Lipiec, 2013
Dystans całkowity: | 1670.97 km (w terenie 292.00 km; 17.47%) |
Czas w ruchu: | 81:26 |
Średnia prędkość: | 20.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.90 km/h |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 57.62 km i 2h 48m |
Więcej statystyk |
Na najczystsze jeziora - Grabce, Przyjezierze \ Miasto N
-
DST
92.89km
-
Teren
20.00km
-
Czas
04:37
-
VAVG
20.12km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przejechałem się nad jezioro Budzisławskie posnorkelingować.
Jezioro ma niesamowicie przejrzystą wodę jak na polskie warunki, więc oglądanie życia podwodnego to czysta przyjemność.
Na Jeziorze Suszewskim powstała wyspa na środku jeziora.
W Przyjezierzu nad jeziorem Ostrowskim, które również ma całkiem przejrzystą wodę, ludzi całkiem sporo. Wyczytałem że 20/21 lipca odbędą się tutaj Mistrzostwa Polski w skokach na nartach wodnych - trzeba będzie się przejechać.
Państwo Łabędziaki plażują na całego ;)
Powrót okrężną drogą przez Mogilno.
Po 22 jeszcze raz na rower i rundka dookoła miasta.
Kujawki... z Anetką
-
DST
44.72km
-
Teren
19.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
21.13km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
W południe wpadłem na pomysł że dzisiaj o północy można byłoby zrealizować tripa rowerowego "Nad Morze w 1 dzień". Trasa wyznaczona, ale niestety nikomu nie pasowało.
Pojechałem więc z Anetką na Kujawki ochłodzić się i polenić się na plaży w promieniach słońca.
W drodze powrotnej przy parku na parkingu jakiś "mistrz kierownicy" pokazywał swoje umiejętności... chwila i wylądował autem na krawężniku :P
Niechanowo
-
DST
38.34km
-
Teren
6.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
21.91km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do Niechanowa na grilla
Nie ma lipy! Więcej stejków, więcej ciężarów i nie ma opierd****** się! ;)
Skorzęcin... z Anetką
-
DST
68.92km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:14
-
VAVG
21.32km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Anetką do Skorzęcina na lody dla ochłody, chociaż upalnie dziś nie było.
Mogłem w końcu się poprzyglądać jak wygląda jazda na nartach wodnych w Skoju.
W drodze powrotnej jeszcze do Niechanowa.
I dalej już samotnie, w ciemnościach do domu.
Gołąbki
-
DST
33.64km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:45
-
VAVG
19.22km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na Koniec Świata - dzień 2/2 (Koniec Świata i walka z upałem)
-
DST
207.41km
-
Teren
15.00km
-
Czas
10:15
-
VAVG
20.24km/h
-
Temperatura
31.0°C
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Relację zacznę od dnia dzisiejszego, gdyż w porównaniu do wczoraj to mało się działo.
Noc pod namiotem minęła bardzo niespokojnie ze względu na odgłosy natury. Co chwilę coś szurało po krzakach, pluskało się w wodzie, psy z całej okolicy postanowiły sobie szczekać do 1 w nocy. Ale do zawału mnie doprowadziły prawie sarny, które wlazły zaraz koło namiotu w krzaki i kozioł się tak zdenerwował że zaczął szczekać oraz jakieś ogromne ryby, które przypłynęły na żer na płycizny - rabanu narobiły okropnego - myślałem że potwór z Loch Ness przeprowadził się do Jeziorska. Także noc mi minęła na próbie spania i waleniu co chwilę w ściany namiotu w celu odstraszenia stworów.
Nie udało mi się usnąć w pełni, przed 3 większość odgłosów się uspokoiła, ale dla odmiany zaczęły koncertować ptaki, więc stwierdziłem że nie ma sensu próbować dalej spać - 3:30 postanowiłem wstać - zjadłem śniadanie, złożyłem obozowisko i o wschodzie słońca ruszyłem dalej w trasę.
Zanosi się dzisiaj na upalny dzień bo już od samego rana można jechać całkowicie na krótko.
Wczoraj rozmyślałem na noclegu w okolicach wpływu rzeki Warty do Jeziorska, ale jak widać byłby to bardzo zły pomysł z uwagi na wysoki stan wody, wszystkie okoliczne łąki są pozalewane i okupowane przez ptactwo - tutaj widać czaple białe.
Jest i Warta w Warcie z stadem łabędzi.
Z bólem żegnam gminę Warta bo dalej już będą nudnawe krajobrazy.
Gajorowisko
Dojeżdżam w okolice Końca Świata, które są mocno zapiaszczone. Trasa, którą miałem wyznaczoną jest nieprzejezdna więc muszę nabijać dodatkowe kilometry. Robi się "strasznie" - do Końca Świata coraz bliżej.
Koniec Świata zdobyty :)
Jako że na Końcu Świata pewno jest koniec świata, więc trzeba wracać do domu. Wiatr jest południowy, więc będzie pomagał w jeździe, która mimo wszystko będzie ciężka z uwagi na rosnący z godziny na godzinę upał.
Ruszyłem więc na północ, przemknąłem przez Kalisz bez zatrzymywania się, gdyż zdenerwowały mnie objazdy, które uniemożliwiały dojazd na rynek. W Zawidowicach postanowiłem zrobić dłuższą przerwę w cieniu i coś zjeść, przy okazji wysuszyłem namiot, a podjadając smakołyki z sakwy przyglądałem się nauce jazdy konnej
Rzeka Prosna. Z rzekami na trasie był taki motyw, że sobie płynęły i denerwowały tylko człowieka w ten upał, gdyż mimo tylu przejazdów nad nimi do żadnej większej rzeki nie było dostępu żeby chociaż rękę zanurzyć, najczęściej ze względu na zbyt wysokie brzegi. Jeziora do kąpieli to już w ogóle sfera marzeń.
Dalej trafiłem na drogę, którą nie poleciłbym nawet najgorszemu wrogowi (chodzi o trasę przez las z Starej Kazmierki do Studzienki), piach na drodze był tam taki masakryczny, że nie pamiętam abym kiedykolwiek trafił na coś gorszego - czekało mnie ponad 4 km spacerku drogą przez las, a raczej piekło - gorąc był niesamowity, ponad 30*C bez jakiegokolwiek wiatru z atakującymi wściekle muchami końskimi i do tego ten piach, który nawet na piechotę utrudniał prowadzenie rowru. Co kilkaset metrów musiałem popijać z bidonu wodę bo momentalnie zasychało w gardle. Po dotarciu do asfaltu zrezygnowałem z skrótu trasy przez las obawiając się że trafię znowu na coś podobnegi i pojechałem okrężną drogą po asfaltach.
W Wierzach przystanek na loda i zimną Pepsi oraz uzupełnienie bidonu w wodę. Przy okazji na pobliskiej OSP trafiłem na ładny malunek.
Żeby nie było za łatwo po wjeździe w Wólce na trasę na Witkowo, wiatr zmienił kierunek z południowego na północny, więc oprócz walki ze słońcem i upałem doszedł jeszcze wmordewind.
Doturlałem się jakoś do Witkowa, a tam po prawej stronie pojawiły się chmury... szkoda tylko że nie idą one w moim kierunku, ale pomarzyć sobie można o deszczu i gradzie łapanym do koszulki - przydałaby się taka ochłoda.
O 17:30 dotarłem do domu wykończony tą nudną trasą powrotną, ostrą walką z słońcem, upałem i sennością która dokuczała mi od połowy trasy.
Ojojoj - ale zaszalałem... trafiłem na 1 miejsce miesięcznego TOP10 :)
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Na Koniec Świata - dzień 1/2 (życie węgla brunatnego, Jeziorsko)
-
DST
165.07km
-
Teren
15.00km
-
Czas
08:20
-
VAVG
19.81km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na tą wycieczkę planowałem jechać od duższego czasu, ale zawsze przeszkadzał albo brak czasu, albo pogoda. Wstałem po 7 i zacząłem rozmyślać jechać, czy nie jechać. Stwierdziłem, że nie jadę bo za późno już. Po 5 minutach odwidziało mi się i chyba jednak pojadę - szybko spakowałem wszystko do sakw, przejrzałem prognozy pogody, które żadnymi burzami na najbliższe dwa dni nie straszyły i przed godziną 9 byłem w trasie.
Pierwsza część trasy to można powiedzieć że "historia życia węgla brunatnego".
Jadąc trasą na Kaliską zauważyłem że odkrywka już dotarła w te rejony więc zawitałem na skarpę odkrywki Jóźwin.
Koniec drogi - ciekawe jak głęboko będą się jeszcze wgryzać.
Koparka "Dolores" dzielnie gryzie ziemię.
Następnie zawitałem na Ślesiński rynek, gdzie znajduje się gęsia fontanna i pomnik handlarza z gęsią
Marina nad Jeziorem Ślesińskim
Następnie zawitałem do miejsca nad zalewaną, wyeksploatowaną odkrywkę Lubstów. Ostatnio tutaj byłem 5 lat temu i były to wtedy ostatnie dni działania tej odkrywki. Wypełnianie dziury wodą ma trwać prawie 10 lat, a potem ma tutaj powstać centrum sportowo-rozrywkowe nad zbiornikiem o 450 ha powierzchni.
Kaniony stworzone przez spływającą wodę deszczową - na zdjęciu tego nie widać, ale one mają po 5 metrów głębokości
Ładowni węgla koło zalewanej kopalni jeszcze nie zlikwidowano. O dziwo w momencie przejeżdżania ona działała - jak się okazało przy pomocy tego kolosa ciężarówki wrzucały węgiel na wagony kolejowe.
Kawałek dalej trafiłem na wielkiego ciągnika wiozącego "zęby" do koparki kopalnianej i w jego tunelu aerodynamicznym, nie walcząc z wmordewindem, przejechałem 10 km z prędkością 30 km/h i dojechałem do kolejnej odkrywki węgla brunatnego - Drzewce.
Licheńska Bazylika. A jak okaże się że pod Licheniem są wielkie składy węgla brunatnego to co wtedy?
Wielka koparka u dentysty - to właśnie do niej jechały te "zęby".
Na dwóch kołach dojechałem do Koła i tym sposobem są trzy koła ;)
W Kole w sklepie firmowym przy fabryce miąska zaopatrzyłem się w jedzenie na trasę, zawitałem na rynek i ruszyłem na wały nad Wartą - widok na starówkę.
Wałami docieram do ruin zamku wzniesionego prawdopodobnie przez Kazimierza Wielkiego.
Na zamkowym dziedzińcu
Dalsza trasa prowadzi wałem i biegnie przez tereny zalewowe, które są pozalewane i mam małe obawy czy dam radę przejechać rowerem - od napotkanego dziadka dowiedziałem się że przejadę.
Tutejsze mokradła opanowane są przez bociany.
Droga nr 470 z Koła do Turku to ciągłe w górę i w dół. Tutaj zaczyna dawać o sobie gorąc dnia dzisiejszego i zaczynam już odczuwać zmęczenie trasą.
W Turku zajeżdżam pod elektrownię Adamów
I prawie przy samej podstawie przyglądam się ogromnemej chłodni kominowej
Kawałek dalej jest jedna z większych atrakcji dnia dzisiejszego - osadnik Gajówka, zwany lokalnie Lazurowym Wybrzeżem - jest to składowisko popiołów i żużli z elektrowni, które zawierają węglan wapnia nadający wodzie niezwykły kolor. Nad brzegiem unosi się specyficzny zapach.
Kręcac się po krzaczorach znalazłem górkę z której ładnie widać "jezioro". Niestety światło źle pada i nie ma pełnego efektu lazurowego koloru.
Kawałek dalej widok z drogi na zbiornik
Jadąc dalej zeksplorowałem jeszcze drogę, którą dotarłem do składowiska odpadów - miałem małe obawy czy wjeżdżać, gdyż teren jest pod obserwacją kamer, ale co tam. Najwyżej ktoś przyjedzie i mnie wyprosi. Warto było, gdyż widok ciekawy.
Te chmury zaczęły mnie przerażać - mam nadzieję że nie idą one w moją stronę.
W tym miejscu kończy się historia żywota węgla brunatnego, który siedział sobie w ziemii, wydobywany jest przy pomocy metod odkrywkowych, jedzie sobie do elektrownii, gdzie jest spalany i na emeryturce ląduje na wyspisku popiołów na "Lazurowym Wybrzeżu" ;)
W Dobrej robię postój na kebaba.
Kolejną atrakcją dnia dzisiejszego jest zbiornik zaporowy Jeziorsko. Trasa na początek biegnie zaporą.
Z zapory widać ogrom tego zbiornika - woda prawie po horyzont. Do drugiego brzegu jest ponad 16 km, czli tak jak na Śniardwach.
Zrzut wody z zbiornika przy elektrowni wodnej
Marzy mi się kąpiel w tej "wielkiej wodzie" i rozbicie namiotu nad brzegiem. Docieram do Pęczniewa, ale nigdzie nie mogę znaleźć plaży, za to jest wodny ambulans (po powrocie do domu i prześledzeniu zdjęć satelitarnych okazało się że plaża była na tym cyplu za ambulansem)
Jadę i jadę i nic ciekawego nie mogę znaleźć. W Brodni zrezygnowany już zagaduję kobitkę, którą wypytuję o miejsce do kąpieli. Okazuje się że dalej nic nie ma, muszę się cofnąć do Pęczniewa bo tylko tam jest plaża. Jakoś słabo zagospodarowane to wszystko.
Nie mam zamiaru się cofać, więc jadę dalej z nadzieją że mimo wszystko coś znajdę... Wjeżdżam w drogi boczne, ale albo prowadzą w krzaki, albo dojazd do wody szczelnie otoczony domkami rekreacyjnymi. W końcu po przedarciu się przez łąkę i krzaki udało mi się coś znaleźć. Bardzo klimatyczna miejscówka. Miejsca niewiele, ale po zrobieniu porządku mój mały namiocik spokojnie się zmieści. Rozstawiam więc mój domek...
i w końcu mogę się zanurzyć w chłodnej wodzie. Brudny byłem niesamowicie - chyba wszelkie pyły po drodze zebrałem i już wiem czemu tak ludzie się dziwnie na mnie patrzyli w Dobrej podczas jedzenia - to nie dlatego że miałem smacznego kebaba tylko okazało się że na czole miałem pełno pyłu, który osadził się na skórze tylko na wlotach od kasku.
Zachód słońca nad Jeziorskiem.
Słońce zaszło, więc czas iść spać.
Od dawna mi się marzył nocleg pod namiotem z takim widokiem.
Mam tylko nadzieję że nie ma tutaj jakiś gwałtownych ruchów poziomu wody :P
Dobranoc!!!
Trasa na mapie:
_
Kategoria Inne ciekawe
Duszno / okolice Niechanowa... z Anetką
-
DST
78.17km
-
Teren
14.00km
-
Czas
04:07
-
VAVG
18.99km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Do południa do Duszna na wieżę widokową zobaczyć nową różę wiatrów. Trochę im nie wyszła bo niektóre kierunki źle wskazują miejsca, ale połapać się idzie :P
Hmmm - czy te szyby od kopalni soli były zawsze widoczne z wieży?
Późnym popołudniem w kierunku Niechanowa, lawirując między chmurami burzowymi. Razem z Anetką szwędaczka po okolicy z wizytacją do Cielimowa na hamburgera.
Powrót to znowu straszące chmury burzowe, które na szczęście mnie ominęły.
Skorzęcin / Pierwszy upadek w tym sezonie
-
DST
44.88km
-
Teren
9.00km
-
Czas
02:19
-
VAVG
19.37km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z braku laku postanowiłem się przejechać do Skorzęcina.
Dojazd przez Ostrowite... przy okazji zobaczyłem jak sobie koledzy strażacy radzą z pożarem, którego gaszenie trwa już prawie 35 godzin.
W Skorzęcinie ruch jakiś tam jest, ale niewielki... całkiem przyjemnie.
Wjechałem na plażę, a tu w moim kierunku zmierza takie paskudztwo
Łabędziowi też to nie podobało się, więc zaczął machać skrzydłami myśląc że chmury przepędzi
Ten by pewno pomógł, ale nie miał czym pomachać ;)
Minęło parę chwil i lunął deszcz. Schronienie znalazłem pod daszkiem łaźni turystycznych. Na deszcz taki pojazd roweropodobny jak znalazł.
Popadało parę minut i po jakimś czasie na niebie pojawiło się słońce, rozsiadłem się więc na ławce.
Komu nie chciało się chodzić mógł pojeździć takim dziwactwem :P
Taniec na rurze z rowerem :P
Po co ona tak się męczy?
Powrót do domu przez Gaj. Wyjeżdżam z lasu, a tu bardzo nieciekawe chmury w kierunku w którym zmierzam.
Im byłem bliżej domu tym chmury bliżej mnie. W Bieślinie miałem zamiar schować się pod wiatę przystankową, ale dokonując skomplikowanych obliczeń wywnioskowałem, że uda się dotrzeć do Zielenia, gdzie powinna być podobna wiata. Udało się idealnie :)
Rozpadało się, parę razy zagrzmiało i po 20 minutach było już po deszczu, więc można było jechać dalej.
Pognałem za tęczą nad Jezioro Popielewskie.
Dostałem wizję zdjęcia i ruszyłem ścieżką na skarpie przy jeziorze, która jak się okazało strasznie zarosła, więc jechało się masakrycznie z ciągłą obawą że zaraz polecę w dół. W jednym miejscu pod gąszczem habazi skryła się pułapka - uskok który pochłonął przednie koło, a ja przeleciałem nad kierownicą i lecąc stylem "na żabę" wpadłem w mokrą trawę i trzciny. Podobny incydent miałem w tym miejscu w latach poprzednich. Strat w ludziach i sprzęcie na szczęście brak, ale ubrania całe mokre. Tym sposobem mam na koncie pierwszy upadek w tym sezonie, a zdjęcia tęczy nad jeziorem tak czy tak nie udało się zrobić :/