Rowerowy Maraton na orientację - Powidz 2009
-
DST
120.83km
-
Teren
59.00km
-
Czas
05:12
-
VAVG
23.24km/h
-
Sprzęt RIP - Accent ElNorte
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj odbyła się kolejna edycja Agpol Gniezno Grand Prix MTB, ale tym razem rywalizacja była innego typu gdyż był to wyścig na orientację.
Wyjazd rowerem o 8 do Powidza. W Krzyżówce umówiłem się z Szymonem (paskud się spóźnił całe 25 minut ;) ), który dalszą część trasy jechał razem ze mną - jechało się bardzo przyjemnie bo z wiatrem.
Zapisy, odprawa, dostaliśmy mapy i karty do podbijania
parę minut na ustalenie taktyki zdobywania punktów i wystartowaliśmy...
pkt 0 - to był punkt obowiązkowy na początek, dojazd do niego wybrałem kiepski bo pojechałem z pamięci dłuższą drogą i okazało się że zameldowałem się jako przedostatni.
pkt A - nie doczytałem dokładnie opisu i punktu szukałem na samo hasło ambona, a tych ambon w okolicy trochę było - wlazłem na jedną - nic nie ma, wlazłem na drugą - nic nie ma, dopiero dalej zauważyłem zawodników którzy kręcą się koło samotnego drzewa z widocznym lampionem - 100 metrów biegu po polu i punkt zaliczony
pkt B - wszyscy obierający ten kierunek zdobywania punktów polecieli na punkt G, a ja postanowiłem trochę się cofnąć i zdobyć najpierw B żeby później nie zastanawiać się na której krzyżówce skręcić w lesie. Dotarłem do skrzyżowania w okolicy punktu B, patrzę a tam jakiś kocyk i rozłożone krzesełko, ale nigdzie nikogo nie widać - myślę sobie, kurcze... pewno sędzia gdzieś sobie polazł a tu mi czas leci... rozglądam się czy gdzieś nie ma perforatora, ale nic nie widzę. Spojrzałem jeszcze raz na mapę i oświeciło mnie że to nie to miejsce i punkt powinien być gdzieś 100 metrów dalej i go kawałek dalej znalazłem.
pkt G - zdobycie tego punktu obyło się bezproblemowo
pkt D - tutaj dojazd też poszedł gładko (chociaż nie w pełni tą drogą co chciałem bo zrobiłem z 1 km więcej), ale gorzej było ze znalezieniem "lampionu" - szukam po krzakach, rozglądam się na wszystkie strony a go nie widać. Już miałem się cofać na główną drogę, wyciągam mapę, ale z niej wychodzi że nie ma innej opcji... musi gdzieś tu być. Mówię sobie - może gdzieś na dole strumyka się znajduje... przeszedłem przez pokrzywy, wchodzę na murek mostka, patrzę się w dół... i BINGO... perforator wisi na dole na murze nad strumykiem
pkt C - dotarcie do miejsca bezproblemowe, ale ze znalezieniem paśnika gdzie był zawieszony lampion było już trudniej. Przejechałem odcinek raz bezskutecznie... w tym czasie dojechało z przeciwnego kierunku 2 zawodników i okazało się że jednym z nich jest Bikestatowicz Maks, który mnie rozpoznał, a ja go kompletnie nie mogłem sobie skojarzyć. Cofnąłem się i razem z nimi wypatrujemy paśnika - bezskutecznie. Ponownie przejazd tą samą drogą i wjechaliśmy w jedną z wąskich ścieżek i po 100 metrach... JEST PUNKT :)
pkt E - dojazd i znalezienie bezproblemowe
pkt F - dojazd bezproblemowy, ale dopadał mnie już kryzys energetyczny i myślenie przychodziło tak ciężko że miałem problem z określeniem zachodniego kierunku, przez co musiałem obiec oczko wodne dookoła zanim znalazłem PUNKT
pkt 0 - na koniec było trzeba ponownie pojawić się na tym punkcie, dojechałem bezproblemowo i dalej już na METĘ - ostatecznie moja trasa liczyła około 52 km i pokonałem ją w 2 godziny i 34 minuty.
Na mecie się zdziwiłem jak zobaczyłem że jest już 5 zawodników. Liczyłem że będzie tylko 3 (trzech wycinaków z Agpol Teamu), jeszcze bardziej się zdziwiłem jak się okazało że objechał ich zawodnik z poza najbliższych okolic.
Ostatecznie zająłem miejsce 4/8 w kategorii Elita i 6/14 w Open.
To był pierwszy mój start w tego rodzaju wyścigu i nie powiem ale BARDZO mi się podobało i zdecydowanie fajniejsza to zabawa niż ściganie się po wyznaczonej trasie.
Droga powrotna też rowerem razem z Szymonem z zahaczeniem o ucztę sielawową w Ostrowie (ehhh - nie postarali się dzisiaj - ostatnio miałem większy talerz i lepsze surówki)
Po drodze odwiedziliśmy też zamek w lesie (oooo - pojawiła się flaga na wieży)
Niby 120 km nic wielkiego, ale dzisiaj dystans ten dosyć mocno mnie wymęczył.
komentarze
Nie do końca rozumiem tą tabelę wyników, po nas z Elity dojechało jeszcze dwóch i sami mówili że jednego z punktów nie zaliczyli, jako ostatni dojechał jeden z mastersów - ten który dostał dyplom za 3 miejsce (było 3 mastersów) a wg tabeli jaką zamieścili jest ich 4. Zaś za mną i Krzysztofem tylko jeden z Elity.
Ale i tak uważam ze było warto, za rok podejdę już jako masters do tego maratonu i powinienem już łatwiej lokalizować ścieżki i kierunki.
Pozdrawiam i do spotkania na szlaku :)
Nie wyobrażam sobie by zestaw sielawy mógł byc większy niż miałem zazwyczaj, tzn wyobrazic sobie mogę, ale nie wyobrażam sobie go zjeśc i jechac dalej rowerem ;)