Nad Morze Bałtyckie w 1 dzień - Ustronie Morskie
-
DST
303.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
13:21
-
VAVG
22.70km/h
-
Sprzęt Leader Fox Evolution
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazdu nad morze w tym roku jakoś nie udało się zorganizować w miesiącach cieplejszych, więc rzutem na taśmę postanowiliśmy jechać teraz we wrześniu - prognozy pogody zapowiadały w miarę korzystny wiatr, temperatura w nocy też znośna więc można spróbować zmierzyć się po raz 6 z trasą nad morze - tym razem za cel wycieczki padło na Ustronie Morskie. Trasę zaplanowaną miałem już dawno, jednak była to wersja na jazdę całonocną, więc w ostatni dzień musiałem nanieść sporo zmian, aby trasa przebiegała częściowo po nieznanych mi terenach i nie było na niej dużego ruchu samochodowego. Na tą długą wycieczkę ponownie wybrałem się z moją Anetką, dla której będzie to druga szansa na złamanie dystansu 300 km :)
W trasę ruszamy o 2 w nocy z Niechanowa. Do Wągrowca jedzie się znakomicie - jak na wrześniową noc jest całkiem ciepło (ok. 12*C), wiatr w większości pomaga wiejąc w plecy, ruch samochodowy na drodze prawie nie istnieje. Kawałek za Wągrowcem niestety dopada nas deszcz - najpierw pada delikatnie, później coraz mocniej, ale jedziemy dalej licząc że to przelotny opad - niestety ubrania coraz bardziej przemoczone i rozpadało się jeszcze bardziej, więc zatrzymujemy się pod dachem zamkniętej stacji benzynowej. Po 15 minutach opady trochę ustały więc ruszamy dalej, gdyż na postoju zaraz robi się człowiekowi zimno. W rejonie tym znajduje się największa farma wiatrowa w Polsce, składająca się z 60 wiatraków - w nocy jest fajny efekt jak wszystkie mrugają czerwoną lampką w sposób zsynchronizowany.
Zjeżdżamy do Doliny Noteci, gdzie zaczyna robić się jasno... niestety ciągle popaduje deszcz, jest zimno, szaro, buro i ponuro więc widoki w tym pięknym miejscu nie pozwalają nacieszyć oczu.
Za Białośliwiem deszcz ponownie zaczyna mocniej padać i robimy ponownie postój pod wiatą przystankową w Wysoczce aby chwilę przeczekać mocniejsze opady - nie jest za dobrze - nogi przemoczone, kurtka i spodnie mokre. Na szczęście opady przechodzą na dobre, więc będzie można trochę przeschnąć w czasie jazdy.
W Krajence zatrzymujemy się na stacji benzynowej, gdzie wypijamy wytęsknioną gorącą kawę i konsumujemy śniadanie z sakwy. Spotyka nas tu miła niespodzianka... panowie z obsługi stacji jak usłyszeli gdzie jedziemy, pogadali i wręczyli nam na drogę słodki upominek w postaci dwóch przepysznych mufinek :)
Przed Jastrowiem natrafiamy na pierwszą z atrakcji, którą chciałem zobaczyć na własne oczy - uszkodzony most kolejowy na rzece Gwdzie. Most został uszkodzony przez wycofujące się wojska niemieckie w lutym 1945 roku. Linia została całkowicie rozebrana, na szczęście most ze względu na swoje gabaryty pozostał i stanowi swego rodzaju atrakcję.
Jak do Szwecji 13 km to musimy chyba być już gdzieś w Norwegii lub Finlandii ;)
Kolejną atrakcją, którą odwiedzamy jest opuszczone miasto-widmo Kłomino (Gródek), które do 1992 było bazą Armii Radzieckiej i zamieszkane było przez kilka tysięcy osób. Wybierałem się tu od wielu lat (dwa razy byłem w odległości rzutu beretem), ale niestety dotarłem tu zbyt późno, gdyż obecnie pustostany są już w prawie w całości wyburzone i pozostały tylko 3 opuszczone bloki, które nie tworzą mrocznego klimatu jaki tu zapewne panował kilkanaście lat temu.
Nasza dalsza trasa przebiega już po nieznanych mi terenach - jedziemy obok rzeki Piławy i Rozlewisk Nadarzyckich. Jest to teren atrakcyjny dla kajakarzy - samochody z przyczepami na kajaki mijamy co chwilę.
Następnie wjeżdżamy do Drawskiego Parku Krajobrazowego, który raczy nas ciągłą jazdą góra-dół przez dobre 70 km - większość to jazda w lasach, ale trafiają się też miejsca z przyjemnymi widokami.
Ukryte przesłanie w plamie smoły na asfalcie ;) Nie udało nam się rozwikłać tej zagadki :P
Jeden z ładniejszych widoków na trasie w Drawskim Parku Krajobrazowym to Jezioro Komorze, które przez wysokie brzegi sprawiało wrażenie mini-fiordów.
Te pagórki ciągnące się przez 70 km od Czochrynia, dają nam nieźle w kość - co się zjechało to za chwilę było trzeba podjeżdżać i tak w kółko aż do Białogardu.
W Połczynie-Zdrój mamy już na licznikach ponad 220 km, więc czas zjeść jakiś posiłek - żeby nie tracić czasu pada na kabanosy z bułkami, które konsumujemy na skwerze gdzieś w centrum miasta.
W rejonach tych popularne są drogi, gęsto obsadzone drzewami na poboczach - taki wystrój pobocza ciągnął się prawie aż do samego morza.
Końcówka trasy nie należała również do łatwych. Zrobiło się może bardziej płasko, ale niestety jakość asfaltów na bocznych drogach była tragiczna - przez 20 km wytrzęsło nas konkretnie na dziurach.
Około 18:30 dojeżdżamy do Ustronia Morskiego.
I upragniony widok na Morze Bałtyckie. Po raz kolejny wycieczka zakończona sukcesem.
Na koniec zakupy, kolacja i można iść spać na wcześniej zarezerwowanej kwaterze.
Mapa trasy (ślad z GPS):
Kategoria Inne ciekawe
komentarze
Jak się patrzy na ten most, to za stabilnie nie wygląda na fotkach. Są tam jakieś zabezpieczenia, czy ta konstrukcja sama tak wisi ?
wiadukt widzieliśmy również jak jechaliśmy do Sarbinowa niestety autem ;/
trzeba było zawitać też do Bornego Sulimowa - tam też jest wiele opuszczonych budynków i jeden z najciekawszych - kasyno :)
W kłominie jak jechaliśmy w walentynki było jeszcze 5 bloków - widac wyburzaja a szkoda bo miejsce miało klimat