Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień
-
DST
295.44km
-
Teren
20.00km
-
Czas
14:05
-
VAVG
20.98km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po powrocie z Bornholmu nie miałem zamiaru siedzieć w domu więc intensywnie myślałem gdzie by tu pojechać - w myślach narodził się wypad na Ślężę, wypad do Berlina i wypad nad Morze Bałtyckie do Mielna dołączyć się na 1 dzień do ekipy objeżdżającej Polskę dookoła - http://dookolapolski.xn.pl/. Ostatecznie wybór padł na opcję ostatnią.
Z domu wyjechałem o godzinie 3:05 i już od początku jechało się masakrycznie, gdyż dokuczał wmordewind z którym musiałem walczyć przez calutką trasę. Psycha mi siadała co chwila... a to że ciemno i strasznie zimno się w pewnej chwili zrobiło, na dodatek zaczęło kropić, a to że nie będę miał do kogo się odezwać przez taki długi czas, następnie zepsuł mi się na dobre aparat cyfrowy :( , kolejną rzeczą było poluzowanie się bagażnika (prawie bym zgubił śrubkę), kilku kierowców podniosło mi ciśnienie wyprzedzając na kartkę papieru, po 110 km zaczął mi dokuczać ból kolana i moje morale drastycznie spadły że chciałem jechać na PKP do Krajenki i wrócić pociągiem do domu - na szczęście odkryłem metodę jak naciskać żeby mniej bolało i kręciłem dalej. Kolejnym incydentem który mnie zdenerwował było ominięcie opuszczonego miasta Kłomino, które już od dawna chciałem zobaczyć - minąłem je w odległości kilkuset metrów (a wszystko przez oznakowanie - najpierw była tablica jak jechać, a na kolejnym najważniejszym skrzyżowaniu już jej nie było - do Kłomina trzeba było skręcić w lewo, a ja pojechałem prosto - po kilku kilometrach doszedłem że coś nie gra, ale już nie chciało mi się wracać). Dalej dobijały mnie pagórki Wału Pomorskiego - z obciążeniem i pod wiatr wjeżdżało się masakrycznie, ogólnie na ostatniej części trasy nie lada wyczynem było przekroczenie prędkości 20 km/h... Na szczęście mój upór został w końcu wynagrodzony i o 18:35 z licznikiem wskazującym 280 km stanąłem nad brzegiem morza w Mielnie.
Pojechałem coś zjeść i ewakuowałem się z Mielna (ilość ludzi i samochodów mnie przerażała) w kierunku Łazów poszukać noclegu. Po długich poszukiwaniach w końcu znalazłem przytulne i odludne miejsce na plaży, gdzie rozbiłem namiot i poszedłem spać. Jutro kolejny dzień...
W sumie mogłem dokręcić te 6 km i miałbym nowy rekord życiowy km dziennych, ale się ściemniło i mnie strasznie ciągnęło aby się położyć spać.
Trasa przejazdu:
Na trasie wczesnym rankiem... w Kołdrąbiu
Cały majdan na 3 dni biwakowania na dziko zmieściłem w sumie w 1 sakwę
W okolicach Margonina elektrownie wiatrowe rosną jak grzyby po deszczu... trafiłem akurat na części czekające na montaż. Porobiłem kilka zdjęć w tym miejscu i nastąpiła straszna rzecz... aparat cyfrowy samoczynnie się zepsuł :(
Zostało pstrykanie zdjęć pseudoaparatem z komórki... Po drodze mogłem nawet Szwedów odwiedzić...
Po raz drugi udało się.. w końcu dojechałem na wyczekiwane przez cały dzień morze.
Kategoria Inne ciekawe
komentarze
Pozdrawiam :D
co do apratu... chyba wszystkim rowerzystom aparaty zdychają "na wyprawach", mój kodak rozsypał się w Dźwirzynie rok temu ;D hehe
i ciągle myślę czy kolubryny nie zamienić na jakiegoś olympusa wodoodpornego i znoszacego upadki z 1,5 metra...
ogromny szacun za ten dystans :)
Ale się obijasz... do 300km nie dociągnąc??
Wracając z roboty właśnie myślałem jak dajesz rade pod ten upierdliwy wiatr...
Sebek w niedzielę Tour de Sielawa... jedziesz?? :)