Kwiecień, 2010
Dystans całkowity: | 764.83 km (w terenie 208.10 km; 27.21%) |
Czas w ruchu: | 39:25 |
Średnia prędkość: | 19.40 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.20 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 33.25 km i 1h 42m |
Więcej statystyk |
Gołąbki
-
DST
30.10km
-
Teren
0.10km
-
Czas
01:18
-
VAVG
23.15km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Skorzęcin, zamek
-
DST
48.66km
-
Teren
30.00km
-
Czas
02:48
-
VAVG
17.38km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wypad do Skorzęcina zobaczyć co tam majstrują. Pogoda jakaś dołująca i ogólnie zimnawo.
W Skorzęcinie faktycznie majstrują i trwa demolka - w końcu coś tam zrobią dla poprawy wizerunku.
Molo zostało pozbawione ławek i lamp...
w niektórych miejscach molo rozwalone. Ciekawe co oni majstrują?
Większość dróżek na terenie ośrodka ma zerwaną nawierzchnię i oczekuje na położenie pozbruku.
W lesie klimat jesienny - jeszcze szaro, pełno liści, ale jakiś znak nadchodzącej wiosny można spotkać
Nawet żadnego zwierza nie mogłem trafić, do czasu... Jadąc sobie lasem trafiłem na duże stado (ok 10 sztuk) wielkich jeleni, które przebiegło mi drogę jakieś 50 metrów przedemną.
Kilkaset metrów dalej spotkałem Orła z Rafałem. Dołączyłem się do nich i pojechaliśmy do zamku w lesie.
Jadąc przez las trafiliśmy na pędzącego z prędkością kosmiczną największego wymiatacza z okolic - Michała z AGPOL TEAMU, którego ubiór wskazywał jakby uciekał przed jakimś gazowym atakiem terrorystycznym - na twarzy maska z jakąś rurą biegnącą do torebki z pochłaniaczem ;)
My twardo pojechaliśmy w ten gazowy kocioł bez żadnych masek... przeżyliśmy :)
Droga powrotna to walka z paskudnym wmordewindem.
Wiejski rudzielec wskoczył mi na udo i domagał się mizianka
Przed Trzemesznem okazało się że znowu przebiłem dętkę w przednim kole, ale jakoś udało mi się dokulać do domu na resztkach powietrza.
Miasto... pechowy dzień...
-
DST
18.47km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:01
-
VAVG
18.17km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
W czwartek dopadło mnie jakieś paskudne zatrucie i do dzisiaj jeszcze odczuwam tego skutki - osłabienie, bóle głowy, senność i dziwne uczucie na żołądku. Wskoczyłem więc w końcu na rower żeby się trochę podleczyć - niestety rower musiał się obrazić na mnie że tyle stał bezczynnie i po kilometrze coś mi zaczęło obcierać - okazało się że klocek hamulcowy obciera o oponę - jak na złość pierwszy raz nie zabrałem na rower klucza imbusowego, więc zminimalizowałem tarcie zwiększając naprężenie sprężyny. Ruszyłem dalej i po chwili na zjeździe coś mi się z przerzutką stało - badam sytuację i załamka... przerzutka się rozleciała?... oglądam wszystko jeszcze raz i zauważam że łańcuch zleciał z kółeczka przerzutki - poprawiam - jest, działa. Można jechać dalej. Ujechałem kilkaset metrów i znowu postój bo przerzutki się całkowicie rozregulowały - chwila regulacji i można jechać dalej. Później już było w miarę dobrze, ale ochota na jeżdżenie mi minęła. Wróciłem do domu, wyregulowałem klocki, dokręciłem kółeczko, skróciłem łańcuch o jedno ogniwo i mam nadzieję że więcej tego typu problemów nie będzie.
Po 22 kolejny raz wyskoczyłem na rower.