjęcia żeby nie zasłonili widoku, ale jakimś cudem udało się odpowiednio strzelić wspólną fotkę samowyzwalaczem za pierwszym podejściem :)
Niestety nie dane nam jest posiedzieć teraz dłużej na plaży, gdyż jest już późna godzina, a musimy zrobić jeszcze zakupy i zjeść coś konkretnego. W Biedronce istny sajgon - tłumy ludzi, ale co zrobić trzeba jakoś swoje odczekać. Na konkretniejsze jedzenie zatrzymujemy się przy jednej z knajp w centrum - niestety wybraliśmy źle gdyż jedzenie nie było zbyt smaczne.
Udajemy się więc na kwaterę. W czasie dojazdu pęka nam magiczna bariera 300 km i chwilowe błądzenie w ciemnościach po lesie w celu odnalezienia drogi do miejsca noclegu, gdzie czeka nas prysznic i wygodne łóżko :)
Krótki klip video z wyjazdu:
Na koniec gratuluję mojej Anetce, która bardzo dobrze poradziła sobie z dystansem 300 km mimo niesprzyjającego wiatru i gorąca. Mieliśmy siły kręcić dalej...
Mapa trasy:
Kategoria Inne ciekawe
komentarze
Pozdrawiam
Wielkie gratulacje dla Anetki!